Kobiety różniły się dla niego w tym czasie od mężczyzn tylko tym, że miały piersi, nie musiały się golić i można było na nich bardziej polegać. Dopiero po paru latach zaczął ponownie odczuwać coś w rodzaju pociągu seksualnego. Ale to było, jak wtedy mówił, «prosta(t)ckie». Od prostaty. Ale i od prostaka. Obudzone hormony zdominowały jego postrzeganie kobiet. Chciał tylko rozładować napięcie, pozostawić gdzieś swoją spermę i wrócić do książek. Nic więcej. Robił to sobie głównie sam. Ale nie zawsze.
Kiedyś, jeszcze jako student ostatniego roku, pilotował wycieczkę Almaturu do Amsterdamu. Miejscowy przewodnik na prośbę uczestników zaprowadził ich nad słynne kanały w znanej, szczególnie marynarzom, dzielnicy Zeydak. Wieczorem, zupełnie sam, pod jakimś pretekstem wyszedł z hotelu. Wrócił nad te kanały. Kupił w małym sklepiku przy jednym z mostów marihuanę. To było i ciągle jest zupełnie legalne w Amsterdamie. Usiadł na ławce i palił. Spędził tak kilka godzin. Wracając już po północy wzdłuż kanału, mijał kamienice z przeszklonymi frontonami. Za szybami siedziały prostytutki i zachęcały do wejścia. W pewnym momencie zatrzymał się. Pamięta, że nawet nie myślał długo. Wszedł. Dziewczyna była z Węgier. Młoda brunetka w jedwabnym szlafroku, paląca cygaro.
Przy szampanie umówili się co do ceny. Zasłoniła żaluzje. Rozebrała go. Zapaliła wonne świece. Włączyła muzykę. Rozpoznał Locomotive GT. Podała mu rękę i podeszła z nim do marmurowej czarnej umywalki przy drzwiach. Zdjęła szlafrok. Stała przed nim zupełnie naga.
Przysunęła go biodrami do krawędzi umywalki, nachyliła się i zaczęła go myć. Był tak podniecony, że zejakulował do umywalki, gdy tylko dotknęła jego prącia. Nie wiedział, co zrobić. Było mu tak ogromnie wstyd. Zamknął oczy, aby nie patrzeć na nią. Przez chwilę nie mówiła nic. Potem zaczęła go delikatnie gładzić po włosach i po policzku, szepcząc coś po węgiersku. Przyniosła kieliszek z szampanem, zapaliła papierosa i wetknęła mu go do ust. Posadziła go na skórzanym krześle. Zaczęła delikatnie masować mu plecy i kark. Po godzinie wyszedł. Dziewczyna wzięła tylko połowę sumy, na którą się umówili. Podając jej rękę na pożegnanie, czuł, że ma znowu erekcję.
Ta węgierska prostytutka z Zeydaku była pierwszą kobietą, która dotykała go po śmierci Natalii.
Postrzeganie kobiet wyłącznie przez egoistyczny seks ustało tak naprawdę dopiero w Irlandii. Ponad rok po epizodzie w Amsterdamie. W Dublinie pewnej wiosny odkrył na nowo wzruszenia, które nie mają nic wspólnego z prostatą. Stało się tak dzięki Jennifer z wyspy Wight...
Z zamyślenia wyrwał go głośny pisk komputera stojącego na jego biurku. Nadszedł jakiś e-mail. Otworzył na oścież okno. Wstawił blokadę uniemożliwiającą jego zatrzaśnięcie się i wrócił do biurka. E-mail od niej! O drugiej nad ranem?
ONA: Taksówkarzowi kazała zatrzymać się przed nocnymi delikatesami dwie przecznice przed ulicą, na której mieściło się jej biuro.
– Czarny jack daniels, może być duży, i pięć puszek red bulla – powiedziała do zaspanego sprzedawcy.
Zlustrował ją od stóp do głów; butelkę i puszki podał dopiero wtedy, gdy położyła pieniądze na szklanej ladzie. Nie budziła zaufania. Wyglądała trochę jak arystokratyczny ćpun, który nie wytrzymał odwyku.
