Znów odwróciła się w inną stronę, bo widok porucznika Montgomery’ego, mającego na sobie jedynie ręcznik, przypominał jej wspólnie spędzone noce.
– Jak zostanie mi pan przedstawiony? – spytała.
– Wieść głosi, że przysłano mnie tutaj w sprawie wanadu, a przy okazji również w sprawie amerykańskich baz wojskowych w Lankonii. Król życzy sobie, żebyś pokazała mi Escalon, bo Stany Zjednoczone zastanawiają się nad kupnem całego kraju.
– Słucham – zdumiała się. – Stany Zjednoczone mają kupić Lankonię?
– Tak słyszałem. Chociaż osobiście nie widzę takiej możliwości. Dopiero co poradziliśmy sobie z kryzysem, a taki zakup mógłby nas wpędzić w następny. Ale pretekst, jaki wymyślono dla uzasadnienia mojej obecności, daje nam okazję do wspólnego spędzania czasu. Musisz pokazać mi domowe rachunki. Musisz opowiedzieć mi o swoim kraju i w ogóle sympatycznie się do mnie odnosić. Masz, przepraszam za wyrażenie, uwieść mnie pięknem swego kraju.
– Nie sądzę, żeby to było możliwe. Dziadek oczywiście nie wie, co zaszło między nami, ale nie ma prawa prosić mnie o coś takiego.
– Dziadek wie dosyć, by zdawać sobie sprawę z grożącego ci niebezpieczeństwa. Ale, ale. Czy jesteś pewna, że przebywanie tutaj ze mną dobrze ci służy? Ludzie na pewno widzieli, że tu wchodzisz.
Aria zamrugała. Wiedziała, że nikt nie widział, jak wchodziła, ale na widok Jarla i wielkiego loża zapomniała o swym nowym postanowieniu znalezienia szczęścia z Julianem.
– Muszę już iść. – Ruszyła do drzwi.
– Nie tędy – powiedział, chwytając ją za ramię. Podszedł do marynarskiego worka, leżącego na podłodze, i wyciągnął plik papierów. – Twój dziadek dał mi plany podziemnych przejść w tym pałacu.
– Co takiego?
– Powiedział, że kolejni królowie dostawali te mapy w spadku, w dniu czytania testamentu zmarłego poprzednika, ale uznał, że ta sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków. Jesteśmy tutaj – powiedział, patrząc na jedną z map. – W sypialni dla oficjalnych gości, prawda? Król miał swoje powody, żeby mnie tu umieścić. Widocznie uważał, że jest to bardzo szczególna komnata. – Zaczął przesuwać dłonie po dębowej boazerii. – No, i jest – powiedział. Przycisnął guzik, ale nic się nie stało. – Tylko że drzwi trzeba pewnie naoliwić. – Na biurku leżał nóż do papieru, J.T. wsunął go więc w szparę, aż zrobiła się dostatecznie szeroka, by mógł pomóc sobie palcami. Wtedy pociągnął i zdołał otworzyć drzwi. Usłyszeli zgrzyt mechanizmu, po chwili powiało stęchlizną.
– Jeśli pan sądzi, że tam wejdę, to grubo się pan myli – powiedziała Aria. J.T. wyciągnął latarkę z marynarskiego worka.
– Jeśli wyjdziesz z tego pokoju ubrana tak jak teraz, to cały dwór zatrzęsie się od plotek. Twój hrabia Julian nie ożeni się z tobą, bo będziesz miała splamioną reputację, a mnie, człowieka z ludu, prawdopodobnie powieszą za zuchwałość, bo odważyłem się spojrzeć na nocną koszulę królowej. Chodźże. Co ci się może stać?
Miejsce było okropne. Korytarz wyglądał tak, jakby nie korzystano z niego całe wieki. Kamienne schody, które prowadziły w dół, były zasnute pajęczynami. Panowały egipskie ciemności, więc Aria, która miała na nogach nocne pantofle, nieustannie się ślizgała.
– Dlaczego nie wiedziałam o tym przejściu? – szepnęła.
– Zdaje się, że jeden z waszych poprzednich królów kazał stracić wszystkich, którzy wiedzieli o tajnych korytarzach. Uważał, że powinien o nich wiedzieć tylko król.
Aria uniosła rękę, żeby osłonić twarz przed pajęczynami. Pantofelki miała już tak brudne, że nadawały się tylko do wyrzucenia.
– To musiał być Hager Znienawidzony, w czternastym wieku. Skazywał ludzi na śmierć pod byle jakim pretekstem.
– Miły krewny, jest się kim chlubić. Kto zbudował ten pałac?
