Выбрать главу

Poza tym był sexy. Uważała od bardzo dawna, że nie ma nic, abso­lutnie nic bardziej sexy w mężczyźnie niż jego umiejętność słuchania. Potrafił jej słuchać – to znaczy potrafił czytać całe ekrany jej tekstów, gdy otwierali Chat – z fascynacją małego chłopca. Czytając, przerywał jej czasami w połowie zdania, zadając pytania wydobywające z jej pa­mięci szczegóły, które, wydawało się, dawno zapomniała, albo których nigdy przedtem nie znała. Poza tym – zawstydzał ją tym trochę – pa­miętał wszystko, co mu opowiadała, lepiej niż ona sama. Czasami wy­dawało się jej, że on ma to gdzieś zanotowane w grubym brulionie, któ­ry w tajemnicy przed nią otwiera i cytuje jej własne słowa.

Najbardziej sexy w nim całym była bez najmniejszych wątpliwości jego głowa. Zawsze była najbardziej zainteresowana głowami męż­czyzn. Pamięta, jak jeszcze na studiach w którąś noc andrzejkową zro­biły sobie z koleżankami w akademiku listę mężczyzn, z którymi naj­chętniej poszłyby do łóżka. Taki żart po kilku piwach. Na jej liście na pierwszych czterech miejscach byli Dostojewski, Freud, Einstein i Bach. Żaden z nich przy najlepszej woli, nawet po czterech butelkach wina, nie przypominał Redforda (zajmował na jej liście dopiero ósme miejsce), a mimo to wywoływał w niej, poprzez swój geniusz, praw­dziwie seksualne fantazje. Gdyby miała zrobić tę listę dzisiaj? No wła­śnie! Kto byłby dzisiaj na tej liście? Dostojewskiego wymieniłaby, tymczasowo, na Wojaczka, Freud i Einstein zostaliby na pewno, Bacha zastąpiłaby Santaną. A Jakub? Jakub jest po prostu nieustannie sexy i jest na zupełnie innej liście. A jakie było pytanie? Z kim poszłabym najchętniej do łóżka? To teraz nieważne. Teraz do łóżka chodzi z męż­czyzną, który nigdy nie był na tamtej liście. I na tej też nie jest. Tak ja­koś się złożyło. Zresztą, nie znała go jeszcze wtedy, gdy układała tę pierwszą listę. To było tak dawno. Wtedy zdarzało się jej, w najgłębszej tajemnicy oczywiście, myśleć, że najchętniej i tak poszłaby do łóżka z Janis Joplin. Taka biografia. Tak. To było przerażająco dawno.

Próbowała zebrać wiedzę o nim w jedno słowo, którym można by go najtrafniej scharakteryzować. Z pewnym zdumieniem stwierdziła, że naj­bardziej odpowiednia byłaby «kobiecość». Tak. Jakub był bardzo kobiecy. Napisała mu to kiedyś, ciesząc się z góry na jego reakcję. Zakładała, że za­protestuje i będzie przekonywał ją, argumentując, że nie ma racji. Uwiel­biała, gdy protestował. Właśnie gdy protestował i argumentował, dowia­dywała się o nim i o tym, co myśli, najwięcej. Starał się za wszelką cenę przekonać ją do swoich racji, ale zawsze robił to tak, aby jej nie zranić.

Czasami z przekory opracowywała z premedytacją interesujące ją «rozbieżności poglądów», konfrontowała go z nimi, czytała z zachwy­tem, co ma na ten temat do powiedzenia, aby na końcu, gdy już dowie­działa się tego, czego chciała, powiedzieć mu, że i tak się z nim od po­czątku do końca zgadza.

Jesteś najbardziej kobiecym mężczyzną, jakiego znam – napisała prowo­kacyjnie któregoś dnia, gdy otworzyli Chat. Natychmiast, jak gdyby miał tę odpowiedź już dawno przygotowaną, odpisał:

Zawsze zastanawiałem się, czy dostrzegasz kobiecą stronę mojej osobo­wości. Ja jej nie tłumię, jak robi to większość mężczyzn. Ja jej w sobie poszu­kuję. Mam szczęście robić to właśnie z Tobą. Nawet nie wiesz, jak bardzo po­magasz mi żyć zgodnie z kobiecą stroną mojej psyche. Już dawno chciałem Ci za to podziękować.