Prawdziwe, niearystokratyczne ćpuny, gdy nie wytrzymują odwyku, kupują wodę brzozową lub denaturat, a nie whisky. Normalny ćpun dostaje zapomogę niewystarczającą na małego jacka danielsa, nie mówiąc o dużym.
Po kilku minutach wysiadła przed swoim biurowcem. Zapłaciła taksówkarzowi i weszła przez garaż do budynku. Jedyną czynną windą wjechała na szóste piętro, gdzie mieściły się biura jej firmy. Jeszcze nigdy nie była tutaj w nocy. Czuła niepokój, idąc ciemnym korytarzem, aby zapalić światło.
Stanęła przed drzwiami z krat. Po prawej strome, na wysokości jej oczu, znajdowała się mała skrzyneczka z klawiszami jak na klawiaturze kalkulatora.
Boże, przecież trzeba wprowadzić kod, żeby otworzyć te drzwi – przypomniała sobie, przerażona.
Nie robiła tego dotychczas. Rano, gdy przychodziła do biura, drzwi były już «odbezpieczone» przez strażnika.
Co za problem... 1808... A może jednak nie? Może 0818...?
Jeżeli wprowadzę zły kod, to mam strażnika na karku, a po pięciu minutach policję. Alarm obudzi całą dzielnicę, a dyrektorka na pewno nie uwierzy, że musiałam coś ważnego zrobić akurat po północy.
Zatrzymała się. Myślała intensywnie, co zrobić. To było ryzykowne. Z drugiej strony tak bardzo chciała mu to opowiedzieć. Teraz! Tylko teraz to miało sens.
Zbliżyła się do klawiatury i bez zastanowienia wystukała: 1-8-0-8. Przymknęła oczy, skuliła się, jak gdyby czekała na cios.
Nie było ciosu.
Otworzyła energicznie drzwi i weszła do biura. Z kuchennej szafy wyjęła swoją kryształową szklankę do whisky. Do zielonego kubka, który przysłał jej Jakub kilka tygodni temu, wykruszyła parę kostek lodu z aluminiowej kratki wyjętej z zamrażalnika. Obok kratki postawiła cztery puszki red bulla kupione w delikatesach. Jedną pozostawiła w torbie. Wróciła do biura. Nalała whisky, mniej więcej do połowy szklanki. Resztę uzupełniła red bullem. Włączyła komputer. Wywołała program pocztowy. Podeszła do odtwarzacza płyt kompaktowych stojącego obok faksu. Włączyła muzykę. Marzyła o tym już od schodów przy politechnice. Whisky z lodem w szklance – na red bulla wpadła dopiero w taksówce – i ostatnia płyta Geppert. Dzisiaj mogła słuchać tylko Geppert. Chciała całkowicie zapaść się w smutek. Geppert była na to najlepsza. Wybrała «Zamiast». Włączyła. Duszkiem wypiła pół szklanki, którą trzymała w dłoni. Podeszła do biurka. Rozciągnęła skręcony kabel, łączący klawiaturę z jej komputerem. Usiadła na podłodze. Klawiaturę położyła kolanach. Oparła się plecami o boczną ścianę biurka i zaczęła pisać.
Warszawa, 28 sierpnia
Jakub,
Słuchaj teraz uważnie...
Wstała. Była niespokojna. Przeszła do kuchni. Wyjęła z zamrażalnika lodówki dwie srebrno-niebieskie puszki. Wróciła do biura. Ustawiła w odtwarzaczu CD funkcję «powtarzaj w nieskończoność», włączyła «Zamiast» i wróciła na podłogę pod biurko.
A więc słuchaj mnie teraz uważnie. Zrobiłeś ze mnie – Boże, jak ta Geppert na mnie wpływa – najsmutniejszą kobietę w tym kraju.
Przydeptałeś mnie. l zmniejszyłeś do rozmiarów wirusa. Dokładnie tak. Wirusa.
Opowiedziałeś mi historię miłości ostatecznej...
Mogłeś sobie darować te wszystkie szczegóły. Mogłeś, prawda???
