Выбрать главу

– Tylko raz.

Król przez chwilę przyglądał się J.T. w zamyśleniu.

– Pozwoliła panu zobaczyć coś takiego? Nie miałem pojęcia, że byliście ze sobą tak blisko.

– Są dwie Arie. Jest moja żona, która potrafi… – J.T. uśmiechnął się. – Która potrafi być do rzeczy. No, i jest księżniczka Aria, sztywniaczka w gorsecie zasad. Tej Arii nie mogę znieść, a w Lankonii Aria z każdą sekundą coraz bardziej staje się babą, którą poznałem na wyspie.

Król zapatrzył się w zawartość kieliszka.

– Może mógłby jej pan pokazać, jak być w mniejszym stopniu… jak pan to ujął? Sztywniaczka w gorsecie zasad?

– To nie robota dla mnie – powiedział J.T. odsuwając krzesło. – Jestem tutaj, żeby zapewnić jej ochronę i pomóc w modernizacji kraju. Jak dla mnie może sobie pozostać sztywniaczka. Jestem dzięki temu bardziej bezpieczny. Kiedy jest taka, nie grozi mi, że się zaangażuję uczuciowo.

– Obawia się pan zaangażować? – spytał cicho król.

– Owszem. Trudno mi było powiedzieć jej do widzenia pierwszym razem, przy następnej okazji byłoby jeszcze gorzej.

– Rozumiem. Ale oczywiście następna okazja jest nieunikniona. Rząd Stanów Zjednoczonych powinien był przyjrzeć się lankońskiemu prawu. Amerykanin bez tytułu nie może być małżonkiem królowej. Musiałaby abdykować. Chyba że upomniałby się o pana naród lankoński, w co szczerze wątpię.

– Ona nie abdykuje, a nawet gdyby chciała, nie pozwoliłbym jej na to. I milo mi słyszeć, że nie mogę być królem, zresztą nawet gdyby ktoś mi złożył taką propozycję, nie przyjąłbym tego stanowiska. A teraz może ktoś wskaże mi sypialnię, chyba że mam spędzić noc w lochu, razem z innymi więźniami.

Król skinął głową na Neda, który pociągnął za sznur przy ścianie. Natychmiast otworzyły się drzwi i weszło czterech strażników.

– Proszę zaprowadzić porucznika Montgomery’ego do czerwonej sypialni – polecił król.

Gdy J.T. odszedł, odezwał się Ned.

– Ten człowiek nie panuje nad swym językiem. Nie jest godzien dotknąć sukni jej wysokości.

Król opadł na oparcie krzesła i uśmiechnął się.

– Jest lepszy, niż się spodziewałem. Postaraj się być dla niego miły, Ned, bo jeśli postawię na swoim, to ten człowiek będzie następnym królem Lankonii. – Roześmiał się, widząc, że Ned prawie spluwa z obrzydzeniem.

16

Nie, nie, nie! – zaskrzeczała lady Werta. – To jest kuzyn w siódmym pokoleniu, dwudziesty ósmy w kolejności do tronu.

Aria przygryzła bok języka tylnymi zębami, z nadzieją, że ból przypomni jej, iż należy zachować spokój. Nie spała całą noc z powodu niewygód w pasterskim wózku, tymczasem lekcje zaczęły się od szóstej. Była już czwarta po południu i Aria dość dawno przekroczyła próg wytrzymałości. Rano bez końca ćwiczyła chód. Najpierw udawała Amerykankę, która usiłuje wcielić się w księżniczkę, ale zmęczyła się i chciała, żeby wreszcie pozwolono jej usiąść, więc zaczęła prezentować chód następczyni tronu.

Ale dla lady Werty nawet to nie wystarczyło. Powiedziała, ze prawie dobrze, ale chód księżniczki Arii jest o wiele bardziej królewski, a pani Montgomery nigdy nie uda się z powodzeniem Wejść w tę rolę.

Pierwszy raz Aria spotkała się z uprzedzeniem. Przestała grać, starała się po prostu być sobą, ale lady Werta wciąż oceniała ją negatywnie. Potem dama dworu pokazywała fotografie ludzi ostatnio widzianych przez Arię w dzieciństwie, szybko mówiła jej, kto jest kim, a potem tasowała fotografie i żądała od Arii poznawania dalekich krewnych. Rąbała jej też kilometrowe wykłady na najbardziej banalne tematy, takie jak tłumaczenie, że pani Montgomery nie mówi i nie rozumie po lankońsku.

W południe odwiedził je marszałek dworu.

– Jak idzie? – spytał po lankońsku.

