Nigdy nie szukał erogennych miejsc na moim ciele. Założył, że kobieta jest erogennym miejscem jako całość, a z tej całości i tak najbardziej erogenny jest mózg. Eljot słyszał o okrzyczanym G-punkcie w pochwie kobiety, ale szukał go w moim mózgu, l prawie zawsze znajdował.
Doszłam z nim do końca każdej drogi. Zaprowadził mnie do tak cudownie grzesznych miejsc. Niektóre z nich są teraz dla mnie świętością. Czasami, gdy kochaliśmy się, słuchając oper lub Beethovena, wydawało mi się, że nie można już być bardziej czułym. Jakby miał dwa serca zamiast dwóch płuc. Może nawet miał...
Dał mi na przykład taki mały, czerwony gumowy termoforek w kształcie serca. Niewiele większy od dłoni. Słodki. Tylko on mógł coś takiego wynaleźć w Dublinie. Bo tylko on zwracał uwagę na takie rzeczy. Wiedział, że ja mam straszne PMS-y przed jeszcze gorszym okresem i że jestem wtedy niesprawiedliwą, okrutną, egoistyczną, wredną jędzą, której wszystko przeszkadza. Nawet to, że wschód jest na wschodzie, a zachód na zachodzie. Któregoś dnia pojechał na drugi koniec Dublina i kupił go. Tej nocy, gdy tak bardzo bolało, wstał w nocy, napełnił go ciepłą wodą i położył mi go na brzuchu. Ale najpierw całował mnie tam. Centymetr po centymetrze. Powoli, delikatnie i tak niewiarygodnie czule. Potem położył mi to na brzuchu i kiedy ja, zachwycona, wpatrywałam się w to maleństwo, on zaczął całować i ssać palce moich stóp. Jeden po drugim. Stopa po stopie. Patrzył mi cały czas w oczy i całował. Nawet jeśli nie masz PMS-ów, możesz wyobrazić sobie, że to było cudowne. Przeżyłam z nim niestety tylko trzy PMS-y i trzy okresy.
Dał mi na przykład tę dziecięcą ciekawość świata. On pytał o wszystko. Naprawdę tak, jak dziecko, które ma prawo pytać. Chciał wiedzieć. Nauczył mnie, że «nie wiedzieć» to «żyć w zagrożeniu». Interesował się wszystkim. Wszystko podważał, we wszystko wątpił i we wszystko był skłonny uwierzyć, gdy tylko udało się go przekonać faktami. Pamiętam, jak zaszokował mnie pewnego dnia, pytając:
– Myślisz, że Einstein się onanizował?
Nauczył mnie, na przykład, że należy ulegać swoim pragnieniom wtedy, kiedy nadchodzą, i nic nie odkładać na później. Tak jak wtedy, gdy podczas przyjęcia w ogromnym domu jakiegoś bardzo ważnego profesora genetyki, w trakcie bardzo ważnej nudnej naukowej dyskusji o «uwarunkowaniach genetycznych seksualizmu ssaków» wstał nagle, podszedł do mnie, nachylił się – wszyscy zamilkli, patrząc na nas – i wyszeptał:
– Na pierwszym piętrze tego domu jest łazienka, jakiej jeszcze nie widziałaś. Nie mogę skupić się na tej dyskusji o seksualizmie, patrząc na ciebie. Chodź ze mną teraz do tej łazienki.
I dodał:
– Myślisz, że to jest uwarunkowane genetycznie? Wstałam posłusznie, poszliśmy na górę. Bez słowa oparł mnie o kryształowe lustro drzwi szafy, zsunął spodnie, rozsunął moje nogi i... l «uwarunkowany genetycznie seksualizm ssaków» nabrał zupełnie innego, cudownego znaczenia. Gdy po kilku minutach wróciliśmy na dół i usiedliśmy na swoich miejscach, na chwilę zapadła cisza. Kobiety patrzyły na mnie wnikliwie. Mężczyźni zapalili cygara.
