Выбрать главу

ON: Następnego dnia był w instytucie pierwszy. Christiane, asystent­ka w sekretariacie, spotkała go przy automacie do kawy w kuchni. Za­wsze była przed wszystkimi, ale za to znikała też najwcześniej. Powie­działa do niego, śmiejąc się:

– Myślałam, że kluby nocne zamykają dopiero o ósmej rano.

– Chrissie – lubiła, gdy ją tak nazywał – jak ty to robisz, że o siód­mej rano masz taki nastrój jak turyści na Seszelach o dziesiątej przed śniadaniem?

Przestała się śmiać. Spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała:

– Spędź ze mną kiedyś noc, a się dowiesz.

Wyjęła filiżankę z kawą z automatu i wyszła z kuchni. Nigdy nie wiedział, kiedy Christiane mówiła poważnie, a kiedy żartowała.

Wybrał w automacie podwójne espresso i wrócił do biura. Program pocztowy na jego komputerze ściągnął w tym czasie wszystkie e-maile z ich komputerowego serwera. Oprócz codziennie nadsyłanych biulety­nów naukowych lub informacyjnych, oprócz denerwujących go elektro­nicznych śmieci w postaci reklamówek tak idiotycznych, jak ta zachęca­jąca do kupna taniej działki budowlanej na Bahamach, a także oprócz normalnych korespondencji naukowych, dzisiaj był e-mail od niej.

Nawet go to specjalnie nie zaskoczyło. To znaczy, miał taki moment w czasie jazdy metrem do pracy, gdy musiał nagle odłożyć gazetę i my­śleć o tym, czy i jak bardzo byłby rozczarowany, gdyby ona już nigdy więcej się nie odezwała do niego i zniknęła tak samo bez powodu, jak się pojawiła.

Już dawno nie musiał przerywać czytania gazety, aby myśleć o ko­biecie.

Zauważył także, że to myślenie sprawia mu przyjemność. I to zu­pełnie inną niż myślenie o wektorowej reprezentacji trawersowanych węzłów w sieciach Petry'ego. Zupełnie inną. Była wyzywająca – my­ślał. Dokładnie tak. Tak jak kobietę, którą spotyka się w realnym życiu, można po jej wyglądzie, po tym, jak się porusza, sklasyfikować jako wyzywającą, tak i tutaj, w Internecie, w pewnym sensie funkcjonował ten sam mechanizm. Prowokujący wygląd, zbyt mocny, niepasujący do pory dnia makijaż, teatralne poruszanie biodrami lub zbyt głęboki de­kolt zostały zastąpione w Sieci przez prowokujące pytania, przesadzo­ną bezpośredniość lub zbyt głęboko trafiające, zbyt osobiste pytania. Takie zachowanie bardzo często ma ukryć niepewność, nieśmiałość, lęk, kompleksy lub po prostu wrażliwość. Zastanawiał się w metrze, czy i u niej zadziałał ten sam mechanizm. Musiał się uśmiechnąć, gdy przypomniał sobie to jej «Powiedz mi tylko, jakie masz wykształcenie».

Potem pomyślał, że chciałby, aby była piękna. I w tym wypadku wirtualność nie zmieniała absolutnie niczego. Mężczyźni w swej próżności, także w Internecie, chcą być zaczepiani wyłącznie przez piękne kobiety. To nic, że w tym wypadku piękno nie gra żadnej roli. Jest przecież nie­widoczne, nieistotne. Mężczyźni, nawet ci wybrani do zaczepki zupełnie przypadkowo, chcą wierzyć i przeważnie wierzą naiwnie, że są wyjątko­wi na tyle, aby zwracać uwagę jedynie pięknych kobiet. Wyobrażał so­bie, jak wielu z tych mężczyzn wciąga brzuchy lub zakrywa resztkami włosów zbyt wysokie czoła, siedząc przy swoich komputerach. Taka in­stynktowna reakcja prawdziwych samców, znana z plaż, przeniesiona do Internetu. Czy ewolucja się zatrzymała i tylko zmienia dekorację? A może to, co jest teraz, tak naprawdę nazywa się eWolucja?

Nie wiedział, co w tym wypadku znaczyło «piękna». Znowu pomy­ślał o Natalii. Czy piękna była tylko Natalia? Czy już zawsze tak bę­dzie?

