– Aria musi się elegancko zachowywać. Ciąży na niej odpowiedzialność, podczas gdy reszta z nas upaja się luksusem. Ona pracuje, a my zbieramy tego owoce. – Roześmiała się znowu, widząc minę J.T. – Ci ludzie tutaj wymienią panu mnóstwo zajęć, z których się utrzymują, ale tak naprawdę jesteśmy na garnuszku Arii. Ona będzie wspaniałą królową.
Zaczęła atakować go Barbara i J.T. musiał się odwrocie od lady Bradley, ale myśl o Arii w roli królowej przypomniała mu o wciąż żywym problemie. Ktoś próbował Arię zabić i było bardzo możliwe, że właśnie ten ktoś siedzi przy stole. Czy lady Bradley nie powiedziała czegoś znaczącego? Aria utrzymuje tych ludzi. Może ktoś chce więcej niż tylko mieć luksusowe mieszkanie i wyżywienie. Postanowił nazajutrz przejrzeć pałacowe rachunki i sprawdzić, komu potrzeba pieniędzy.
Zerknął na Genę, śmiejącą się z jakiegoś dowcipu zniewieściałego Freddiego. Był pewien, że gdyby Gena została królową i osobiście miała zawładnąć majątkiem ze sprzedaży uranu, to sprzedałaby go każdemu, kto dobrze zapłaci. Prawdopodobnie przepuściłaby wszystko w pięć lat, i pieniądze, i zasoby uranu. A ten, kto miałby Genę, mógłby zyskać dostęp do pieniędzy. Wystarczyłoby tylko pozbyć się Arii i króla. Wtedy Gena odziedziczyłaby wszystko.
Posiłek był długi i nudny. Służba podawała danie za daniem, każde na chińskiej porcelanie z innym wzorem. Królewska rodzina nie jadła dużo, ale zdawała się dużo pić.
– Dlaczego król nie mieszka w pałacu? – zainteresował się J.T., kierując pytanie do lady Bradley.
– Mówi, że powietrze w okolicy domku myśliwskiego jest lepsze dla jego zdrowia, ale tak naprawdę, to po prostu nas nie lubi. To znaczy lubi Arię i Genę, ale nikogo poza tym. Jesienią przenosimy się do znacznie mniejszego pałacu na południu, a jego wysokość wraca wtedy do pałacu w stolicy. Kiedy wracamy, on wyjeżdża. Tak jest wygodnie dla wszystkich, nawet dla Arii, bo gdy dziadka nie ma, ona jest w pewnym sensie królową.
J.T. pomyślał, że nie miałby do króla najmniejszych pretensji o takie zachowanie.
Przez cały posiłek, który składał się właściwie wyłącznie ze spieczonych na wiór mięs, podlanych ciężkimi sosami, które smakowały jednakowo, J.T. obserwował Arię. Kilka razy pochyliła się do Juliana i ich głowy znalazły się blisko siebie, raz Julian powiedział coś, co wywołało na jej twarzy rumieniec.
J.T. przypomniał sobie ich wspólne dni na Key West. Przypomniał sobie śmiech Arii, rozmowę o destylarni wody, jej taniec na balu w duecie z Amandą Montgomery. Przypomniał sobie, jak ją obejmował, budził się obok niej, kochał się z nią.
Nóżka kieliszka pękła mu w dłoni. Tylko lady Bradley zauważyła, że służący przykrył zaplamiony winem obrus białą, brokatową serwetką i po chwili podał J.T. nowy kieliszek Aria podniosła wzrok, spojrzała w oczy J.T. i chyba nie spodobało jej się to, co tam zobaczyła, bo zmarszczyła czoło i wróciła spojrzeniem do Juliana.
Ona jest nie dla ciebie, tłumaczył sobie J.T. Należy do tego miejsca, a ty należysz do Stanów Zjednoczonych. Musisz trzymać się od niej z dala. Strzec ją, zapewnić jej ochronę, ale dla własnego zdrowia psychicznego nie zakochać się w niej. Niech ją weźmie Julian. On chce być królem i może być dobrym królem.
Po posiłku mężczyźni i kobiety rozdzielili się. Panowie przeszli do komnaty, w której mogli zapalić cygaro i wypić brandy. Freddie, Nickie i Toby nadal rozmawiali o liczbie zwierząt, które udało im się zaszlachtować, a że Julian nie życzył sobie rozmawiać z amerykańskim prostakiem, J.T. nie dopuszczono do tego kręgu.
Ziewnął, dopił brandy i oznajmił, że idzie spać. To wywołało naglą konsternację. Zorientował się więc, że popełnił poważne faux pas.
– Nie wolno panu odejść, dopóki jej wysokość nie powie nam „dobranoc” – wyjaśnił Julian. Z jego tonu należało wnioskować, że wie o tym najgorszy obwieś.
