I wtedy zaczęła śnić. Wypijała mleko, szła do łóżka i śniła. Budziła się rano jak oczyszczona. Jak gdyby wszystko, co ją dręczyło lub niepokoiło, przepchnęła przez filtr podświadomości, która oczyściła to w snach. Kiedyś, później poruszyła ten temat w rozmowach z Jakubem. Napisał coś, z czym zgadzała się w zupełności:
Sen, każdy sen, jest jak psychoza. Ze wszystkim, co do niej należy: pomieszaniem zmysłów, szaleństwem, absurdem. Taka krótkotrwała psychoza. Nieszkodliwa, wprowadzana za zgodą i kończona z własnej woli poprzez przebudzenie. Oczyszczająca. Tak przynajmniej twierdzi Freud. On się chyba na tym znal.
Poza tym od wczoraj wszystko było inaczej. Nagle Belg stał się nieistotny. Jak kolega z przedszkola, którego imię pamięta się jak przez mgłę. Dzisiaj też śniła, ale rano przerwała ten sen bez zwykłego niedowierzania, że to naprawdę koniec i że trzeba zaczynać myśleć. Dzisiaj chciała być jak najszybciej w biurze. Wczoraj otworzyła tylko kilkanaście z tych 28 stron internetowych z jego nazwiskiem i imieniem. Zanim dzisiaj wejdzie na ICQ, chciała przejrzeć pozostałe. Dlatego wstała rano i kazała się podwieźć pod biuro. Aby mieć czas, zanim wszyscy inni przyjdą do pracy.
Otwierała stronę po stronie. Traciła już nadzieję. Wszędzie informatyka, genetyka, jakieś bezsensowne raporty z posiedzeń, artykuły, których i tak nie rozumiała. To była chyba przedostatnia strona na liście 28 adresów. Kliknęła i pojawił się tekst: Boże, pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies. Uśmiechnęła się. Pomyślała, że to wyjątkowo mądra prośba. Potem uśmiechała się już prawie cały czas. To była jego własna, prywatna strona internetowa! Też genetyka, ale tym razem jego własne geny.
Opowiadał o sobie. Wiedziała, że niełatwo jest wybrać interesujące informacje o sobie i wystawić je publicznie na stronie WWW. Kiedyś myślała o przygotowaniu i opublikowaniu w Sieci własnej strony, ale zrezygnowała – głównie dlatego, że nie wiedziała, co mogłaby opowiedzieć o sobie i jak, aby to nie było kiczowate i banalne.
On zrobił to sprytnie: skupił się na innych i poprzez innych opowiadał o sobie. Opowiedział, jak ważny jest dla niego Mozart, Chopin, Morrison, które wiersze Rilkego zna na pamięć, a których zamierza się dopiero w najbliższym czasie nauczyć (a tak na marginesie: kto w tym wieku uczy się jeszcze wierszy? – myślała rozbawiona). Opowiedział, jakie książki czyta i co o nich sądzi, ale także jakich nigdy więcej nie dotknie. Przedstawił struktury chemiczne kilku substancji i interesująco opowiedział, jak się czuje, gdy mu ich brakuje, a jak, gdy ma ich w nadmiarze. Była zdumiona, czytając, co z człowiekiem może zrobić dopamina i na co trzeba uważać, aby poradzić sobie z brakiem lub nadmiarem testosteronu.
Pokazał nieprawdopodobnie piękne zdjęcia z Nowego Orleanu i przekonywał wszystkich, że jest to jedno z najważniejszych miejsc na ziemi. Oprócz Nowego Orleanu wymieniał Dublin, Boston, Wrocław, Princeton, wyspę Wight (nie miała zielonego pojęcia, gdzie może znajdować się taka wyspa), San Diego, Kuala Lumpur i Kraków – jak stacje na trasie tej samej linii kolejki podmiejskiej. Jego świat nie miał granic. Opowiadał o nauce, o wszechświecie, mądrości i mózgu. Mózg był jego pasją.