Dat mi na przykład poczucie, że jestem dla niego kobietą najważniejszą, l że wszystko, co robię, ma dla niego znaczenie. Każdego ranka, nawet gdy spaliśmy ze sobą, całował mi dłoń na powitanie. Otwierał oczy, wyciągał moją dłoń spod kołdry i całował, l mówił przy tym: «Dzień dobry». Zawsze po polsku. Tak jak to zrobił pierwszego dnia, gdy zostaliśmy sobie przedstawieni.
Czasami, gdy obudził się w nocy «porażony jakimś pomysłem» – tak to nazywał – wysuwał się cichutko z łóżka i szedł pracować do tych swoich genów. Wracał nad ranem, wsuwał się pod kołdrę, aby pocałować mnie w rękę i powiedzieć «dzień dobry». Myślał naiwnie, że ja tego nie zauważałam. Ja zauważałam nanosekundy bez niego.
Potrafił przybiec do instytutu, gdzie miałam zajęcia, i powiedzieć mi, że spóźni się 10 minut na kolację. Abym się nie martwiła. Rozumiesz, całe niewiarygodnie długie 10 minut...
Dał mi na przykład w tych 88 dniach i 16 godzinach więcej niż 50 purpurowych róż. Bo ja najbardziej lubię purpurowe róże. Ostatnią dał mi w tej ostatniej, 16. godzinie. Tuż przed odlotem, na lotnisku w Dublinie. Wiesz, że gdy wracałam z tego lotniska, to wydawało mi się, że ta róża jest najważniejszą rzeczą, jaką dotychczas ktokolwiek dał mi w moim życiu?
Był moim kochankiem i najlepszą przyjaciółką jednocześnie. Takie coś zdarza się tylko w filmach i tylko tych z Kalifornii. Mnie zdarzyło się naprawdę w deszczowym Dublinie. Dawał mi to wszystko i nic nie chciał w zamian. Nic zupełnie. Żadnych obietnic, żadnych przyrzeczeń, żadnych przysiąg, że «tylko on i nigdy nikt inny». Po prostu nic. To była ta jego jedyna, potworna wada. Nie może być dla kobiety większej udręki niż mężczyzna, który jest tak dobry, tak wierny, tak kochający, tak niepowtarzalny i który nie oczekuje żadnych przyrzeczeń. Po prostu jest i daje jej pewność, że będzie na wieczność. Boisz się tylko, że ta wieczność – bez tych wszystkich standardowych obietnic – będzie krótka.
Moja wieczność miała 88 dni i 16 godzin.
W 17. godzinie 89. dnia zaczęłam czekać na niego. Już tam na lotnisku. Z bramy terminalu odjechał autobusem. On wszedł powoli na schody prowadzące do samolotu i na samej górze, tuż przed wejściem, odwrócił się w kierunku tarasu widokowego, na którym stałam – wiedział, że tam stoję – i położył prawą dłoń na swojej lewej piersi. Stał tak przez chwilę i patrzył w moim kierunku. Potem zniknął w samolocie.
Więcej go nie widziałam.
Pierwsze 3 dni głodówki to nic w porównaniu z tym, co przeżyłam przez pierwsze 3 miesiące po jego wyjeździe. Nie napisał. Nie zadzwonił. Wiedziałam, że samolot dotarł do Warszawy, bo po tygodniu jego milczenia zatelefonowałam do biura LOT-u w Londynie, aby się upewnić.
Po prostu położył sobie dłoń na sercu i zniknął z mojego życia.
Cierpiałam jak dziecko, które oddało się na tydzień do domu dziecka i potem zapomniało odebrać. Tęskniłam. Nieprawdopodobnie. Kochając go, nie potrafiłam mu życzyć nic złego i tym bardziej cierpiałam. Po pewnym czasie, z zemsty, przestałam słuchać Szopena. Potem, z zemsty, wyrzuciłam płyty wszystkich oper, których słuchaliśmy razem. Potem, 2 zemsty, znienawidziłam wszystkich Polaków. Oprócz jednego. Jego właśnie. Bo ja tak na dobrą sprawę nie potrafię się mścić.