– Rowan – odrzekła Aria. W jej tonie było coś takiego, że J.T. popatrzył na nią uważnie.
– Rozumiem, że to był przyzwoity facet.
– Bardzo. Dokąd prowadzi ten korytarz?
– Tutaj – odrzekł J.T., zatrzymując się przy zardzewiałych, obitych żelazem drzwiach. – Miejmy nadzieję, że uda się je otworzyć. – Podał jej latarkę.
– A ten dokąd prowadzi? – spytała, wskazując snopem światła korytarz odgałęziający się w lewo.
– Na dół, do waszych lochów, a potem gdzieś do miasta. Twój dziadek twierdzi, że wyjście jest prawdopodobnie zablokowane, bo stoi na nim dom. No, otworzyłem! Zgaś latarkę.
Aria popatrzyła na cylindryczny przyrząd.
– Jak?
Wziął od niej latarkę i zgasił.
– Według mapy jesteśmy w północnej części Królewskiego Ogrodu. Czy wiesz, jak stąd wrócić do swojej komnaty?
– Oczywiście. – Zaczęła się oddalać.
– Poczekaj chwilę, księżniczko. Nie powiedziałaś mi, co robisz rano. Nie zamierzam spuszczać cię z oczu.
Aria postanowiła przemilczeć poranną eskapadę z Julianem.
– Rozkład zajęć zaczyna mi się o dziewiątej – powiedziała zgodnie z prawdą. – Od przejażdżki konnej.
– Nie wychodź przedtem z pokoju, przyjdę po ciebie.
– Przecież pana nie znam. Musimy najpierw zorganizować oficjalną prezentację.
– Możesz powiedzieć, że dziadek do ciebie zatelefonował, jeśli w tej rozsypującej się kupie kamieni jest jakikolwiek telefon.
– Jesteśmy bardziej nowocześni, niż się panu zdaje. Dobranoc, poruczniku Montgomery – powiedziała wyniośle i odwróciła się.
– Poczekaj – powiedział i przytrzymał ją za ramię. Długo przyglądał jej się w księżycowej poświacie. – Dobrze, teraz zmykaj stąd.
Odskoczyła od niego i prawie biegiem puściła się znajomymi ścieżkami. Dotarła do kuchennych drzwi, pokonała schody i przedostała się do nowszego skrzydła pałacu, w którym znajdowały się jej apartamenty.
– Będę kochała Juliana – szeptała do siebie. Miała zamiar wzbudzić w sobie miłość do Juliana i zapomnieć o tym ordynarnym, bezczelnym Amerykaninie, który przez chwilę był jej mężem. Który powiedział, że jest zimna i odczłowieczona. No, dopiero teraz mu pokaże, jaka niedostępna potrafi być następczyni tronu. Nieważne, ile czasu spędzili ze sobą. Będzie go traktowała jak najzwyklejszego człowieka z ludu.
W korytarzu nie było nikogo z wyjątkiem strażnika stojącego przed jej drzwiami. Musiała przemknąć się jakoś do swojej sypialni i być tam, gdy rano przyjdą garderobiane. Nawet gdyby plotki głosiły, że o późnej porze wyszła dokądś w nocnym stroju, kobiety powiedzą, że to niemożliwe, bo zastały ją rano w sypialni, a nikt nie widział, żeby wchodziła do swych apartamentów drugi raz.
Z amerykańskich filmów wiele się nauczyła. Podniosła jajowaty kawałek malachitu ze stolika stojącego pod ścianą i potoczyła go korytarzem przed nosem strażnika. Przyjrzał się zjawisku i zgodnie z oczekiwaniami poszedł podnieść dziwny przedmiot. Aria tymczasem błyskawicznie wślizgnęła się do swych apartamentów.
Musiała się oczywiście przebrać, nabyta zagranicą umiejętność bardzo jej się więc przydała. Cieszyła się też, że umie ściągnąć gąbką pajęczyny z koszuli nocnej. Natomiast pantofelki były w stanie beznadziejnym – dla ukrycia ich przed garderobianymi Aria wcisnęła je po jednym do rękawów ceremonialnej sukni.
Było już późno, gdy wsunęła się do łoża na miejsce obok ciepłej, smacznie śpiącej Geny. Przez chwilę zdawało jej się, że jest razem z J.T. i że przytula się do niego, zaraz jednak złapała się na tej myśli. Nie mogła pozwolić, by ten człowiek znów stał się częścią jej życia. Są ważniejsze sprawy niż to, co się dzieje w łóżku.
Nazajutrz miała być sam na sam z Julianem. Postanowiła, że pozwoli, by pomógł jej zapomnieć.
Wasza wysokość!