Выбрать главу

Z rewolwerem gotowym do strzału czekał na otwarcie się drzwi. Zaskrzypiały zawiasy, zaraz jednak zapadła cisza. Dopiero po chwili ktoś lekko pchnął drzwi znowu.

– Ciszej – powiedział J.T., opuszczając broń.

W odpowiedzi usłyszał czkawkę.

– Gena? – spytał.

– Gena! – powtórzyła Aria trochę niewyraźnie. – Gena!

J.T. cofnął się od niej, jakby rozsiewała zarazę, i zapalił lampę. Aria ściskała w dłoni butelkę szampana; miała na sobie cieniutki, opinający figurę szlafroczek, który wyglądał tak, jakby pod nim nic już nie było.

– Wynoś się stąd – syknął.

Zrobiła krok w jego stronę.

– No wiesz, Jarl. Nie cieszysz się, że mnie widzisz?

– Jesteś pijana?

– To możliwe, ale dotąd nigdy nie byłam, więc nie jestem pewna. Po czym się to poznaje?

J.T. zrobił jeszcze kilka kroków do tyłu, a w końcu oparł się o szafę.

– Po co tu przyszłaś? Ktoś mógł cię zobaczyć.

Aria zrobiła parę kroków, zatrzymała się dopiero tuż przed nim.

– Przyszłam spędzić z tobą noc – szepnęła.

Chciał wyrazić sprzeciw, ale zsunęła z ramion szlafroczek. Rzeczywiście nie miała nic pod spodem, więc widok jej nagiego ciała wybił mu z głowy wszelkie sprzeciwy. Sam miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Objął Arię i poczuł na torsie ciepło jej piersi.

Zaczął całować ją w szyję, w policzki, w usta, coraz bardziej chciwie.

– Nie powinnaś tu przychodzić – powiedział, znacząc ustami gorący szlak na jej szyi i ramionach. – Musisz dbać o reputację. Następczyni tronu nie może…

Przytknęła usta do jego ust.

– Dziś wieczorem jestem twoją żoną, nie jej wysokością.

Odsunął się nieco i popatrzył na nią.

– To mi się podoba – szepnął. – Bardzo mi się podoba.

Zaniósł ją do wielkiego loża, położył w pościeli i przez długą chwilę chłonął wzrokiem. Dopiero potem wyciągnął rękę. Aria pomyślała, że Jarl patrzy na nią tak, jakby chciał na zawsze zachować jej wspomnienie.

– Jak to wy, Amerykanie, mówicie? „Nie postawisz kobiecie drinka?” – spytała, unosząc butelkę szampana, którą nadal trzymała w dłoni.

J.T. nie spuszczał z niej wzroku, siedząc na krawędzi łóżka. Delikatnie przesuwał palcami po jej piersiach, żebrach i ramionach.

Aria podważyła korek, który z hukiem wystrzelił z butelki. Szampan polał jej się na brzuch i na plecy J.T. Roześmiała się i zaczęła wycierać strugę płynu, ale J.T. złapał ją za ręce i zaczął spijać szampana z jej ciała. Przesuwał się coraz wyżej i wyżej, aż zatrzymał usta na piersi.

Była upojona, czuła się cudownie wolna, zdolna do wszystkiego. Szybkim, zdecydowanym ruchem pociągnęła J.T. do łóżka, wysunęła się spod niego i zaczęła zlizywać kropelki szampana z jego nagich pleców. Uklękła nad nim w rozkroku, ciesząc się dotykiem mocnych, umięśnionych ud. Jednocześnie wędrowała ustami wzdłuż kręgosłupa. J.T. leżał pod nią całkowicie nieruchomo, jakby bał się, że gdy choćby drgnie, Aria przerwie pieszczotę. Jej jednak nie było to w głowie. Z rozkoszą dotykała jego pleców czubkami piersi. Potem ułożyła się na nim i otarta o niego, zachwycona bliskością ich ciał. Wtulała w jego plecy twarz i włosy, znowu i znowu, próbowała jego smaku, wdychała zapach.

Przeniosła pocałunki na pośladki, uda, dotarła do wewnętrznej strony kolan, zsunęła usta na łydki i stopy. Przytuliła jego stopy do twarzy, zaczerpnęła głęboki oddech i ruszyła w drogę powrotną, w górę ciała.

Gdy dotarła do szyi, J.T. obrócił głowę. Pocałowała go w policzek. Odchylił głowę jeszcze mocniej, ich usta się spotkały. J.T. przekręcił się na plecy. W oczach miał żar, nie był w stanie dłużej leżeć nieruchomo. Głaszcząc Arię, znalazł dla swej męskości miejsce w jej wnętrzu.