Potem mój ojciec porzucił moją matkę. Musiałam przerwać na pół roku studia i z Dublina wrócić na Wyspę, aby jej pomagać. To pomogło najbardziej mnie samej. Na Wyspie wszystko jest proste. Wyspa przywraca właściwe proporcje rzeczom. Gdy idziesz na klif, który był tam już 8 tysięcy lat temu, to wiele spraw, o które ludzie zabiegają, bo są dla nich takie ważne, traci na znaczeniu.
Sześć miesięcy po jego wyjeździe, tuż przed Bożym Narodzeniem, przystali mi na Wyspę pakiet listów adresowanych do mnie do Dublina. Wśród nich znalazłam kartkę od Eljota. Tę jedną jedyną w ciągu 12 lat. Na kiczowatej papeterii jakiegoś hotelu w San Diego napisał:
Jedyne, co mogłem zrobić, aby przetrwać tę rozłąkę, to zniknąć z Twojego świata zupełnie. Nie byłabyś szczęśliwa tutaj ze mną. Ja nie byłbym szczęśliwy tam.
Jesteśmy z podzielonego świata.
Nawet nie proszę, abyś mi wybaczyła. Tego, co zrobiłem, nie można wybaczyć. To można tylko zapomnieć.
Zapomnij. Jakub
PS Zawsze, kiedy mam więcej czasu w Warszawie, jadę do Żelazowej Woli. Gdy tam jestem, siadam na ławce w ogrodzie przy dworku i słucham muzyki. Czasami płaczę.
Nie zapomniałam. Ale ta kartka mi pomogła. Nawet jeśli nie zgadzałam się z tym, dowiedziałam się, jak on postanowił poradzić sobie z tym, co było między nami. To było najbardziej egoistyczne postanowienie, jakie znam, ale przynajmniej dowiedziałam się, że coś postanowił. Miałam chociaż to jego «czasami płaczę». Kobiety żyją wspomnieniami. Mężczyźni tym, co zapomnieli.
Wróciłam do Dublina, skończyłam studia. Potem ojciec postanowił, że będę prowadzić interesy naszej rodzinnej firmy na Wyspie. Wytrzymałam rok. Upewniłam się, że mój ojciec jest facetem o zerowym współczynniku inteligencji emocjonalnej. Jego wysokie IQ nic tu nie zmieniało. Żeby go całkiem nie znienawidzić, postanowiłam uciec z Wyspy.
Wyjechałam do Londynu. Zrobiłam doktorat z ekonomii w Oueens Mary College, nauczyłam się grać na fortepianie, chodziłam na balet, znalazłam prącę na giełdzie, słuchałam oper. Nie było już nigdy więcej takiej przerwy, która byłaby ważniejsza od przedstawienia, l takiego szampana też nie.
Potem przyszli mężczyźni bez sensu. Z każdym kolejnym mniej chciałam zbliżyć się do następnego. Doszło do tego, że czasami, gdy byłam z nimi w łóżku i nawet wtedy, gdy oni «tam na dole» mnie całowali, to ja «tam na górze» i tak czułam się samotna. Bo oni mnie tylko mechanicznie dotykali powierzchnią naskórka na swoich wargach lub języku. A Eljot... Eljot mnie po prostu «zjadał». Tak łapczywie, jak zjada się pierwszą truskawkę. Czasami zanurzał ją w szampanie.
Nie potrafiłam pokochać żadnego z tych mężczyzn, którzy mieli tylko naskórek na wargach.
Po 2 latach pobytu w Londynie zauważyłam, że nie mam w ogóle przyjaciółek i że większość moich przyjaciół to homoseksualiści. Oprócz tego, że pożądają pokrętnie, mogą być mężczyznami na całe życie. Miałam szczęście spotykać najlepszych. Wrażliwi, delikatni, wsłuchujący się w to, co masz do powiedzenia. Nic nie muszą udawać. Jeśli płacą za twoją kolację, to nie po to, aby zapewnić sobie prawo do zdjęcia twoich majtek. A to, że mają kolczyki w uszach?
To jest przecież genialne – jak mówi jedna z moich koleżanek z banku – przynajmniej masz gwarancję, że facet wie, co to ból, i zna się na biżuterii.