Выбрать главу

– Jest chory od rozpieszczania, mniej więcej tak samo jak reszta ludzi tutaj – powiedział J.T., nalewając whisky także dla siebie. – Od tej pory jesteś pod moją nieustającą opieką. Nie znikasz mi z oczu i nigdzie beze mnie nie chodzisz.

– To raczej niemożliwe. Mam wiele obowiązków. Mój dziadek nigdy nie dopuszczał myśli, że monarcha może pozostawić nie wyćwiczonego następcę. Jestem bez przerwy osobą publiczną. Taką cenę płacę za przywilej bycia księżniczką.

– Z tego, co dotąd widzę, kiepski to przywilej.

– Mam też zobowiązania wobec narzeczonego – powiedziała, dopijając whisky. – Julian ma rację, że nasze małżeństwo dobrze posłużyłoby Lankonii.

– Podano lunch, wasza wysokość – odezwała się Brownie z progu.

J.T. dopił swoją whisky.

– Wspaniale. Przyślij mi zaproszenie na uroczystość. Chętnie pomogę, w czym będę mógł, gdy tylko się przekonam, że hrabia nie jest zamieszany w spisek. A teraz coś zjedzmy.

18

W dwadzieścia minut później hrabia Julian wrócił z siłami, sprawiającymi wrażenie armii. Zamierzano urządzić w domku myśliwskim sztab poszukiwań księżniczki i zamachowca. Ale gdy Julian wszedł do izby jadalnej, zobaczył jej wysokość siedzącą przy stole z tym amerykańskim plebejuszem. Oboje jedli ohydnie pospolity posiłek.

– Miło znowu pana zobaczyć, hrabio – zawołał Amerykanin. – Myśleliśmy, że już pan nas nie zaszczyci swą obecnością.

– Brać go! – rozkazał hrabia Julian jednemu z czterech żołnierzy idących za jego plecami.

– Nie! – Aria wstała. – On uratował mi życie, nie wolno go tknąć. Zostawcie nas.

Dowódca straży wykonał dworski ukłon i wraz ze swymi ludźmi opuścił izbę.

– Julianie – powiedziała stanowczo Aria. – Straż i ty odprowadzicie mnie do pałacu. Mam po południu pełny kalendarz zajęć.

J.T. wstał i podszedł do nich.

– Nie możesz występować publicznie.

– A co mam robić? Zamieszkać w wieży? Czy mam też znaleźć sobie kogoś, kto będzie próbował moje potrawy? A może zamknąć się w więzieniu? – Zwróciła się do Juliana. – Dla wyjaśnienia mojej nieobecności na porannych audiencjach powiemy, że spadłam z konia i musiałam pieszo zejść ze szczytu. Lepiej, żeby ludzie się ze mnie śmiali, niż żeby ogarnął ich strach. – Pierwsza skierowała się do drzwi.

J.T. przytrzymał Juliana.

– Nie możemy jej na to pozwolić. To zbyt niebezpieczne.

Julianowi w niepojęty sposób udało się spojrzeć z góry na wyższego przecież J.T.

– Ty tego nie potrafisz zrozumieć, człowieku. To jest następczyni tronu, będzie kiedyś królową.

– Rozumiem, że powinien pan ją kochać, hrabio.

– Co to ma do rzeczy?

– Jej życie jest w niebezpieczeństwie, ty mały… – J.T. urwał. – A może chciałbyś tylko, żeby ci nie zawadzała?

– Gdyby była inna epoka, a ty, człowieku; byłbyś dżentelmenem, wyzwałbym cię za to na pojedynek. – Julian obszedł J.T. i opuścił izbę.

– Jestem gotów w każdej chwili – zawołał za nim J.T.

Dla J.T. reszta dnia była koszmarem. Trzymał się tak blisko Arii, jak tylko było to możliwe, ale nieustannie mnóstwo ludzi ich rozdzielało. Wielu wyciągało ramiona ku następczyni tronu i miało łzy w oczach. Cieszyli się, że widzą swą księżniczkę. Długo nie było jej w ojczyźnie, więc wszyscy chcieli się przekonać, że Aria dobrze się czuje, a plotki o jej chorobie są nieprawdziwe.

J.T. miał kłopoty ze zrozumieniem, czym jest Aria dla tych ludzi. Jakiś staruszek na wózku inwalidzkim popłakał się, gdy Aria ujęła jego dłonie.

– Nie żyłem na próżno – wycharczał. – Moje życie ma teraz sens.

J.T. usiłował wyobrazić sobie reakcję Amerykanów na spotkanie z prezydentem. Połowa prawdopodobnie wykorzystałaby tę okazję, żeby mu powiedzieć, co należy robić lepiej. Zawsze też towarzyszyło temu uczucie tymczasowości. Cztery lata i następna kadencja.

