– Siostro Brandi, cieszę się, że panią widzę. Jak czuje się Nathan?
– Już lepiej – odparła pielęgniarka z uśmiechem, po czym zaczęła nerwowo zerkać to na Gagnonów, to na Catherine.
Catherine postanowiła rozwiązać ten dylemat za nią. Położyła dłoń na ramieniu teścia. Jak przystało na pierwszorzędnego aktora, nawet nie drgnął.
– Dziękuję za pomoc – powiedziała z ciepłym uśmiechem, po czym uśmiechnęła się do Maryanne. – Na szczęście załatwiłam wszystkie formalności szybciej, niż się spodziewałam, więc sama przyjechałam po Nathana.
– Nie musiałaś się fatygować – rzekł James. – Chętnie go popilnujemy. Ty powinnaś odpocząć.
– Tak, moja droga – zawtórowała mu Maryanne. – Musisz być bardzo zmęczona. Zajmiemy się małym. Mamy piękny pokój w hotelu LeRoux. To będzie dla niego wielka atrakcja po pobycie w szpitalu.
– Nie, nie, jestem pewna, że po tym, co przeszedł, lepiej, by od razu wrócił do domu.
– Tego samego, w którym umarł jego ojciec? – spytał James szorstko.
– Tego, w którym ma swój pokój.
James zacisnął usta. Wymienił spojrzenia z żoną. Catherine zwróciła się do siostry Brandi.
– Chciałabym zobaczyć Nathana.
– Oczywiście.
– I proszę, by lekarz, który zastępuje doktora Rocco, wypisał Nathana ze szpitala. Chcę go zabrać do domu. – Catherine pokazała jej torbę od Luisa Vuittona. – Zacznę go już ubierać.
– Może my go ubierzemy, skarbie – zaszczebiotała Maryanne – a ty zajmiesz się papierkową robotą? Tak będzie szybciej.
– O właśnie – powiedział James z entuzjazmem. – Doskonały pomysł!
Catherine zaczynała boleć głowa. Mimo to uśmiechnęła się.
– To naprawdę miło z waszej strony, ale tak stęskniłam się za Nathanem, że muszę go natychmiast zobaczyć.
– My też! – powiedziała Maryanne aż za bardzo radosnym tonem.
– Och, jesteście tacy kochani. Niestety, Nathan jest jeszcze bardzo słaby. Po wszystkim, co przeszedł przez ostatnie trzy dni, myślę, że najlepiej by było, gdyby na razie zobaczył się tylko ze mną, rozumiecie, żeby oszczędzić mu wzruszeń. Jutro, oczywiście, będziecie u nas mile widzianymi gośćmi. – Catherine położyła dłoń na ramieniu siostry Brandi, tym razem bardziej zdecydowanie. – Idziemy do Nathana?
– Oczywiście.
Pielęgniarka niepewnie spojrzała na Jamesa i Maryanne, po czym szybko poprowadziła Catherine w głąb korytarza. Gagnonowie wyraźnie nie zamierzali wyjść. Wręcz przeciwnie, na samo wspomnienie lekarza zastępującego Tony’ego Jamesowi rozbłysły oczy.
James i Maryanne nie poddadzą się bez walki. Catherine ma mało czasu.
Nathan siedział w łóżku ogrodzonym zasłoną od reszty sali. Nabrał rumieńców. Nie miał już boleśnie wydętego brzucha. Wciąż wydawał się drobny, zagubiony w morzu białych prześcieradeł i czarnych kabli. Nic nie wygląda tak groteskowo jak dziecko w szpitalnej koszuli.
– Skarbie – szepnęła Catherine.
Nathan spojrzał na nią poważnymi niebieskimi oczami.
– Gdzie Prudence? – spytał głośno.
– Dziś ma wolne – odpowiedziała spokojnie. – Zabiorę cię do domu. Chcesz wrócić do domu?
Nathan rozejrzał się po sali, popatrzył na kroplówkę, na monitor pracy serca, na igłę wciąż przyklejoną do jego dłoni.
– Już mi lepiej? – szepnął z rozdzierającą serce niepewnością.
– Tak.
Kiwnął głową z większym przekonaniem.
– To chcę.
– Najpierw cię ubierzemy.
Siostra Brandi wyjęła igłę od kroplówki i odsunęła monitor.
– Przyniesie pani papiery? – spytała Catherine, nerwowo zerkając przez ramię.
– Oczywiście.
Brandi zniknęła w głębi korytarza. Catherine postarała się uśmiechnąć i odwróciła się do syna.
– Przyniosłam twój ulubiony strój. Dżinsy, kowbojki i koszulę kowbojską.