Gdy zastanowiła się głębiej nad tą stroną, doszła do wniosku, że chyba jest nieśmiały. Nie umiał na dobrą sprawę pisać o sobie wprost. Opowiadał o tym, co myśli, czuje, podziwia, a nawet pragnie, powołując się na wiersze, autorytety i naukę.
Nie dowiedziała się z tej strony niczego, co mogłoby ją zaniepokoić. Nie dowiedziała się bowiem niczego o żadnej kobiecie – pomijając kobiety z wierszy Rilkego – która miała lub mogła mieć obecnie znaczenie dla niego. To była dla niej cenna i poruszająca informacja!
Gdyby miała jednym słowem scharakteryzować go na podstawie jego własnej strony internetowej, to użyłaby tylko tego jednego: wrażliwość. Drugie, jakie nasuwało się zaraz po wrażliwości, to «smutek». Ta strona była pełna smutku. Smutku i tęsknoty. Nie wiedziała za czym, ale widziała to wszędzie: on za czymś lub za kimś tęsknił.
Poza tym ta strona była jedną wielką pochwałą mądrości. Zamyśliła się, czytając ostatnie zdanie: Bądź mądrzejszy od innych i nie okazuj im tego... W tym momencie w biurze pojawiła się sekretarka. Nie potrafiła ukryć zdumienia, widząc ją przed komputerem. Jak dotąd nie zdarzyło się – a dzieliły to biuro od pięciu lat – aby ona była w biurze przed sekretarką. Nie skomentowała tego ani słowem. Szukała jednak wszelkiego prawdopodobnego powodu, aby przejść do drukarki lub segregatorów przy oknie i móc, przechodząc, zerknąć na ekran jej monitora.
Ta sekretarka była najbardziej wścibskim organizmem, jaki znała. Odkąd przekonała się o tym, każda anorektycznie chuda kobieta – a takim typem była sekretarka – zaczęła kojarzyć się jej automatycznie z bezgranicznym wścibstwem. I ta jej chudość! Nieprzyzwoita, prowokacyjna, wyzywająca i nieosiągalna chudość! Odechciewało się pić nawet wodę mineralną, bo wydawało się, że ma zbyt wiele kalorii. Czasem miała wrażenie, że ta kobieta jest tak chuda, że można by ją wysłać faksem.
Zdanie o anorektycznie chudych kobietach zaczęła zmieniać powoli, ale nieuchronnie, dopiero gdy polska telewizja zaczęła wyświetlać serial «Ally McBeal». Gdy zaczęła odnajdywać fragmenty siebie w neurotycznych dywagacjach lub zachowaniach nadwrażliwej głównej bohaterki, równie chudej jak ich sekretarka, zaczęła powoli wyzbywać się swoich uprzedzeń.
Skończyła czytać jego stronę internetową i poczuła niepokój.
Żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął – pomyślała zatrwożona.
Włączyła swoje ICQ. On był online.
Napisała:
Jakub, tęskniłam za Tobą.
ON: Pracował. Kończył test programu dla Warszawy. To znaczy czekał, pracując. Nareszcie! ICQ dał znać, że ona jest online. Kliknął w migającą żółtą karteczkę w dolnym prawym rogu ekranu.
Żadnego «dzień dobry», żadnego «jak się masz». Od razu to: «Jakub, tęskniłam za Tobą». Zacisnął zęby. Jak zawsze, gdy zdarzało się coś, z czym nie umiał sobie poradzić lub gdy nie wiedział, jak zareagować. Jego ojciec też tak robił.
Od dawna był przekonany, że za nim nie tęskni nikt, i to już od wielu lat. Tak wybrał. Nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet gorsze niż nieodwzajemniona miłość. Znacznie gorsze. On po Natalii nie potrafił tęsknić za nikim i za niczym. Jakby się wszystko już w nim wypaliło. Może, czasami, tylko za swoimi rodzicami. W ich urodziny, rocznice śmierci lub w Zaduszki.