Wydała okrzyk rozkoszy i zaczęła się poruszać, chcąc zapomnieć o nachodzącym ją ostatnio poczuciu osamotnienia. Wreszcie poczuła zmęczenie mięśni. Zamienili się miejscami i J.T. wszedł w nią jeszcze kilka razy bardzo głęboko, póki obojgiem nie wstrząsnął wielki, zniewalający wybuch.

– Kocham cię – szepnęła Aria. – I chcę, żebyś ze mną został.

Na chwilę znieruchomiał, zaraz jednak zsunął się z niej i usiadłszy na krawędzi łóżka, naciągnął spodnie od piżamy.

– Aha, więc o to ci chodzi? Wskakujesz mi do łóżka, a potem żądasz zapłaty? Mamy dla takich kobiet specjalną nazwę. – Przeszedł przez pokój i podniósł jej szlafroczek. Cisnął go w jej stronę, nie odwracając głowy. – Wynoś się stąd!

Aria starała się zareagować godnie, ale była trochę za bardzo upojona szampanem i fizycznym zbliżeniem z mężczyzną, żeby zachować pełną jasność umysłu. Wstała z łóżka, potykając się o szlafroczek, i chwiejnie doszła do ukrytych w ścianie drzwi. J.T. trzymał je dla niej otwarte. Z głową odwróconą w bok podał jej latarkę. Aria ruszyła schodami w dół. Zgrzyt zamykających się za nią drzwi zabrzmiał upiornie.

Była w połowie schodów, gdy ktoś zasłonił jej usta ręką i wsunął lufę pistoletu między żebra. Spróbowała się wyrwać.

– Więc tak spacerujesz po tym gnijącym zamczysku – odezwał się znajomy głos. – Trzymaj prosto latarkę.

Wbiła paznokcie w rękę zatykającą jej usta.

– Freddie!

– Jeszcze jedno słowo, Ario, i skręcę ci kark na miejscu. Tyle osób mnie zawiodło, że nie pozostaje mi nic innego, jak zrobić to samemu. – Wlókł ją mrocznym korytarzem, odciągając od drzwi prowadzących do ogrodu. – Za parę dni znajdą twoje ciało, a kiedy to się stanie, sięgnę po koronę. Wystarczy, że pozbędę się Geny, wtedy stary król na pewno umrze z żalu. A ja jestem następny w kolejce do tronu.

Udało jej się odchylić głowę na tyle, że mogła się odezwać.

– Po co chcesz być królem?

– Poczciwa, głupia Aria. Ty interesujesz się tylko parobkami, niczym więcej. Ten kraj zdycha. Lepiej sprzedać go Niemcom, niż utrzymywać niepodległość. Uran, moja droga. W Lankonii jest pełno uranu. Sprzedam ten cały folwark temu, kto najwięcej zapłaci, i spokojnie zamieszkam we Francji. Cholera, ale twarda z ciebie sztuka. Trudno cię było zabić, Ario.

– Nadal jest trudno – rozległ się głos w mroku.

Aria widziała kilka amerykańskich filmów, skorzystała więc z westernowych doświadczeń i w chwili nieuwagi Freddiego rzuciła się w bok na ziemię. Latarka upadla z trzaskiem i potoczyła się dalej. Aria przylgnęła do ziemi. Nad nią zagrzmiały strzały, echo w kamiennym tunelu powtórzyło je wielokrotnie z ogłuszającą siłą. Poleciały jej na głowę odłamki skały i kurz. Leżała nieruchomo, póki wszystko nie ucichło.

– Jarl! – krzyknęła, wcale nie cichszym głosem niż wystrzały z broni palnej.

– Jestem, dziecino – odezwał się. Podbiegła do niego w ciemności. – Już po wszystkim – szepnął. – Jesteś bezpieczna, a ja mogę wrócić do domu.

Nie było jej łatwo, ale zdołała odsunąć się od niego.

– Tak, musisz wrócić do siebie, a ja muszę zostać tutaj. Tak będzie lepiej. Sprowadzisz strażnika, żeby zajął się moim kuzynem?

– Rozkaz, wasza wysokość – powiedział kpiąco, odwrócił się i zostawił ją w mroku.

22

Aria wysiadła z limuzyny i sztywno wyprostowana przeszła na plac za budynkiem Akademii Nauk. Biało tynkowane ściany odbijały słoneczne światło boleśnie dla oczu. Wiedziała, że mimo woalki przy kapeluszu dobrze widać jej napuchnięte i zaczerwienione powieki.

Minęły dwa tygodnie od strzelaniny w podziemnym przejściu. Freddie nie zginął, Jarl tylko go zranił, ale strażnik królewski dał mu szansę, zostawiając go w bibliotece z nabitym pistoletem. Freddie wybrał więc honorowe wyjście i strzelił sobie w łeb. Oficjalnie podano, że zginął wskutek wypadku podczas czyszczenia broni. Jedna babka Sophie zakwestionowała tę wersję.