Выбрать главу

– Myślałam…

– Że Cissy chce być królową? Ona ma na to za wiele rozsądku.

Aria przez chwilę milczała.

– Rozumiem.

Dziadek wyciągnął rękę przez stół i ujął dłoń Arii.

– Wcale nie rozumiesz. Niełatwo cię zastąpić, jeśli o tym myślisz. Przeszedłem piekło myśląc, że nie żyjesz. – Uścisnął jej dłoń. – Nie wyobrażasz sobie, jak się ucieszyłem, gdy amerykański prezydent przekazał mi telegraficznie wiadomość, że jesteś cała i zdrowa. Oczywiście tymczasem byłaś już mężatką. Prezydent przeprosił mnie za to i zaproponował unieważnienie małżeństwa przed twoim powrotem do Lankonii.

Aria gwałtownie podniosła głowę.

– Nie skorzystałeś z tej propozycji.

– O ile było mi wiadomo, pobraliście się z miłości. Przecież ten człowiek uratował cię przed śmiercią. Byłem mu za to bardzo wdzięczny.

Aria niezgrabnie przekładała sobie na talerz cieniutki plasterek wołowiny.

– Więc pozwoliłeś mi zostać z tym człowiekiem i zakochać się w nim. – W jej głosie była gorycz.

Król nadział na widelec indycze udko.

– Może opowiesz mi coś o tym miejscu, w którym mieszkałaś? Potwornie tam gorąco, prawda? I co z tym zdjęciem w gazecie? Czy to naprawdę była matka twojego porucznika? Wydala mi się bardzo przystojną kobietą. Ze swoich źródeł wiem też, że gotowałaś obiady i prałaś. Niesamowite, Ario, to przechodzi moje wyobrażenia.

Aria przesiała dziadkowi szeroki, amerykański uśmiech i zaczęła mówić. Król nie tylko jej słuchał, lecz również bacznie się przyglądał. Zauważył, że wspominając Stany Zjednoczone i poznanych tam przyjaciół Aria wyraźnie się odprężyła. Śmiał się razem z nią, gdy opowiadała, jak się uczyła samodzielnie ubierać, jak myliła pieniądze i dawała taksówkarzom studolarowe napiwki. Natomiast Aria śmiała się z tego, jaka nieznośna była na wyspie. Przypomniała sobie, że chciała zjeść krewetkę na surowo. Potem zaczęta z ożywieniem rozprawiać o wspaniałym uczuciu, które ma się robiąc zakupy i wygłosiła dziesięciominutową tyradę potępiającą prace domowe.

I co drugie słowo powtarzała „Jarl”. Jarl się złościł, Jarl się cieszył, Jarl osłupiał widząc jej przebranie za Carmen Mirandę (tu wstała i przedstawiła skróconą wersję „Chica Chica”), Jarl wpadł we wściekłość, gdy dowiedział się, że ma zostać jej mężem na zawsze. I był z niej dumny, gdy wzięła pod opiekę osierocone dzieci. I był wspaniały, gdy uratował ją przed zamachem w górach.

Pół godziny zajęło jej opowiedzenie wszystkich czynów Jarla w Lankonii.

– Sprzedaje winogrona do Stanów Zjednoczonych, a z gór zwozi je maszynami. Dziś rano rozmawiał ze mną o organizacji szkół, w których uczyłoby się młodych Lankończyków, co robić, żeby nie wyjeżdżać z kraju. Twierdzi, że potrzeba wiele pracy do wprowadzenia Lankonii w dwudziesty wiek. Lankonia ma jego zdaniem wielki potencjał, tylko trzeba wiedzieć, jak z niego skorzystać. I wynegocjował z Amerykanami umowę kupna wanadu. Sprzedał im wyłącznie prawa do prowadzenia robót górniczych w jednym miejscu, bo powiedział, że potem cena może wzrosnąć. Amerykanie nazwali go głupcem, ale nie sądzę, żeby tak myśleli. Zresztą wcale nie wydawało się, że tak myślą. A dzisiaj rano Freddie dostał szału, bo nie było śniegu na krem. Minister skarbu powiedział, że Jarl obciął o piętnaście procent budżet pałacu. Cała Straż Królewska jest zachwycona Jarlem. Ćwiczy razem z nimi i nazywa hańbą to, że kazano im przez stulecia jedynie otwierać drzwi. – Zabrakło jej tchu, więc nagle przerwała, nieco zakłopotana. Upiła duży łyk herbaty.

– A jak się miewa hrabia Julian? – spytał król, spoglądając na nią znad kufla z piwem.

Ku swemu niedowierzaniu Aria ukryta twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.

– Och, dziadku, tak bardzo kocham Jarla. Dlaczego on mnie nie kocha? Jest taki dobry dla Lankonii. Potrzebujemy go. Co mogę zrobić, żeby został?