I za chwilę dodał, aby nie miała wątpliwości, że kobieca strona psy­che nie obejmuje w żadnym wypadku całej jego psyche:

Pomaga mi to nieporównywalnie lepiej zrozumieć, co czujesz, jak czujesz oraz kiedy i gdzie czujesz. Taka wiedza dla prawdziwego mężczyzny jest jak przewodnik do duszy kobiety, l do ciała, tym bardziej. A propos. Wiesz, że dzi­siaj jeszcze nie opowiedziałaś mi nic o swoim ciele? A rozmawiamy już od po­nad trzech minut.

Czy może być coś słodszego niż kobiecy prawdziwy mężczyzna, który sam przypomina ci, że jeszcze dzisiaj nie powiedział ci, jak bar­dzo atrakcyjna jesteś dla niego?

Jedyne, co ją niepokoiło, to to, że jak dotąd nigdy nie nazwał tego, co trwa od kilku miesięcy między nimi. Nie miała żadnych wątpliwo­ści, jak ważna jest dla niego. Czuła to na każdym kroku. Każdego dnia rano czekał na nią e-mail od niego. W poniedziałek czekały zawsze trzy. Z piątku, z soboty i z niedzieli. Od «nocy z Natalią» nie zdarzyło się, aby było inaczej. Nigdy. Mimo jego nieustannych podróży, e-mail na «rozpoczęcie n-tego dnia z Tobą» – jak on to nazywał – był regular­ny jak wschód słońca lub niemiecki pociąg. Liczył każdy dzień. «N» było każdego dnia o jeden większe. Od bardzo dawna nie była dla niko­go tak ważna. Któregoś dnia, w południe, była tuż przed okresem, jadła lunch przy biurku, miała van Morrisona w słuchawkach walkmana i po­płakała się, myśląc o tym. Tak po prostu zaczęły płynąć jej łzy. Taka niekontrolowana egzaltacja w trakcie PMS-u.

To było cudowne: zaczynać dzień od tych listów. W poniedziałki były zawsze czulsze od tych z pozostałych dni. Tęsknił za nią w week­endy. Czuła to. Z każdym weekendem wyraźniej. To, jak ją nazywał, co i w jaki sposób opisywał, co chciał wiedzieć, zdradzało tę tęsknotę. Po­za tym o czułości pisał lub mówił najczęściej w poniedziałki. Nieraz tak niezwykle, że aż zapierało jej dech w piersiach, gdy to czytała. Jak wtedy w poniedziałek po weekendzie w Berlinie, gdy brał udział w ja­kimś szkoleniu:

Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że znam Ciebie, l że mogę Ci o tym powiedzieć.

Nawet nie wiesz...

Albo wtedy z Uniwersytetu Amur w Belgii, gdy specjalnie pojechał na kilka godzin do Brukseli, aby z dworcowej kawiarni internetowej wysłać jej e-mail kończący się fragmentem, który czytała tamtego po­niedziałku kilkanaście razy:

Bo ja lubię do Ciebie pisać. Z różnych powodów. Między innymi dlatego, że chcę, żebyś wiedziała, że myślę o Tobie. To dość egoistyczna pobudka, ale nie mam zamiaru jej się wypierać. A myślę dużo i często. Właściwie myśli o Tobie towarzyszą mi w każdej sytuacji, l nie masz pojęcia, jak bardzo jest mi z tym dobrze. A przy okazji wymyślam różne rzeczy. Z którymi też przeważnie jest mi dobrze. Bo bardzo wysoko cenię fakt, że zaistniałaś w moim życiu. Ostatnio zresztą trudno używać stów takich jak «cenię». Ostatnio czasami wydaje mi się, że słowa są za matę. Dlatego dziękuję Ci. Dziękuję Ci z całą powagą i nie­uchronnym lekkim wzruszeniem za to, że jesteś, l że ja mogę być.

A także wtedy, gdy wzruszył ją, pisząc w niedzielę w nocy ze swo­jego biura w Monachium:

Wczoraj pojechałem rowerem do lasu. Wiesz, o czym zawsze marzyłem, gdy wydawało mi się, że jestem zakochany? Marzyłem o tym, aby przy pocałunku poczuć smak jagód, które przedtem dla NIEJ zebrałem w lesie. Czy Ty też lubisz las?

A jagody?

Tak, poniedziałki z nim to trochę tak, jak walentynki co tydzień.

