«Plus minus cztery doby» – słowa ginekologa odchodziły i powracały jak echo.
ON: To już sześć tygodni – pomyślał, patrząc w kalendarz. Sam dyrektor instytutu zadzwonił i polecił ustalić termin urlopu. W zasadzie wydał mu polecenie służbowe.
– Pan nie bierze urlopów od czterech lat. Właśnie przysłali mi oficjalne upomnienie z administracji. Tak dalej być nie może. Będę miał problemy ze związkami zawodowymi. Jeszcze tylko pojedzie pan do Princeton i potem przez sześć tygodni nie chcę pana tutaj oglądać. Proszę jutro do południa podać mi termin swego urlopu.
Dokładnie sześć tygodni temu przytulił ją do siebie na lotnisku w Paryżu. A potem całował jej nadgarstki, siedząc na tej ławce na lotnisku i patrząc w jej załzawione oczy. A potem wieczorem była naga. Zupełnie naga. I mimo że całował ją całą, wszędzie, wielokrotnie, to i tak jej nadgarstki pamięta najbardziej.
Jest piękna. Oszałamiająco piękna. Jest też wrażliwa, delikatna, romantyczna i mądra. Zachwycająca. Pamięta, jak tej nocy, tuż nad ranem, gdy wtuliła się, wyczerpana, w niego plecami i pośladkami, powiedziała szeptem:
– Wiesz, że przy tobie przypominają mi się wszystkie wiersze, które mnie wzruszały?
Przytulił ją. Usta zanurzył w jej włosach. Tak cudownie pachniała.
– Po tym, co się zdarzyło z tym samolotem, wydaje mi się, że podarowano mi dzisiaj nowe życie – szepnął.
Przyciągnął jej prawą dłoń do swoich ust. Zaczął ssać delikatnie jej palce. Jeden po drugim. Delikatnie ssał i dotykał językiem.
– I ty jesteś w nim od pierwszego dnia.
Jego ślina mieszała się ze łzami. Odkąd odeszła Natalia, płakał ogromnymi łzami.
– I będziesz zawsze, prawda?
Nie odpowiedziała. Oddychała spokojnie. Spała.
ONA: Wyszła przed blok, w którym znajdował się gabinet ginekologa. Usiadła na metalowej ławce naprzeciwko piaskownicy dla dzieci. Wyciągnęła telefon komórkowy. Wybrała numer Asi.
– Spotkaj się ze mną – powiedziała, nie przedstawiając się nawet. – Teraz!
Asia nie pytała o nic. Słyszała tylko, jak z kimś rozmawia w tle. Po chwili powiedziała:
– Za dwadzieścia minut będę przy Freta@Porter na Starym Mieście. Tam gdzie byłyśmy ostatnio z Alicją. Pamiętasz?
Pamiętała. To tam piły wino i oglądały przez cały wieczór zdjęcia z Paryża. Śmiały się i wspominały. Była taka szczęśliwa. W pewnym momencie wszystko stało się mniej ważne. Musiała wyjść na zewnątrz. Wybrała numer jego telefonu w biurze w Monachium i nagrała się na automatyczną sekretarkę:
«Jakubku, jestem pijana. Od wina tylko trochę. Najbardziej od wspomnień. Dziękuję ci, że jesteś. I że ja mogę być».
Asia już była. Zajęła miejsce w ogródku na zewnątrz.
Usiadła. Skulona, tuląc torebkę do piersi.
– Ten Jakub cię skrzywdził – rozpoczęła Asia. Spojrzała na nią przerażona.
– Skąd wiesz o Jakubie?
– Gdy ja wymawiałam przez sen imię jakiegoś mężczyzny, to ten skurwiel następnego dnia żenił się z inną. Ale to było bardzo dawno – odpowiedziała Asia bez śladu emocji w głosie.
Asia zdumiewała ją nieustannie. Wbrew pozorom znała ją bardzo mało.
– Nie. Jakub nie potrafi nikogo skrzywdzić. Ten model tak ma. Dlatego on jest tak często smutny. Asia przerwała jej:
– Opowiedz. Wszystko. Powiedziałam mężowi, że mogę wrócić dopiero po północy. Ostatnio na wszystko się zgadza bez mrugnięcia okiem.
Opowiadała. O wszystkim. Jak go poznała. Jaki jest. Dlaczego taki jest. O tym, co czuje, gdy jest i czego nie czuje, gdy go nie ma. O piątkach po południu i poniedziałkach rano. Gdy skończyła o Natalii, Asia trzymała ją za rękę i prosiła, aby przez chwilę nic nie mówiła.
Zatrzymała kelnera:
– Podwójny jack daniels i puszka red bulla. Dobrze schłodzona. Asia spojrzała na kelnera i powiedziała:
– Dla mnie to samo. I niech się pan pośpieszy.
Dopiero gdy kelner wrócił ze szklankami, opowiedziała o locie TWA i o tym, co przeżyła na lotnisku w Paryżu. W tym momencie Asia przysunęła się do niej i dotknęła jej twarzy.
– Pamiętasz, gdy spotkałyśmy się na dworcu w Warszawie, przed wyjazdem do Paryża? Przywiózł mnie samochodem mój mąż. Byłam na niego wściekła. Pytałaś, co się stało. Powiedziałam ci, że nie chcę o tym mówić.
