Выбрать главу

Gaja bez pytań pojęła, że mąż wkrótce znów zniknie.

– Nie będziesz mnie wstrzymywać? – upewnił się Jon.

– Wiedziałam, że jesteś Jonem w Drodze, nim zostałam twoją żoną – odparła z łagodnym smutkiem. – I wiem, że będziesz wracać, jak długo to będzie możliwe.

– Zawsze będę do ciebie wracał – powiedział żarliwie, ale ona pokręciła głową:

– Jeżeli coś cię nie powstrzyma.

– Nic mnie nie wstrzyma – przyrzekł Jon. Wyruszył o świcie, lecz tym razem Gaja nie stała nad Rzeką, aby patrzeć w ślad za nim. Została w domu, a gdy go opuszczał – udawała, że śpi. Poznał to po nienaturalnie spokojnym ułożeniu jej ramion i pleców, które udawały, że drżą w rytm oddechu.

– Wstrzymuje oddech – pomyślał i podporządkował się jej niemej prośbie, by uniknąć pożegnań. Pożegnania oznaczały rozstanie.

Za to szaman stał koło namiotu nieruchomy jak drzewo i Jon, znikając w Puszczy na drugim brzegu, wciąż czuł na plecach jego wzrok.

Myślał, że będzie długo szukać dziewięciozębnego serdecznika z purpurowym kwiatem. Ale rósł dosłownie na skraju pylistego placu, na którym stał posąg. Brat tego samego, który Jon złożył w ofierze Bezimiennemu za pierwszym razem. Czy tamten niepospolity serdecznik ogrzał lodowe serce posągu? Jon wątpił. Żywa czerwień kwiatu od razu rzuciła mu się w oczy, więc zerwał go, krusząc w dłoni, jak nakazał Isak. Poczuł gorzko-cierpki zapach. Gdy wkładał ziele do woreczka na szyi, przez chwilę zdawało mu się, że czuje na sobie wzrok posągu. Odwrócił głowę: Bezimienny patrzył na niego jedną z czterech par oczu, lśniącą żywicznie pod wpółprzymkniętymi powiekami.

Odwrócił się i jeszcze raz spojrzał uważnie na pył wypełniający plac. Smutne szczątki niezliczonych krwawych ofiar…,,Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” – przypomniał sobie słowa, które Ezra wyczytał kiedyś Plemieniu w świątyni z jednej z grubych ksiąg. Te wszystkie niegdyś żywe i czujące istoty – sarny i lisy, niedźwiedzie i zające, ludzie zwykli i ludzie w długich sukniach – obróciły się w proch. Ale dlaczego? Zabici w kwiecie wieku w okrutny, nieludzki sposób, na ofiarę dla starego Boga? Dlaczego On chciał ofiar z życia? Czy cześć oddawana ze strachu wystarczała mu?

– Nie dostaniesz ode mnie żadnych ofiar. Żadnych – powtarzał, wspinając się mozolnie na ramiona Boga. Znał tę drogę na pamięć: pierwszy przystanek – wystające, grube kolana posągu. Drugi – potężne, ostentacyjne niemal znamiona męskości Bezimiennego. Trzeci – siedmiopalczasta, wielka dłoń, wsparta na wystającym biodrze. Czwarty – nienaturalnie duży pępek. A potem po zgiętym łokciu Jon wspiął się wprost na ramiona Boga. Ostrożnie obszedł je wokół, jak niebezpieczny skalny występ. Chciał sprawdzić, która z czterech par oczu Bezimiennego jest teraz otwarta. Ale wszystkie były szczelnie zamknięte. Prawie zaciśnięte.

– Nie chcesz mnie, to wrócę do Wioski – powiedział Jon głośno, a wysokie drzewa wokół odbiły jego słowa głuchym echem. Znów obszedł ramiona Boga – i ujrzał, że pod jedną z czterech par powiek coś lśni: bezdenna, żywiczna czarna głębia. Grube, wielkie powieki powoli, powolutku uchylały się, wznosząc w górę. Jon przywarł do szyi Światowida i ostrożnie poszedł wzrokiem w ślad za Jego spojrzeniem. Przed nim, nisko w dole, wiła się jedna z Kamiennych Dróg. Z tej wysokości wszystkie Drogi były do siebie podobne i Jon nie wiedział, czy to jest ta sama, wzdłuż której patrzył poprzednim razem, czy całkiem inna. Nie wiedział nawet, która z nich wiedzie do Wioski.