Otworzyła torbę i położyła ubrania na skraju łóżka. Nathan, wciąż przygaszony, zrzucił szpitalną koszulę.
– Czy to był sen? – spytał.
Catherine wiedziała, co ma na myśli.
– Nie – powiedziała.
– Tatuś miał pistolet.
– Tak.
– Nie żyje?
– Tak.
Nathan skinął głową i zaczął się ubierać. Właśnie kończył zapinać flanelową koszulę, kiedy weszli James, Maryanne i mężczyzna w fartuchu Chirurga.
– Nathan! – huknął James radośnie. – Mój ulubiony kowboj! Koń osiodłany? Może pojedziesz ze mną i babcią do hotelu LeRoux? Pełna obsługa, mówię ci. Tyle lodów, ile zdołasz zjeść.
Chłopiec spojrzał na dziadka, jakby wyrosły mu dwie głowy. James rzadko bywał taki serdeczny. A poza tym lody bardzo Nathanowi szkodziły.
Nieporuszony James zwrócił się do Catherine z triumfalną miną.
– Catherine, to doktor Gerritsen, ordynator oddziału pediatrycznego. Powinnaś z nim porozmawiać. My z Maryanne zostaniemy z Nathanem.
Maryanne już wyciągała rękę do chłopca. Trudno było znieść widok tęsknoty malującej się na jej twarzy. Czy w swoim wnuku widzi ostatni ślad po Jimmym? A może jest dla niej tylko swego rodzaju bronią, żywym narzędziem, za pomocą którego można zadać ból Catherine?
Doktor Gerritsen próbował dyskretnie wywołać Catherine na korytarz. Nie drgnęła. Jamesowi i Maryanne wystarczy pół minuty, by wyprowadzić stąd Nathana. I kto później ośmieli się im go odebrać?
Doktor Gerritsen dał za wygraną. Wszedł za zasłonę, gdzie zrobiło się tłoczno, i zajął się Nathanem. Pod pachą miał jego kartę.
– Jak się czujesz, młody człowieku? – spytał.
– Dobrze. – Nathan patrzył na czterech dorosłych z lekkim niepokojem.
– Z karty wynika, że wszystko jest w porządku.
– Gdzie doktor Rocco? – spytał Nathan.
– Nie mógł dziś przyjść, więc go zastępuję. Nie masz nic przeciwko temu?
Chłopiec patrzył na niego w milczeniu. Nie lubił lekarzy, zwłaszcza tych, których nie znał, i w jego oczach czaiła się nieufność.
– Chcesz wrócić do domu? – spytał doktor Gerritsen.
Skinienie głowy.
– Też myślę, że to dobry pomysł. Wiesz co? Zaczekaj tu jeszcze minutkę, zamienię tylko słówko z twoimi dziadkami i mamą. Siostro Brandi, może pokaże pani Nathanowi, jak działa stetoskop?
Nathan wiedział, jak działa stetoskop. Spojrzał z niepokojem na Catherine. Uśmiechnęła się, by dodać mu otuchy, choć sama też zaczynała się bać. Wyszli za zasłonę. Doktor Gerritsen nie tracił czasu.
– Sędzia Gagnon poinformował mnie, że są pewne wątpliwości co do tego, kto ma prawo do Nathana – powiedział, patrząc Catherine w oczy.
– Sędzia Gagnon i jego żona złożyli wniosek o przejęcie nad nim opieki – odparła ze spokojem. Gorączkowo przyglądała się ordynatorowi, starając się go rozgryźć. Starszy mężczyzna. Obrączka. Szczęśliwy w małżeństwie? A może znudzony, samolubny, podatny na wdzięki młodej, pięknej wdowy?
– Niepokoją się o bezpieczeństwo chłopca – ciągnął doktor Gerritsen poważnym tonem. Śmiertelnie poważnym.
Catherine uznała, że flirtowanie nie ma sensu. Zamiast tego wcieliła się w rolę zatroskanej, pełnej szacunku synowej. Odwróciła się lekko i powiedziała cicho, jakby nie chciała drażnić teściów:
– Sędzia Gagnon i jego żona dopiero co stracili syna. Są wspaniałymi dziadkami, ale… nie doszli jeszcze do siebie po tej tragedii. Na pewno pan to rozumie.
– Czujemy się świetnie i dobrze o tym wiesz – wtrącił James ostro. – Nie rób z nas zramolałych idiotów.
Doktor Gerritsen zerknął na Jamesa i Maryanne, po czym znów spojrzał na Catherine. Był wyraźnie zakłopotany.
– Nie lubię takich sytuacji.