Wydawało mu się, ponieważ sam nie był zdolny do tęsknoty, że najbardziej godziwie jest żyć tak, aby nikt za nim nie tęsknił. Ale i to się nie sprawdzało. Od tego e-mailu od Jennifer wiedział, że nie zawsze udaje się tak żyć. To był kwiecień lub maj ubiegłego roku. Nie zapomni tego paraliżującego poczucia winy, gdy przeczytał jej list w pociągu z Berlina do Warszawy. Nie czytał dotąd tak wstrząsającej opowieści o tęsknocie. Odpisał:
Dzień dobry. Cieszę się, że jesteś. Czekałem na Ciebie.
Czekać. Czy to to samo, co tęsknić?
Otworzyła Chat.
ONA: Nie. Dla mnie nie. Przy czekaniu nie budzę się o 5 rano, rezygnując z najlepszych snów. Nie przychodzę także z tego powodu już przed 7 do biura. Przy czekaniu mleko nie traci dla mnie smaku. Przy tęsknocie tak.
ON: Będę pamiętał. Szczególnie o mleku. Pytam, bo wydawało mi się, że za mną nikt nie tęskni, od wielu lat. l gdy ktoś pisze mi coś takiego zamiast «dzień dobry», to... to w pierwszej chwili chciałem odwrócić głowę i sprawdzić, czy to było do kogoś, kto siedzi za mną. Ale za mną nikt nie siedzi.
ONA: To było do Ciebie. Tylko do Ciebie. Mam wrażenie, że się przyzwyczaisz. Zobaczysz.
ON: Opowiesz coś o sobie? Wiem już, że śnisz, że lubisz mleko i że tęskniłaś za mną. Czy mógłbym wiedzieć więcej?
Czy Twoje oczy są duże? Czy masz wysokie czoło? Małe stopy? Czy zasypiasz na boku? Czy Twoje włosy są puszyste? Czy masz opaloną skórę? Czy mówisz po angielsku? Czy lubisz chodzić po deszczu? Czy lubisz opery? Czy zwilżasz wargi językiem? Czy wierzysz w Boga? Czy lubisz jagody? Czy...
ONA: Pytania pojawiały się na ekranie jedno po drugim. Jak gdyby miał je przygotowane na jakiejś nieuporządkowanej liście i po prostu przepisywał. Była pewna, że nie miał żadnej listy. Niektórych z tych pytań nie zadał jej nikt przed nim. Nigdy. Mąż także. A jest z nim od pięciu lat. Odpisała:
Powiedz mi tylko jedno. Dlaczego chcesz to wszystko wiedzieć?
ON: Bo... także tęskniłem za Tobą.
ONA: Opowiem Ci wszystko. Mamy dużo czasu, prawda?
Już od pierwszego dnia rozmowy z nim były jak przeżycia, które się zapamiętywało. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale nie uważała, że cokolwiek, co zdarza się między nimi, zdarza się zbyt szybko. Wczoraj o tej porze jeszcze go nie znała. Dzisiaj opowie mu za chwilę, na którym boku zasypia. Gdyby zapytał, czy zasypia nago na tym boku, to też odpowiedziałaby mu bez wahania, że nago. Czy to ten Internet, czy to ten jej brak przeżyć, czy to po prostu on indukuje w niej taką szczerość? A może ona chce wreszcie opowiedzieć komuś o sobie i wiedzieć, że ten ktoś ma czas i chce jej wysłuchać?
ON: Nagle chciał wiedzieć o niej wszystko. To przecież nieistotne, że jej nie widzi. Ona mu sama opowie to, co mógłby zobaczyć. Opowie własnymi słowami. I to będzie dokładnie takie, jakie ona chciałaby, żeby on dostrzegł. I on w to uwierzy i taką będzie zabierał – w myślach – do domu i w swoją wyobraźnię. Bo w Internecie najważniejsze są słowa i wyobraźnia.
Każda rozmowa i spotkanie z nią w Internecie miały atmosferę i nastrój randki. Były na swój sposób uroczyste, oczekiwane i nigdy nie było wiadomo, jak się zakończą. Poza tym to «Jakub, tęskniłam za Tobą», którym witała go każdego ranka, nieustannie go poruszało.