I chociaż w poniedziałki jego e-maile były także pełne pytań, nigdy – ostatnio sprawdziła to dokładnie – nie pytał, co robiła w trakcie week­endu. Wiedziała, dlaczego. Dla niego jej mąż był jak PESEL w dowo­dzie osobistym. Ktoś go przydzielił i po prostu czasami trzeba go gdzieś podawać. A poza tym jest ważny tylko przez decyzję jakiegoś urzędnika. Takiego samego jak ten, który na przykład udziela ślubu. Nie, nigdy jej tego oczywiście nie powiedział wprost. Ale potrafiła to wyczytać w jego tekstach – tak właśnie było. Wiedziała.

Temat «mąż» otoczyli zmową absolutnego milczenia. Tak naprawdę nawet żadną zmową. Przy zmowie trzeba chociaż raz porozmawiać. Ona o swoim mężu nigdy z nim nie rozmawiała. Ona mu to po prostu oznajmiła. Jednym jedynym zdaniem: «Mam 29 lat, mieszkam w War­szawie, od 5 lat razem z mężczyzną, który jest moim mężem, mam dłu­gie czarne włosy i oczy, których kolor zależy od mojego nastroju».

To było tego samego dnia, gdy odnalazła go i zaczepiła na ICQ. Chciała, aby od początku było wszystko jasne. Jak dotąd, potrafił do znudzenia wracać do koloru jej oczu, które «mogłyby być poprzez swo­ją relację do emocji genialnym materiałem do badania przez genety­ków, jeśli już nie wszystkich, to z pewnością jednego». Wypytywać w najdrobniejszych szczegółach o «odcień, falistość, strukturę puszystości, zapach lub smak» jej włosów, opowiadać jej dokładnie o War­szawie, jaką on pamięta «z czasów, kiedy jeszcze ciągle największą atrakcją tego miasta była przejażdżka windą na 32. piętro Pałacu Kultu­ry». Nigdy jednak nie wspomniał słowem o «5 latach razem z mężczy­zną». Nie poświęcił temu tematowi jednej milisekundy ich czasu w Internecie.

Na początku nie zwracała na to uwagi. W opisie swojego życia czę­sto i bez zastanowienia używała liczby mnogiej. Potem, gdy intymność ich przyjaźni rosła, zaczynała czuć pewien wewnętrzny dyskomfort, mówiąc mu o swoim życiu w liczbie mnogiej. Ostatnio wyraźnie czuła, że może mu sprawiać swoistą przykrość, mówiąc mu o tym, co robiła ze swoim mężem, nawet jeśli to było kopanie grządek na działce. Nie chciała sprawiać mu przykrości! Ani swoistej, ani żadnej innej. Jemu miało być dobrze z nią.

Najlepiej tylko z nią!

Dlatego ostatnio zwracała szczególną uwagę, aby pisać w liczbie pojedynczej. Robiła wiele rzeczy oczywiście w liczbie mnogiej, ale opisywała mu je zawsze w liczbie pojedynczej. To wcale nie było takie trudne. Po mniej więcej dwóch tygodniach umiała prawie wszystko opisać w liczbie pojedynczej. Po następnych kilku tygodniach zaczęła zapominać, co naprawdę robiła ze swoim mężem, a co sama. Rzeczy, których nie dało się opisać liczbą pojedynczą, nie opisywała w ogóle.

To było jasne. Od pewnego momentu on nie dawał sobie rady z fak­tem, że należała do innego mężczyzny. A należała przecież. Ten chłód, który panował ostatnio między nią a jej mężem, wcale nie zmienił fak­tu, że mieli z sobą regularny seks. Nie romantyczny i niespecjalnie na­miętny. Po prostu regularny. Mógł być lepszy. O wiele lepszy. Gdyby ona tylko chciała. Nie chciała. Jej wystarczyło, że jest pożądana przez męża. Pożądał i w nagrodę dostawał regularnie do dyspozycji jej ciało. Robiła to chętnie, bowiem mąż był dobrym kochankiem. Nie dość, że wiedział, co ona lubi, to jeszcze starał się jej to dawać. Ostatnio nie udawało się mu to tak dobrze jak kiedyś. Ale to przecież nie była jego wina. To ona nie otwierała się na tyle, aby mogło być tak jak kiedyś. Nie mogło, bowiem ona ostatnio tak naprawdę pożądała tylko Jakuba.