– Proszę jej powtórzyć, że życzę miłych snów – powiedział J.T. mrugając znacząco. – Na razie. – Skinął głową trzem książętom.
– A to ci dopiero – syknął z niedowierzaniem jeden z książąt. J.T. zdążył to jeszcze usłyszeć, zanim opuścił towarzystwo.
Zamierzał dowiedzieć się od Waltersa, gdzie są apartamenty Arii, i wymyślić sposób na zapewnienie jej ochrony w nocy.
Walters czekał na niego z piżamą i szlafrokiem. Piżama była jedwabna, a szlafrok kaszmirowy.
– Muszę jakoś zapewnić księżniczce bezpieczeństwo nocą – powiedział J.T, odsuwając od siebie nocną bieliznę.
– Zaraz po kolacji księżniczka ma się spotkać z hrabią Julianem w Ogrodzie Królowej – poinformował go Walters.
J.T. pomyślał, że nic go to nie obchodzi, że lepiej byłoby zostawić tych dwoje sam na sam.
– Gdzie jest Ogród Królowej? – spytał po chwili.
– Za mostkiem ścieżką w prawo. Dojdzie pan do wysokiego żywopłotu, za nim jest Ogród Królowej. To bardzo dyskretne miejsce. Nazwano je tak, bo tradycyjnie spotykały się tam królowe ze swymi kochankami.
J.T. wyszedł nie czekając, aż zdąży się rozmyślić.
Ogrody wokół pałacu rozciągały się na hektarach wypielęgnowanej ziemi. Częściowo były widoczne z okna komnaty J.T. Mniej więcej dwadzieścia arów zajmowała flaga lankońska wykonana z kilkunastocentymetrowych krzewinek. We wnętrzu flagi rosły zaś kwiaty; winogrona były zielone, kozioł biały, rosły też pasy szarości i złota.
Dalej widniały wysokie drzewa i jaskrawe plamy kwiatów. Tu i ówdzie wcinały się kliny bieli, prawdopodobnie stały tam jakieś konstrukcje z marmuru.
Droga do mostka była bardzo zadbana. Wzdłuż niej po obu stronach rosły wierzby z chylącymi się gałęziami. J.T. skręcił w prawo, zgodnie z instrukcją. Zarośla stały się gęściejsze. Korony drzew nie przepuszczały księżycowego światła, w końcu zrobiło się więc tak ciemno, że ledwie widział ścieżkę.
– Julian? – usłyszał szept Arii.
Znieruchomiał. Przez moment nasłuchiwał, a potem skoczył ku niej i chwycił ją w talii. Otworzyła usta do krzyku, więc zareagował w sposób, który wydał mu się całkiem naturalny: zamknął jej usta pocałunkiem.
Tęsknił do niej o wiele bardziej, niż zdawał sobie sprawę. Trzymał ją teraz tak mocno, że omal nie przełamał jej na dwoje, żeby polowa była dla niego, połowa dla Lankonii. Smakował jej wargi. Z przyjemnością poczuł, jak Aria obejmuje go i próbuje przyciągnąć jeszcze bliżej.
– Och, dziecino – szepnął, całując ją w szyję i przytulając usta do jej głowy. Włosy spadały jej na ramiona, były miękkie i rozpuszczone, takie jak powinny. Właśnie takie włosy nosiła jego Aria.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że Aria wyrywa się z jego objęć. Czuł się lekko oszołomiony, ale ją puścił.
– Dlaczego mi to robisz? – wyszeptała, jakby brakowało jej tchu. – Dlaczego poszedłeś za mną? Nie rozumiesz, że nie chcę cię już widzieć? Nie chciałam tam, na górze, i teraz też nie chcę.
J.T. zaczynał myśleć jaśniej. Mgła, która go otoczyła, gdy jej dotykał, ustępowała.
– Przyszedłem, bo muszę cię pilnować – powiedział dziwnie niewyraźnie, jakby miał spuchnięty język. Odchrząknął. – Chciałem ci po prostu pokazać, jak niebezpiecznie jest być samej w takim miejscu. To wcale nie musiałem być ja. Mógł cię ktoś napaść.
– Ty mnie napadłeś – powiedziała. – I zostaw mnie już w spokoju. Zamierzam się tu spotkać z przyszłym mężem.
– I on ma cię chronić? Ten mały…
– Dość tego! – powiedziała przez łzy. – On nie jest taki olbrzymi jak ty. Nie jest, jak mówi Gena, niebiańsko przystojny, ale jest naprawdę odpowiedni. Czy nie możesz zrozumieć, że muszę myśleć także o innych stronach małżeństwa poza rozkoszą w łóżku? Nie możesz być moim mężem, więc proszę, przestań… przestań mnie dotykać. Będę kochała hrabiego Juliana. Rozumiesz? Nie chcę, żebyś mnie chronił ani nawet był blisko mnie. Wracaj do pałacu, chcę bez świadków spotkać się z moim kochankiem.