Byłby rozczarowany, gdyby więcej nie napisała. Bardzo rozczaro­wany. Był tego pewien, wychodząc rano z metra. Więc gdy teraz zoba­czył ten e-mail, poczuł... nie wiedział, jak to nazwać... poczuł, że go nie zawiodła. Zaczął czytać.

Warszawa, 30 stycznia

Dowiedziałam się o Twoim istnieniu około 16.30. Teraz jest dopiero 17.15 w Warszawie, a zdążyłeś już wywołać we mnie podziw, zdumienie, ciekawość, zazdrość, wzruszenie, smutek i radość. Ja ostatnio mato przeżywam, więc za­uważam ostrzej takie uczucia.

Miałeś rację, mówiąc, że nie potrzebuję żadnej rady. Potrzebowałam to tyl­ko uwolnić z siebie i komuś po prostu powiedzieć. Teraz wiem nawet, że najmniej ze wszystkich chcę to powiedzieć Tobie. Poza tym to stało się nagle zbyt banalne, aby tracić na to Twój czas.

Miałam tyle wiadomości o Tobie, że chcę, abyś i Ty coś wiedział o mnie. Mam 29 lat, mieszkam w Warszawie, od 5 lat z mężczyzną, który jest moim mę­żem, mam długie czarne włosy i oczy, których kolor zależy od mojego nastroju.

Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mam ICQ tutaj w moim komputerze, l że Ty masz.

Od 16.30 dzisiaj tak się cieszę.

Do jutra.

Jeśli pozwolisz.

Przeczytał ten e-mail kilka razy. Za każdym razem, gdy dochodził do fragmentu o mężu, przeskakiwał wzrokiem kilka słów. Czytając po raz ostatni, po prostu go nie zauważył.

Startując swoje ICQ, spojrzał na zegarek. Może ona już tam jest – pomyślał.

ONA: Przyszła do biura znacznie wcześniej niż zwykle. Jej mąż wy­jeżdżał porannym pociągiem do Łodzi, więc poprosiła go, aby zabrał ją i podwiózł do biura po drodze na dworzec. Zdziwił się, bo wiedział, jak bardzo lubi spać rano. Gdyby nie dwa budziki dzwoniące jeden po dru­gim, nigdy nie wstałaby na czas.

Uwielbiała spać. Szczególnie ostatnio. Miała niezwykłe sny. Wie­czorem z łazienki szła do kuchni, piła kubek ciepłego mleka i cieszyła się na sny, które miały nadejść. Czasami budziła się w nocy, pamiętając ostatni sen, piła mleko i wracała do snu. W to samo miejsce, w ten sam wątek, przy którym się obudziła.

Sny były jak ucieczka. Miała bardzo trudny okres w małżeństwie. Wszystko stało się jakieś takie powierzchowne. Mąż zachłysnął się bo­gactwem, które przynosiły mu te wszystkie projekty po godzinach. Wpadł w uzależnienie od pieniędzy i pracy. Nigdy wcześniej nie miał pieniędzy i teraz nie umiał sobie z tym radzić. Nagle wszystko, co moż­na było kupić, znalazło się w jego zasięgu. Dzieliło go od tego tylko kilka projektów po godzinach. Samochód, który stał pod blokiem. No­we mieszkanie w dobrej dzielnicy, gdzie ten samochód już nie był dy­sonansem. Sprzęty, które po pół roku stawały się przestarzałe.

Pracował od lub do świtu, niedzielę mylił z czwartkiem. Kupował no­we sprzęty, brał nowe projekty. Jeszcze tylko ten rok. Jeszcze tylko kupi­my tobie auto i tę działkę pod lasem – mówił, gdy czasami pytała go, czy mogliby przedłużyć o jeden dzień weekend i pojechać do Zakopanego.

I tak zwyczajnie sobie pogadać jak dawniej – mówiła.

Nie «gadali jak dawniej» już bardzo, bardzo długo. Mieli coraz wię­cej sprzętów i coraz mniej kontaktu. Kiedyś przez nieuwagę pożaliła się matce. Dowiedziała się, że jest rozpuszczoną żoną, która nie ma zie­lonego pojęcia, na jakiego dobrego i pracowitego męża trafiła. Jej ro­dzice cieszyli się z każdego nowego sprzętu w ich domu, tak jak gdyby to oni go kupili. Miała wrażenie, że ojciec, gdyby tylko potrafił, przy­chodziłby do nich na noc, aby pomagać jej mężowi robić te wszystkie projekty po godzinach. Byli dumni z jej bogactwa i z dumą opowiadali o tym wszystkim, którzy chcieli, a często też i nie chcieli, słuchać.