Aria była jednak księżniczką na całe życie, bez względu na to, jak długo będzie to trwało. Pod wpływem tej myśli J.T. niespokojnie drgnął.

Szpalery ludzi ciągnęły się po obu stronach ulic wszędzie, gdzie przechodziła księżniczka. W Akademii Nauk J.T. stał Pod ścianą i słuchał niewiarygodnie nudnego wykładu o żukach. Nawet głośno ziewnął, na co lady Werta obróciła się i przesłała mu miażdżące spojrzenie.

Za kwadrans siódma Arię wsadzono do zabytkowego, bardzo starannie wypucowanego Rolls Royce’a, żeby odwieźć ją do pałacu. J.T. przepchnął się przez tłum, otworzył drzwi samochodu po drugiej stronie i wsiadł do środka, razem z lady Wertą i Arią.

– Niech pan natychmiast wysiądzie! – zagrzmiała lady Werta. – Zatrzymać samochód! – zawołała do kierowcy.

– W porządku, niech jedzie – zgodziła się Aria.

– To nie jest w porządku – parsknęła lady Werta. – Pani nie może być z nim widziana. Ludzie zrobią się podejrzliwi i wtedy nigdy nie uda się sprowadzić z powrotem do pałacu prawdziwej księżniczki. I już nigdy jej nie zobaczymy.

Aria zaczęła uspokajająco klepać damę dworu po dłoni.

– Czego chcesz? – spytała ze złością J.T., udając Kathy Montgomery, co zresztą przyszło jej z dużą trudnością. – Powiedziałam ci, że nie chcę cię więcej widzieć.

– Król wynajął mnie do ochrony księżniczki, a nie mogę tego robić, kiedy jesteś w takim tłumie.

– Księżniczka musi wypełniać swoje obowiązki – oznajmiła wyniośle lady Werta.

J.T. chciał jeszcze coś powiedzieć, ale bez słowa zamknął usta. Czyżby nikt z tych ludzi nie miał nawet odrobiny rozumu? Darzą swoją księżniczkę uwielbieniem, a przecież jeśli nie zapewnią jej ochrony, księżniczka długo nie pożyje.

Z wielką niechęcią odstąpił od Arii, gdy znaleźli się w pałacu. Jego komnata była daleko od apartamentów następczyni tronu, zdawał więc sobie sprawę, że w razie potrzeby nie zdąży z pomocą na czas.

W jego komnacie stał człowieczek ubrany w liberię, zdaje się że w barwach miejscowego władcy, szaro – złotą.

– Co pan tu robi? – spytał podejrzliwie J.T.

– Jego wysokość prosił, żebym zaopiekował się panem podczas pańskiego pobytu w Lankonii. Nazywam się Walters. Będę pana ubierał, doręczał panu przesyłki i robił wszystko, czego pan sobie zażyczy. Jego wysokość pouczył mnie, że mam zachować najdalej posuniętą dyskrecję. Przygotowałem panu kąpiel. Mundur czeka odprasowany.

– Nie potrzebuję nikogo… – zaczął J.T… ale uznał, że Walters może mu się jednak przydać.

– Oto list od jego wysokości – powiedział służący.

Kremowy czerpany papier zapieczętowano czerwonym woskiem, na którym odciśnięto imponującą pieczęć herbową. Król pisał, że Waltersowi można ufać bez zastrzeżeń, że Walters wie o wszystkim i ma znakomity słuch.

J.T. zaczął się rozbierać. Gwałtownie odsunął ręce Waltersa, gdy ten chciał rozpiąć mu koszulę.

– Słyszałeś, co się dzisiaj stało? – spytał.

– Podobno jej wysokość miała wypadek.

J.T. spojrzał na Waltersa bardzo ostro.

– Czy tylko tyle słyszałeś?

– Hrabia Julian powiedział, że księżniczka zgubiła się w lesie, ale udało mi się podsłuchać jego rozmowę z lady Bradley. Stąd wiem, że ktoś strzelił do księżniczki. Hrabia wydaje się przekonany, że to był wypadek podczas polowania. – Walters odwrócił głowę, tymczasem J.T. rozebrał się do reszty i wszedł do wanny.

– A ty co o tym sądzisz?

– To ja zakopałem jej pieska, proszę pana. Ktoś zabił go nożem, a potem rozpruł mu brzuch i w czasie gdy księżniczka spala, wsadził go pod łóżko. Księżniczka zobaczyła psi ogon między nocnymi pantoflami i wezwała mnie, żebym uprzątnął zwierzę, zanim kto inny je zobaczy.