Powie to Catherine, może choć trochę ją pocieszy.
Wyszedł ze strzelbą, pobiegł do samochodu, boleśnie świadom upływu czasu. Umbrio ma Nathana od prawie godziny. Sześćdziesiąt minut. Aż strach pomyśleć, co człowiek jego pokroju może zrobić przez tyle czasu.
Był jednak przekonany, że nie zabił chłopca. Przynajmniej na razie. Gdyby miał taki zamiar, Bobby znalazłby Nathana razem z dziadkiem. Nie, Umbrio miał wobec niego inne plany.
I na tę myśl Bobby’ego przeszedł zimny dreszcz.
Podchodząc do samochodu, zadzwonił na policję.
– Znalazłem ciało mężczyzny, został zamordowany – zameldował i podał adres. Poproszony przez operatora, by zaczekał, rozłączył się, po czym otworzył drzwi wozu i usiadł na miejscu pasażera.
Catherine spojrzała na strzelbę, a potem na jego twarz.
Była blada, przez chwilę walczyła ze sobą, w końcu wzięła się w garść.
– Nathan?
– Nie ma go. Jestem pewien, że nic mu nie jest.
– Dobra. – Położyła dłonie na kierownicy. – Dokąd? – spytała chłodno.
– Pora pojechać tam, gdzie wszystko się zaczęło.
– Do Walpole?
– Nie, do twojego teścia.
Pan Bosu był ogromnie z siebie zadowolony. Zaparkował wóz pod imponującą kamienicą Gagnona, której adres znalazł w notesie Colleen, i czekał, aż wystraszony sędzia przystąpi do renegocjacji umowy.
Tymczasem w słuchawce rozległ się dziwny śmiech.
– Chwila, nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem – powiedział sędzia. – Chcesz dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów, bo inaczej co zrobisz?
Pan Bosu spojrzał na chłopca. Nie może mówić wprost, kiedy mały siedzi obok.
– Obaj wiemy co – odparł półgębkiem. Wyjrzał przez szybę, marszcząc brwi. W oknach było ciemno. Kamienica wyglądała na pustą. Dopiero teraz zaczął zastanawiać się, co jest grane.
– A proszę cię bardzo.
– Słucham?
– Dobrze słyszałeś. Nic mnie to nie obchodzi. Chłopak był dla mnie problemem, który wcześniej czy później i tak musiałem rozwiązać. A tu proszę, problem rozwiązuje się sam.
– Co takiego?
– Dzwonię na policję – powiedział sędzia Gagnon łagodnie. – Powiem im, że zboczeniec uprowadził mojego wnuka. A potem naślę na ciebie wszystkich agentów FBI, policjantów stanowych i wioskowych szeryfów z okolicy. Na twoim miejscu już zacząłbym uciekać. Zostało ci mało czasu.
Rozległ się trzask odkładanej słuchawki. Pan Bosu był w szoku. Co, do licha? Facet jest gotów zdradzić własnego wnuka?
Wysiadł. Zapomniał o Nathanie siedzącym na przednim siedzeniu, o plamach krwi na koszuli. Podszedł do drzwi i załomotał w nie. Nic. Wcisnął dzwonek. Nic. W ataku furii zaczął z całej siły walić i kopać solidne dębowe drzwi.
Jedyny skutek był taki, że znów rozbolała go posiniaczona goleń i coraz bardziej łupało go w głowie.
Dom był pusty. Opuszczony. Porzucony. Szczury pierwsze uciekają z tonącego okrętu.
Pan Bosu oddychał ciężko. Bolała go świeżo zabliźniona rana na przedramieniu. Zaczynało go mdlić, adrenalinowy kop przestawał działać.
Odczekał kilka sekund i zaczął się zastanawiać gorączkowo.
Sędzia był najwyraźniej przekonany, że jest w bezpiecznym miejscu, poza zasięgiem potężnego pana Bosu. Dlatego pozwalał sobie na taką bezczelność. Myślał tylko o sobie. Nie zamierzał zapłacić panu Bosu ani ratować wnuka.
Dość tego. Pan Bosu teraz naprawdę się wkurwił.
Wrócił do samochodu. Chłopiec wciąż siedział w fotelu pasażera i drapał Figlarza za uszami.
– Nie wiesz, czy twój dziadek ma drugi dom? – spytał pan Bosu, starając się, by zabrzmiało to jak najbardziej nonszalancko.
Chłopiec wzruszył ramionami, nie przestając bawić się z psem.
– Może mą jakieś miejsce, które bardzo lubi? Taką niby-kryjówkę?