Pisała. Mówiła do siebie i dalej pisała. Sięgała po szklankę stojącą obok niej na podłodze. Skończyła. Lód w zielonym kubku całkowicie się roztopił. Wzięła jeszcze raz na chwilę klawiaturę na kolana. Łzy płynęły jej po policzkach. Dopisała:
Nie mogę przestać o niej myśleć. O Natalii. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie poruszyła mnie tak, jak poruszyła Natalia. Gdy przypomnę sobie jej list, gdy ona pisze: «To będzie piątek. Sprawdziłam właśnie, że Ty urodziłeś się w piątek. To będzie znowu szczęśliwy piątek, prawda, Jakubku?» – to po prostu łkam. Nie mogę tego opanować. Wyję. Na całe to biuro, l to nie od whisky na red bullu.
Dlaczego Cię to spotkało? Dlaczego ona Ci umarła?
Anioły przecież nie umierają...
Wyciągnęła rękę i nie wstając z podłogi, odstawiła klawiaturę na blat biurka. Z zielonego kubka stojącego przy butelce z whisky i pustej puszce po red bullu wylała wodę na prawą dłoń i przemyła powoli twarz. Poczuła się dobrze. Ta zimna woda zmywała nie tylko łzy. Podniosła kubek nad głowę i wylała resztę wody na czoło. Odgarniając do tyłu mokre włosy, przypomniała sobie to przewrotne i zaskakujące pytanie jej fryzjerki wczorajszego wieczoru:
«Ktoś potarga ci włosy dzisiaj w nocy czy mam robić na dłużej?».
Pomyślała, że to wspaniały zbieg okoliczności, że akurat dzisiaj poszła do fryzjera. To była niezwykła, romantyczna i uroczysta noc z nim. W taką noc każda kobieta chce jak najlepiej wyglądać. Wcale nie szkodzi, że on nie wie jeszcze o tej nocy. U nich tak już jest. W ten ich związek, z założenia, wpisane jest opóźnienie. Poza tym potargał jej nie tylko włosy tej nocy. Tak bardzo chciałaby, aby był przy niej i naprawdę robił coś z jej włosami. Czuła, że on wiedziałby dokładnie, co ona by chciała najbardziej.
– Jak to dobrze, że upiłam Rozum – szepnęła do siebie, chichocząc.
Wstała z podłogi. Do worka włożyła butelkę z resztą whisky i wszystkie puszki. Nie muszą wiedzieć, że lubi pić whisky akurat w biurze i to w sobotę zaraz po północy. Musi dokładnie zatrzeć ślady. Zielony kubek postawiła obok monitora. Wyłączyła komputer. Zgasiła światło. W ciemności podeszła do półki z książkami przy drzwiach wyjściowych. Sięgnęła za czarny segregator. Poznała w dłoni znajomy kształt.
Kilka tygodni temu listonosz przyniósł dla niej paczuszkę. Wszyscy w biurze byli ciekawi, co dostała. I od kogo. Może tego nawet bardziej. Schowała przesyłkę głęboko w biurku i nie komentując tego ani słowem, wyszła z biura. Wiedziała, że to od niego. Poznała po piśmie. Nie chciała rozpakowywać przy wszystkich. Zauważyliby z pewnością, że trzęsą się jej ręce.
Nie mogła się doczekać, aż wszyscy pójdą do domu. Najpierw w ogóle nie wiedziała, co to może być. W małym kartoniku, wypełnionym dla zabezpieczenia przesyłki białymi kuleczkami ze styropianu, tkwiło coś, czego w pierwszej chwili nie umiała nazwać. Położyła przed sobą i patrzyła zdumiona. Po chwili zrozumiała: przysłał jej wykonany z pleksiglasu kolorowy model podwójnej spirali DNA. Czerwona nitka z małymi otworkami po lewej stronie łączyła się z biało-czerwonymi i żółtonie-bieskimi parami płaskich patyczków z czarną nitką po prawej stronie, tworząc skręconą, unoszącą się w górę i zakręcającą drabinkę. Prawdziwa podwójna spirala. Na białych patyczkach wypisane były litery «A», na czerwonych «T». Zielone miały na górze literę «C», a niebieskie «G». Patrząc z góry, widziało się sekwencję par liter: AT CG CG AT AT AT CG AT CG AT CG AT... Do przesyłki dołączona była kartka: