– Czy nie może pan się dowiedzieć, kto podstawił fałszywą księżniczkę? Tę kobietę porwano. Może będzie się pan mógł czegoś od niej dowiedzieć.
– Sam wysłałem ją do Stanów Zjednoczonych – odrzekł król. – Kiedy prezydent przekazał mi wiadomość, że moją wnuczkę porwano, natychmiast zorientowałem się w niebezpieczeństwie. Groziło mi wciągnięcie Lankonii w wojnę. Dlatego wyprawiłem Neda na południe po kuzynkę Arii, która oprócz jakichś dwudziestu kilo ekstra jest do niej bardzo podobna. Kuzynka natychmiast odleciała do Ameryki z zadaniem odegrania Arii.
– Aria powiedziała mi, że wiadomość o jej porwaniu mogłaby pana zabić.
Król zajrzał do swojego kieliszka.
– Jestem twardszy, niż jej się zdaje. Obowiązek i królestwo idą najpierw, sprawy osobiste dopiero potem.
– Ona jest taka sama jak pan.
Król uśmiechnął się.
– Wasze kłótnie są dobrze znane, i w Stanach Zjednoczonych, i w Lankonii. Aria jest świetną aktorką, prawda?
– Czego ode mnie chcecie? – spytał J.T.
– Żeby pan został w Lankonii.
– Za nic – odparł J.T. wstając. – Chcę się znaleźć jak najdalej stąd. Mój kraj toczy wojnę, jestem tam potrzebny.
– Już pana zastąpiono.
– Niewielu ludzi wie o okrętach tak dużo jak ja – powiedział J.T. – Niełatwo mnie zastąpić.
– A co pan sądzi o Jasonie Montgomerym? Dwa dni temu przejął pańskie obowiązki. Da sobie radę?
J.T. z wrażenia usiadł. Stryj Jason był najmłodszym bratem jego ojca. J.T. marzył, żeby kiedyś wiedzieć tyle o okrętach co on.
– Całkiem dobrze. Kto pomaga ojcu prowadzić Warbrooke Shipping?
– Matka i jeden z pańskich braci, który leczy się z ran. Woli dochodzić do siebie siedząc za biurkiem, niż leżeć w wojskowym szpitalu.
– Zdaje się, że pan cholernie dużo wie – warknął gniewnie J.T.
Król uniósł rękę, żeby powstrzymać niechętną reakcję Neda.
– Od kilku tygodni bardzo się interesuję panem i pańską rodziną. Chciałem zdobyć pewność, że mogę panu ufać.
– Na pańskim miejscu nie ufałbym absolutnie nikomu. Nigdy nie widziałem takiego gniazda intryg.
– Owszem i właśnie dlatego chcę, żeby w pobliżu mojej wnuczki znajdował się ktoś, kto na pewno nie macza palców w tych brudnych machinacjach.
J.T. upił łyk wina.
– Czy powie mi pan, po co komu wpływy w tym zacofanym kraju? Czy wanad jest taki cenny?
– Wanad nie, ale uran tak – odrzekł spokojnie król. – Tuż po wybuchu wojny okazało się, że w Lankonii są pokłady uranu. Natychmiast zrozumiałem, że jeśli wiadomość o tym się rozniesie, to wplączę kraj w wojnę, bo obie strony będą chciały zyskać dostęp do uranu. Starałem się więc za wszelką cenę utrzymać odkrycie w tajemnicy. Najwyraźniej jednak ktoś się dowiedział i chce przejąć władzę. Ten człowiek widocznie wie, że Arii nie można łatwo narzucić swojego zdania, dlatego chciał się jej pozbyć.
– Kto wobec tego zostaje? Nie wyobrażam sobie, żeby pan ustąpił bez walki.
– Byłem prawdopodobnie następny na liście. Królową zostałaby moja wnuczka Eugenia, młodsza siostra Arii, którą, co z przykrością stwierdzam, dość łatwo byłoby sterować.
– Nie domyśla się pan, kto pragnie śmierci Arii?
– Każdy z pewnej grupy osób. Chcę, żeby pan został w Lankonii i się tego dowiedział, a w najgorszym razie zapewnił jej ochronę.
– Ona jest stanowczo zbyt uparta, żeby ją chronić. Widzi pan, to nie jest moja walka. Mój kraj toczy wojnę, więc skoro nie jestem potrzebny na Key West, to równie dobrze mogę dźwigać karabin jak każdy inny mężczyzna.
– Ale tego tutaj nie może zrobić każdy mężczyzna. Powiedziałem prezydentowi pana kraju, że jeśli odda mi pana do dyspozycji, to sprzedam uran Stanom Zjednoczonym. – Król wręczył porucznikowi kopertę, opatrzoną nagłówkiem „Ściśle tajne”.