Kolejne wzruszenie ramion.
Pan Bosu stracił cierpliwość.
– Nathanie – powiedział surowo. – Mam cię zabrać do dziadka. Chcesz się z nim zobaczyć czy nie?
– Chcę.
– No to gdzie on jest, do licha?
Chłopiec spojrzał mu w oczy.
– W hotelu LeRoux – powiedział krótko.
Pan Bosu się uśmiechnął. Wrzucił bieg.
– Nathanie – rzekł z powagą – kiedy nadejdzie ta chwila, obiecuję, że nic nie poczujesz.
Rozdział 38
Nie rozumiem – powiedziała Catherine. – Mój teść wynajął Umbria? – Przez pośrednika. Colleen Robinson. Umbrio został zwolniony w zamian za kilka przysług.
– To dlaczego jeszcze żyję?
– Bo zależy mu na tym, by cię skompromitować, nie zabić.
– Słucham?
– Sędzia cię nienawidzi. Za Jimmy’ego, za to, że wżeniłaś się w jego rodzinę. Ale najbardziej nienawidzi cię za Nathana. Boi się, że poznasz przyczynę jego złego stanu zdrowia, a tym samym odkryjesz tajemnicę Gagnonów.
– Gdybym umarła, przestałabym im zagrażać.
– Zgadza się. Ale byłby jeszcze doktor Rocco. Albo twój ojciec. Zawsze znalazłby się ktoś, kto zainteresowałby się chorobą Nathana. Chyba żeby istniało racjonalne wytłumaczenie jej przyczyn.
– Trułam go – dokończyła za niego. – Byłam złą matką.
– Otóż to.
– Ale gdyby nawet dostał Nathana… – Zmarszczyła brwi. – Czy fakt, że Nathanowi się nie polepsza, nie byłby dla niego kłopotliwy?
– Sędzia nie zamierzał czekać, aż ktoś zwróci na to uwagę – powiedział Bobby cicho.
– Naprawdę myślisz, że zrobiłby krzywdę własnemu wnukowi?
– Myślę – rzekł Bobby poważnie – że ten człowiek prawdopodobnie zabił rodzonego syna.
Okazało się, że luksusowy hotel doskonale nadaje się na twierdzę. Jasne, chłopak z obsługi odstawił samochód pana Bosu na parking. Owszem, wszedł do hotelu z małym, a nawet z Figlarzem, bo kto mógłby zabronić wstępu ślicznemu chłopczykowi z pieskiem?
To nie rozwiązało jednak problemu. Nie wiedział, w którym pokoju mieszka sędzia, a młoda, ładna recepcjonistka uprzejmie, ale stanowczo odmówiła udzielenia mu informacji. Takie przepisy, tłumaczyła. Może powiadomić sędziego Gagnona przez telefon, że ma gości, ale bez jego zgody nie wolno jej nikogo do niego wpuścić.
Był jeszcze jeden kłopot. Chłopiec mówił, że sędzia mieszka w luksusowym apartamencie, a te znajdowały się na górnych piętrach, na które można było dostać się dopiero po włożeniu karty magnetycznej w otwór w windzie. A więc pan Bosu nie ma szans tam wjechać.
Twardy orzech do zgryzienia. Pan Bosu był już bardzo zmęczony. Tęsknił za swoim czystym łóżkiem w Hampton Inn. Co tam, tęsknił nawet za więzienną pryczą.
Wyszli z hotelu, pan Bosu otworzył następnego red bulla i zamyślił się. Głowa mu ciążyła. Wkurzała go plama krwi na koszuli i podejrzliwe spojrzenie portiera. Wkurzał go cały zasrany świat.
I nagle wpadł na pomysł.
Dopił red bulla. Zaprowadził Nathana do lobby hotelowego i podszedł do recepcjonistki.
– To jest Nathan Gagnon, wnuk sędziego Gagnona – oznajmił najbardziej serdecznym tonem, na jaki było go stać, i całkiem nieźle mu to wyszło. – Proszę powiedzieć sędziemu, że tu jest. Sędzia go oczekuje. Niestety, skaleczyłem się… – machnął zakrwawioną ręką -…i potrzebuję pomocy lekarza. Może ktoś mógłby zaprowadzić Nathana do jego dziadków? Na pewno nie chcą, by mały został sam.
Recepcjonistka uśmiechnęła się do niego.
– Oczywiście. Chwileczkę.
Wykręciła numer pokoju. Pan Bosu wstrzymał oddech. Sędzia na pewno wpuści wnuka, zwłaszcza jeśli dowie się, że jest sam.