– Biel… białe… biel… – pomyślał instynktownie, aby przywołać tamten obcy świat. Gdy wpatrywał się w ślad za spojrzeniem Bezimiennego, ciemnozielona Puszcza znów zaczęła migotać mu przed oczami i tracić ostrość konturów – zieleń ustąpiła burości, nie bieli.

– Bure… szare… bure… Bure jak zmęczona ziemia… jak wykarczowany skrawek Puszczy… BURE…

* * *

– Dlaczego zawsze nosisz bury, brzydki przyodziewek, obojętne, czy udajesz Dziewicę czy mężczyznę? – spytał Dziewczyny, ale ona nawet nie odwróciła w jego stronę ostrzyżonej na jeża głowy. Widział tylko jej ostry profil i wysoko rzeźbione kości policzkowe. Jon niepotrzebnie pytał, gdyż bury płaszcz idealnie wtapiał się w równie burą, zmęczoną, jesienną ziemię i po prostu był dobrze dobrany. Ona jest taka chuda w tym męskim przebraniu – pomyślał. – Dziewczęce suknie kryły to. Widać, że spala ją od środka poczucie misji. I w końcu wypali się. Lecz przez tę chudość nie wygląda na prostą wieśniaczkę, którą rzeczywiście jest, lecz na arystokratkę, która wypuściła się na awanturniczą wyprawę ze swego zamku. I to jest awanturnicza wyprawa. Czy ona tego nie rozumie?! I tak wszystkie awanturnicze przedsięwzięcia, także to, mogą skończyć się dobrze – lub źle. Na pewno już nie wróci to, co było: spokojne, może i nudne, jednak nie najgorsze życie. Bez szans na odmianę losu, ale i bez wizji gwałtownej śmierci.

Ponieważ Dziewczyna nie była arystokratką, tylko wieśniaczką, więc nie opuścili zamku, lecz ubogą wioskę Domremi, zamku dopiero szukali, błądząc bocznymi drogami, aby uniknąć zbędnych pytań i podejrzeń ze strony napotkanych ludzi, swoich i obcych. A zwłaszcza najeźdźców.

– Kto tak nieudolnie ściął ci włosy? – spytał nie zrażony jej milczeniem, przypominając sobie długie, ciemne warkocze i porównując je z ostrzyżoną na jeża głową. Wygląda okropnie – pomyślał. – Nigdy nie była piękna, ale teraz, gdy nie ma włosów, jej wielkie oczy przypominają oczy wariatki…

– Sama je ścięłam. Sierpem – odparła Dziewczyna i nagle uśmiechnęła się. Błysk jej zębów w śniadej twarzy wydał się Jonowi krótkim, oślepiającym błyskiem słońca. Mimo wszystko ją lubię, może nawet kocham, pomyślał i zaraz dodał w duchu: Kocham ją jak siostrę. Uzupełnienie to wydało mu się konieczne, gdyż gdzieś głęboko, wewnątrz własnego Ja, czuł, że jest ktoś inny, kogo kocha miłością całkiem nie siostrzaną.

– Po co to wszystko? – drążył dalej. Jej wyniosłość była śmieszna, ponieważ nikt lepiej od niego, chłopca z sąsiedniej zagrody, nie wiedział, kim ona jest: wiejską dziewuchą, niespecjalnie ładną, mało rozgarniętą, w dodatku cieszącą się złą sławą.

– Słyszałam Głosy, przecież wiesz – odparła posępnie i znów umilkła. Właśnie, słyszała Głosy. Stąd brała się jej zła sława we wsi, bynajmniej nie z obściskiwania się z chłopakami. Jej ojciec, stary Dark, miał opinię chłopa pracowicie, choć bez sukcesów, uprawiającego małe poletko. Matka Dziewczyny była niczym nie wyróżniającą się chłopką, z niczym nie wyróżniającej się wioski Domremi. Urodziła kilkoro niczym nie wyróżniających się dzieci, z wyjątkiem Dziewczyny, która od trzynastego roku życia “słyszała Głosy”.

Gdyby choć proboszcz uznał je za Głos Boga… – westchnął w duchu Jon. – Ale proboszcz patrzył z przyganą na chudą pasterkę krów obwieszczającą wszem i wobec, że prawie co dzień, pasąc cztery kościste krasule na łąkach za wioską, rozmawia ze świętym Michałem, świętymi Małgorzatą i Katarzyną.