J.T. otworzył ją nader niechętnie, wiedział bowiem, co zawiera. W liście prezydent Franklin Roosevelt prosił go o pozostanie w Lankonii i pomoc w tej trudnej sprawie. Przekonywał, że J.T. lepiej pomoże swemu krajowi będąc w Lankonii niż w Stanach Zjednoczonych.
– Czemu nie poprosi mnie, żebym poszedł na front? – wymamrotał J.T. składając list.
Król przystąpił do jedzenia winogron.
– Czy mogę spytać, czemu to zadanie budzi w panu taka niechęć? Będzie pan mieszkał w pałacu, w pięknym otoczeniu. Najbardziej uciążliwym pana obowiązkiem będzie towarzyszenie mojej wnuczce podczas porannej konnej przejażdżki. Będzie pan jadł, czego dusza zapragnie. Dlaczego woli pan zginąć od kuli?
– Bo nie chcę znowu oglądać na oczy pana wnuczki, ot co. Jest rozpaskudzonym dzieciuchem, który traktuje ludzi jak zabawki. Mam jej dość.
– Rozumiem. A więc z powodów osobistych. Czyli Amerykanie przedkładają sprawy osobiste nad obowiązek wobec kraju.
– Wcale nie. Tylko że… – J.T. urwał. – Ojczyzna znaczy dla mnie więcej. Chcę jej pomóc tak, jak umiem.
– Wobec tego niech pan zostanie i zapewni ochronę mojej wnuczce – powiedział król. – Nie jestem przyzwyczajony do ustawicznych próśb, ale teraz bardzo pana o to proszę. Dla pana ona może być kłopotliwa, ale dla mnie stanowi największą radość w życiu. Jest dobra, pełna ciepła i miłości, a poza tym w jej rękach leży przyszłość naszego kraju. Przykro mi, że pan widzi ją w inny sposób niż ja.
– Ona potrafi być całkiem w porządku – przyznał opornie J.T., bawiąc się widelcem. Nie chciał znów widywać Arii dzień w dzień. – Jak mógłbym to zrobić? To znaczy, jak mógłbym się znaleźć w jej kręgu towarzyskim, gdybym zgodził się zostać?
– Bez żadnych przebrań. Mogliśmy się spotkać, kiedy pański samolot przymusowo wylądował dla dokonania naprawy. Polubiłem pana i zatrudniłem jako doradcę w sprawach technicznych. Albo na przykład pański prezydent mógł pana delegować do nadzoru nad realizacją umowy w sprawie wanadu. Pańska żona oczywiście wróciła do Stanów Zjednoczonych. Tak czy owak nie miałby pan żadnych obowiązków oprócz sprawowania ochrony nad moją wnuczką. Mieszkałby Pan tutaj otoczony szacunkiem i wygodami.
– A co z ludźmi, którzy sądzą, że Aria to Kathy Montgomery?
– Będą przeklinać los, który zesłał ich na drogę wtrącającego się do wszystkiego starego króla.
J.T. przez chwilę siedział w milczeniu, manipulując jednym z pięciu widelców spoczywających po lewej stronie Jego talerza.
– Nie pozostaje mi nic innego, jak wszędzie chodzić za Pana wnuczką. Chcę wprowadzić parę zmian w tym kraju.
Wyraz twarzy króla od razu się zmienił. Sympatycznego, starego człowieka zastąpił potomek wielu pokoleń wojowników.
– Jakie zmiany ma pan na myśli?
– Nawodnienie. Tamy. Chciałbym przynajmniej pod pewnymi względami wprowadzić ten kraj w dwudziesty wiek.
Król wydawał się zaskoczony.
– Zna się pan na tym? To wspaniale. Naturalnie może pan pomóc parobkom tak, jak pan chce.
– Parobkom? Nikt ich nie uwolnił? – spytał ironicznie J.T.
– Ależ są wolni, oczywiście. To tylko takie słowo. – Król zamilkł na chwilę. – Poruczniku Montgomery, chcę pana o coś spytać. Generał Brooks meldował o tym osobiście prezydentowi. Opisał moją wnuczkę tak, jak ją zastał w waszym domku na Key West. Czy to możliwe?
J.T. uśmiechnął się na wspomnienie tamtego popołudnia. Niemal słyszał ryczące radio.
– Włosy w papilotach, dżinsy, moja koszula, obok chrypiące na cały głos radio, a ona przyrządza hamburgery z rusztu i tańczy? – spytał.
– Tak – potwierdził król z niedowierzaniem. – Nigdy jej tak nie widziałem. Jej matka, żona mojego syna, zawsze pamiętała, że Aria któregoś dnia zostanie królową, i wychowywała ją tak, żeby nie znała żadnych uczuć, a w każdym razie ich nie okazywała. Niech pan mi powie, czy pan kiedykolwiek widział ją płaczącą?