Byli dumni z takiego zięcia, a ona durzyła się w Belgu. Spotkali się ponownie w niecałe dwa miesiące po tym berlińskim spędzie. W War­szawie. Gdy wszedł do ich biura z bukietem kwiatów, opalony, pachną­cy, jak zawsze nieskazitelnie elegancki i powiedział sekretarce, że za­biera «mademoiselle» – chociaż dobrze wiedział, że jest mężatką – na «business lunch do Bristolu», poczuła się wyróżniona.

Miał czas. Znowu jakiś mężczyzna miał czas dla niej! Słuchał, był dowcipny, delikatny, usłużny i zwracał uwagę wszystkich kobiet w re­stauracji. Później przysyłał e-maile i grube, kolorowe, pachnące jego wodą kolońską zaproszenia na wspólne wyjazdy do Paryża, Budapesz­tu lub Berlina. Zastanawiała się czasami, co zdarzyłoby się naprawdę, gdyby miała dość odwagi przyjąć kiedyś takie zaproszenie.

Dzwonił. Mówił spokojnym głosem. Słuchał. Szeptał. Czasami szeptał po francusku. To lubiła najbardziej. W biurowym nudnym i sza­rym życiu był jak kartka przysłana z wakacji, budząca marzenia o zmia­nie i egzotyce. Zaczęła uważać, że jest dla niego kimś wyjątkowym.

Niecały miesiąc temu, zaraz po Nowym Roku, jej firma organizo­wała spotkanie z największymi klientami w Szczyrku. On też miał tam być! Wiedziała, że przyjechał już wcześniej i że w Szczyrku spędzał sylwestra. Cieszyła się na ten wyjazd. Trochę bała się możliwych sce­nariuszy, które przychodziły jej do głowy w związku z nim, ale mimo to, a może właśnie dzięki temu, była szczęśliwa i podniecona.

Zorganizowała wszystko tak, aby być w Szczyrku dzień wcześniej. Chciała mu zrobić niespodziankę. Do pensjonatu przyjechała z dworca taksówką. Zmęczona, po całym dniu w pociągu. Pierwszym, co zoba­czyła, gdy weszła do rozświetlonego holu, w którym znajdowała się re­cepcja, był «jej» Belg siedzący przy barze obok recepcji i całujący szy­ję drobnej szatynki nachylającej się skwapliwie do jego ust. Trzymali się za ręce. Nie zauważył jej, siedział odwrócony plecami do wejścia.

Oprócz grzecznościowych pozdrowień nie zamieniła z nim słowa w ciągu tych trzech dni pobytu w Szczyrku. W zasadzie nie miała pra­wa do żadnej lojalności czy czegokolwiek o wiele mniej istotnego w tym rodzaju. Oprócz jego adoracji, zainteresowania i jej zadurzenia nic ich nie łączyło. Ponadto o zadurzeniu Belg miał nawet prawo nie wiedzieć i mógł całować w szyje wszystkie szatynki w tym pensjona­cie.

Mimo to czuła się urażona i zdradzona. Przypatrywała mu się dys­kretnie w trakcie tego spotkania w Szczyrku. Już nie wydawał się jej taki nienaganny. Teraz był nawet bardzo niski i robił potworne błędy w angielskim. Ponadto któregoś wieczoru przyszedł do baru z włosami postawionymi na żel. Wydało jej się to śmieszne i żenująco pretensjo­nalne.

Mimo to potrzebowała czasu, aby wyleczyć się z Belga. Próbowała zbliżyć się do męża i u niego odnaleźć trochę czułości, której potrzebo­wała. Pragnęła zwykłej rozmowy. O książce, o filmie, o przeznaczeniu. O czymś, co nie dotyczyło codzienności, zakupów, pieniędzy i obia­dów w niedzielę u mamy. Ale nie miał dla niej czasu w przerwach mię­dzy projektami po godzinach. Na dobrą sprawę nie było nawet tych przerw.