Troje świętych naraz… Ciekawe, czy mówią do niej chórem, czy każde z osobna? – myślał z przekąsem Jon. – Żebyż choć upierała się przy jednym lub wybrała sobie bardziej znaczące boskie istoty niż ta trójca, Małgorzata, Katarzyna, Michał. Kto o nich słyszał? Kto o nich coś wie? Święty Augustyn, Piotr, Tomasz… to są prawdziwi, poważni święci! Gdyby któryś z nich z nią rozmawiał, może wtedy choć proboszcz by jej uwierzył, bo biskup nie chciałby o niej słyszeć, nawet gdyby gawędziła co dzień z samą Marią Magdaleną…!

A jednak Głosy powiedziały jej pewnego dnia, że musi ruszyć, by przywrócić na tron prawowitego króla. Początkowo wszyscy się z tego śmiali. Nawet ludzie z natury zabobonni, którzy po części dawali wiarę, że,,ta mała od Darków rozmawia ze świętymi”. Ale gdy ktoś zaczyna mówić o królu i o tronie… Oooo! Wtedy z drobnego i śmiesznego, a w każdym razie lokalnego wydarzenia sprawa zaczyna przeradzać się w państwową! Coś, co od biedy mogło być wzięte za chłopski, prostacki, lecz barwny wyraz religijności – stawało się nagle polityczną aferą i to w skali całego królestwa, w dodatku jednego ze znaczniejszych na ziemi!

Nagle do ubogiej zagrody rodziny Darków zaczęli zjeżdżać możnowładcy, by uspokoić “słyszącą”. Chce sobie rozmawiać ze świętymi – proszę bardzo. Byle nie na tematy państwowe. Tron zresztą opanowali już najeźdźcy i nikt tego nie zmieni; nawet cały zastęp świętych, a co dopiero święci tak niskiej rangi, jak Katarzyna, Małgorzata i Michał, mało znani i mało mogący.

– Chcesz, Dziewczyno, to tu, gdzie pierwszy raz usłyszałaś Głosy, zbuduję z własnych funduszy kapliczkę, do której będą mogli przychodzić paralitycy, ślepi, by czekać na cud przywrócenia zdrowia. Tylko nie mieszaj się do polityki. Powiedz tym… tym swoim Głosom, żeby przestały zajmować się kwestią tronu. To sprawa raz na zawsze rozstrzygnięta. Tron przypadł najeźdźcom i kwita. Niech twoi święci mówią o Bogu, nie o królach, niech się wypowiadają o kościele, nie o tronie – mówił możnowładca z Wokuler.

– Nie mam na to wpływu, mój panie. Głosy mówią to, co chcą mówić – odpowiadała niewzruszenie Dziewczyna. – Najpierw mówiły tylko o wierze i miłości, ale od trzech miesięcy powtarzają co dzień to samo: że mam do spełnienia misję powierzoną przez samego Boga. Tą misją jest przywrócenie na tron prawowitego króla. Prawowitym królem, mój panie, jest delfin, syn nieżyjącego monarchy, krew z naszej krwi, nie najeźdźca.

– Ty, głupia szesnastolatka z zabitej deskami wsi Domremi z ubogiego, nic nie znaczącego rodu, masz dokonać tego, co nie udało się całej armii? Ba, wielu armiom! Przecież tę wojnę toczymy już od stu lat i od stu lat ją przegrywamy! Stary król nie żyje, młody schronił się na zamku w Szinie, na tronie osadzono monarchę najeźdźców! I zatwierdzono to traktatem, rozumiesz, głupia dziewko?! Traktatem, podpisanym przez najszlachetniejszych panów z obu krajów! Jak chcesz to odwrócić?! – wołał w gniewie możnowładca z Wokuler, a Jon, przycupnięty za płotem domostwa Darków, podsłuchiwał ich rozmowę, pełen mieszanych uczuć. Wszystkie wiejskie wyrostki zawsze obśmiewały “Głosy” i,,pogaduszki” tej Dziewczyny ze świętymi. Niejeden kamień przeleciał obok jej głowy, niejeden ją trafił. Tylko Jon, kierowany nie wiedzieć jakim impulsem, bronił jej przed złośliwością bliźnich. To on uspokajał rozjuszonego starego Darka, gdy ten groził, że,,pasem wytłucze z Dziewczyny bajdurzenie o Głosach”. Ale Jon też się zaniepokoił, gdy – zamiast niewinnych rozmów ze świętymi o sile wiary i miłości do bliźnich – Dziewczyna nagle wszczęła z Głosami rozmowy o polityce. Polityka…! I to jaka! Na najwyższym międzypaństwowym szczeblu! Ta prostaczka chciała zmieniać bieg Historii przez największe “H”! Ona, głupia, chuda dziewucha od krów, która nie umiała nawet czytać i pisać!