Król był potężnej budowy, a Aria drobna i lekka, więc bez trudu posadził ją sobie na kolanach tak jak wtedy, gdy była małą dziewczynką.

– Domagasz się od niego, żeby opuścił ojczyznę. Chcesz zatrzymać to, co masz, ale od niego żądasz wielu poświęceń.

– Nasza sytuacja bardzo się różni – pociągnęła nosem Aria. – On jest w Stanach jednym z wielu zwyczajnych Amerykanów, nie królem ani księciem. Jego ojciec ma innych synów, którzy mogą prowadzić rodzinne interesy. Gdybym nie była następczynią tronu, wyjechałabym z nim do Stanów. Wyjechałabym z nim wszędzie. Zrezygnowałabym… zrezygnowałabym nawet z Lankonii.

Król przez chwilę milczał.

– Myślisz o abdykacji, co? – spytał cicho. – Wtedy Lankonia rządziłaby wkrótce Gena. Może udałoby jej się wprowadzić kraj w dwudziesty wiek.

– Gena będzie robić tylko to, co ktoś jej powie – mruknęła Aria z niechęcią. – Gdybym abdykowała, Julian bez wątpienia poprosiłby ją o rękę, a właściwie o tron.

– Ano właśnie – powiedział król. – Opowiedz mi o Julianie. Słyszałem, że ojciec przygotował go na króla.

Aria wyprostowała się na kolanach dziadka, wyciągnęła mu chustkę z kieszeni koszuli i głośno wydmuchała nos.

– Ojciec przygotował go na takiego króla, jakich jest wielu. Julian siedzi całymi dniami w pałacu i robi Bóg wie co, a tymczasem Lankończycy masowo emigrują, bo nie ma dla nich pracy. Złościł się na mnie, że jadłam wieśniaczy posiłek… posiłek przygotowany przez jedną z moich poddanych! Powiedział mi, że bardzo chce się ze mną ożenić, że…

– Że cię pożąda? – podsunął król.

– Tak, to też powiedział, ale kłamał. Zrobiłby wszystko, żeby zdobyć mój tron. Ale w Lankonii chce tylko zostać księciem małżonkiem i cieszyć się pałacowymi luksusami. Potwornie boi się biedy. A bieda wcale nie jest taka straszą, wiem to na pewno.

– Ario, czy sądzisz, że on mógłby cię zabić, gdyby sądził, że nie uda mu się z tobą ożenić? – spytał król bardzo cicho.

– Może, ale pierwszego zamachu dokonano, kiedy jeszcze nic nie groziło naszemu narzeczeństwu.

– A teraz grozi?

Znów do oczu napłynęły jej łzy.

– Będę żoną Jarla tak długo, jak to możliwe. On może mnie nie chcieć, ale ja go chcę i zawsze będę chciała.

Król ją uściskał.

– Wątpię, czy on cię nie chce. Wydaje mi się zresztą, że przeżywa teraz bardzo trudne chwile.

Odsunęła się od dziadka i uśmiechnęła.

– Tak myślisz? Naprawdę tak myślisz?

Król odwzajemnił uśmiech.

– Cierpienie. Męka. Ból nie do zniesienia.

Aria uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– Co mogę zrobić, żeby ten ból był jeszcze gorszy? Jak mogę go w sobie rozkochać tak, żeby nigdy mnie nie opuścił?

Król ujął ją pod brodę.

– Poprosiłem go, żeby został i zapewnił ci ochronę. Teraz pilnuje cię Straż Królewska, więc po co on tu jeszcze siedzi? Dlaczego nie odleciał do domu w zeszłym tygodniu?

Aria zaczęła intensywnie myśleć.

– Chyba zgłodniałam. Zjem cały talerz ciasteczek. A może Ned mógłby otworzyć butelkę szampana? Lankońskiego szampana!

Król parsknął śmiechem.

– Idź powiedzieć Nedowi, żeby otworzył dwie butelki. I zejdź z mojej nogi, zanim stracę w niej czucie na zawsze. A przy okazji przynieś mi świeżą chustkę do nosa. Tę całkiem zmoczyłaś. Słowo daję, Ario, czy nikt nigdy nie uczył cię manier?

Ze śmiechem stanęła na podłodze.

– Pewnie nauki poszły w las. – Obróciła się i pobiegła w stronę domu.

Król skrzyżował przed sobą ramiona i uśmiechnął się z zadowoleniem.

J.T. zbudził się natychmiast. Za płytą maskującą wejście do podziemnego korytarza ze schodami rozległ się głuchy odgłos. W milczeniu wstał i podszedł do płyty. W szufladce przy łóżku miał służbowy rewolwer; wyjął go po drodze.