– Nie jest zła, ale nie ma osobowości księżniczki Arii Daję jej filiżankę herbaty, a ona odpowiada „dziękuję!”. Podziękowałaby chyba, nawet gdybym podała jej tę herbatę w cynowym kubku. Nikt nie uwierzy, że to księżniczka Aria. Jest za sympatyczna.

Aria omal nie podskoczyła z wrażenia. Czyżby zawsze wszystkim tylko dawała się we znaki?

Przez kilka godzin trzymała się swojej poprzedniej pozy, ale w czasie popołudniowej przerwy na herbatę była już bardzo zmęczona i wyraźnie to wszystkim pokazała.

– Co to za talerzyki? Z jakich kwiatów jest ten wzorek?

– Chyba z groszku pachnącego – odrzekła lady Werta. – Niech pani się pośpieszy i kończy, bo lekcje czekają.

Były w wiejskim domu marszałka dworu, miejscu tak przestronnym i wystawnym, że Aria solennie postanowiła skontrolować finanse urzędnika.

– Chcę mieć talerzyk w róże. Mówiłaś, zdaje się, że księżniczka Aria zawsze piła herbatę z serwisu w róże. No, więc jeśli mam być Arią, to też chcę mieć serwis w róże. I świeże ciastka. Te wyglądają tak, jakby zostały z posiłku służby. Rozumiesz? Chcę mieć serwis w róże i świeże ciastka, a potem trochę pośpię. Jestem zmęczona i muszę odpocząć.

– Dobrze, wasza wysokość – powiedziała potulnie lady Werta, wycofując się z pokoju. Aria uśmiechnęła się pod nosem. Dawno już kaprysami nie osiągnęła zamierzonego celu.

Zaczęła nadrabiać stracony czas. Przez następne dwadzieścia cztery godziny całkiem wykończyła lady Wertę. Narzekała dosłownie na wszystko. Albo było za gorąco, albo za zimno, albo jej się coś nie podobało. Stroje należało oddać do przeróbek. Marszałek dworu zapalił w jej obecności papierosa, więc złajała go i wyrzuciła z pokoju.

– Teraz jest lepsza, nie? – spytał marszałek dworu po lankońsku.

– Lepiej mówi – powiedziała lady Werta, odsuwając zabłąkany kosmyk włosów z twarzy. – Jest prawie tak samo arogancka jak prawdziwa księżniczka.

– Czy pokażemy ją rodzinie?

– Wieczorem. Ludzie zaczynają mnie wypytywać, gdzie ona się podziewa. Czy słyszał pan coś o okupie?

– Chcą milionów – odrzekł marszałek dworu. – Nie mam pojęcia, skąd tyle wziąć.

– Czy jego wysokość ma się dobrze? Jeszcze nikt mu nie powiedział o porwaniu, prawda?

– Jego wysokość jest w swym domku myśliwskim. Nieświadom niczego, chociaż trudno było utrzymać przed nim tajemnicę. Chce zobaczyć wnuczkę. Towarzyszy mu księżniczka Eugenia.

Lady Werta westchnęła.

– Musimy ją przygotować. Król się starzeje. Mam nadzieję, że nie odkryje tej farsy. Powinniśmy się cieszyć, że księżniczka Aria jest taka zimna. Nikt nie będzie za nią tęsknił.

Aria słuchała tego odrętwiała. W Ameryce nie była zimna.

– Zachowujecie się bardzo niegrzecznie, mówiąc w mojej obecności językiem, którego nie rozumiem – rozzłościła się. – Weźmy się jeszcze raz do fotografii. Kto z tych ludzi jest teraz w pałacu?

Najstarszą część lankońskiego pałacu królewskiego zbudował jeszcze w trzynastym wieku Rowan Wielki. Była to imponująca budowla z kamiennych bloków, twierdza potężna tak samo jak władca, który ją postawił. Znajdowała się na wzgórzu, stromo opadającym po trzech stronach, a po jednej łagodnie nachylonym. Na zboczu z najmniejszym spadkiem odbywały się w czternastym wieku liczne egzekucje z rozkazu Hagera Znienawidzonego. U podnóża południowo – wschodniego stoku płynęła rzeczka, dalej przecinająca miasto, na które ciągnął się widok z okien górującego nad nim pałacu.

W 1664 roku Anwen, wielki miłośnik sztuki, otynkował dawne kamienne mury, powiększył zamek i nadal mu wygląd olbrzymiej, pięciopiętrowej włoskiej willi. Siedziba Kowana stała się wschodnim skrzydłem, w centrum dobudowano większą, główną część budowli, dodano również skrzydło zachodnie, symetryczne do wschodniego. Kosztem znacznego uszczuplenia skarbca Lankonii sprowadzono z Włoch rzadki żółty piaskowiec na fasadę.