Przerwała na chwilę. Wzięła szklankę do ręki.
– Wrócił tej nocy z jakiejś firmowej imprezy. Już spałam. Obudził mnie. Chciał się ze mną kochać. Nie miałam absolutnie ochoty. Od tygodni nie miałam ochoty. On też nie. To tylko alkohol. Poza tym miałam końcówkę okresu. Przysunął się niespodziewanie. Pociągnął za tasiemkę i jednym ruchem wyrwał mi tampon. Złapał mnie za ręce jak policjant, który zamierza założyć kajdanki. Nie miałam szans. Wszedł we mnie. Po kilkunastu ruchach było po wszystkim. Odwrócił się i zasnął. Zostawił we mnie swoją spermę jak węgorz mlecz na ikrze i zasnął.
Wzięła potężny łyk ze szklanki.
– Cztery noce później zawiozłam Jakuba do jego hotelu i rozebrana położyłam się na jego łóżku, czekając, aż we mnie wejdzie. Założył prezerwatywę. Zdjęłam ją ustami. Nie chciałam go czuć przez kauczuk. Chciałam go czuć takim, jakim jest. Tej nocy był we mnie jeszcze kilka razy.
Zaczęła łkać.
– Asiu, wracam od ginekologa. Jestem od sześciu tygodni w ciąży. Nie wiem, czyje to dziecko.
Asia wpatrywała się w nią, milcząc. Ona opowiadała dalej.
– Wtedy w Paryżu dwa razy nie wzięłam pigułki. Pierwszy raz, gdy wróciłyśmy z tego przyjęcia z wietnamską świnią, drugi raz w dniu, kiedy on przyleciał do Paryża.
Asia podniosła rękę. Przerwała jej. Wyjęła telefon komórkowy. Wybrała numer.
– Przyjmiesz ją teraz? Nie, to nie może czekać do jutra. Nie. Nie wytłumaczę ci tego. Będziemy za pół godziny – mówiła. – Jedziemy do Mariusza. To mój kuzyn. Robił doktorat z ginekologii. Przyjmie cię zaraz. Musisz się upewnić.
Przywołała kelnera, zapłaciła i poprosiła o zamówienie taksówki.
Asia czekała na nią w kawiarni naprzeciwko gabinetu Mariusza.
– Miał częste przypadki poczęć w trakcie miesiączki. Miał też równie częste przypadki poczęć u kobiet, które na dwa dni zapomniały o pigułkach. Szczególnie u takich, które przeżyły taki szok jak ja tam na lotnisku w Paryżu. Mimo to uważa, sądząc po wielkości płodu, że to dziecko mojego męża. Powiedział mi, że jest prawie absolutnie pewien, że płód jest starszy o te cztery dni.
Asia wysłuchała jej bez słowa. Po chwili powiedziała:
– To wiemy chociaż na pewno, że jesteś w ciąży. Nie wierz mu tak do końca. On jest bardzo katolickim ginekologiem. Jeśli opowiedziałaś mu całą historię ze szczegółami, to nie zaśnie dzisiejszej nocy. Zadzwoni do mnie i będzie mnie «ostrzegał» przed kobietami takimi jak ty. Jego żona waży ponad sto kilo, on jest ginekologiem, ma trzydzieści dwa lata i jak dotąd pięcioro dzieci. Ale jest bardzo dobrym specjalistą.
Zrobiła przerwę i zapytała szeptem:
– Usuniesz?
Czasami podziwiała u Asi ten jej chłodny pragmatyzm. Ale to była maska. Wiedziała to od czasu wspólnego pobytu w Nimes.
– Nigdy! Gdybym to zrobiła, musiałabym zapomnieć o dzieciach w ogóle i na zawsze. Twój Mariusz też to potwierdził. Nie pytany. W tym momencie zadzwonił telefon komórkowy Asi.
– Nie – powiedziała szybko. – Siedzimy w tej kawiarni naprzeciwko twojego gabinetu i rozmawiamy. Proszę, nie dzwoń później. Doskonale wiem, co chcesz mi powiedzieć. Nie interesuje mnie to. Zupełnie nie. Jutro też nie będzie mnie to interesować. Do widzenia.
Schowała telefon do torebki, wyłączając go przedtem. Zamyśliła się.
– Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę – powiedziała po chwili cichym głosem. – Gdybym była na twoim miejscu, pojechałabym teraz do domu, spakowała największą walizkę, wyjęła paszport z szuflady i zamówiła taksówkę na lotnisko. Usiadłabym tam na ławce i czekała na samolot do Monachium. Nawet gdyby następny był dopiero za tydzień.
Przywołała kelnera.
– Jeszcze raz to samo. I niech pan dołoży więcej lodu. Dla tej pani niech pan przyniesie samego red bulla. Bez whisky.
Wyjęła telefon. Włączyła go i podając jej, powiedziała:
– Zadzwoń do niego.
– Do kogo?
– Do Jakuba!
ON: Napisała, że nie będzie jej kilka dni. Zupełnie nieoczekiwanie. Z reguły wiedział o jej urlopach lub wyjazdach służbowych znacznie wcześniej. Na dodatek nie przysłała mu normalnego e-maila, tylko wysłała tę informację jako SMS z telefonu komórkowego. Oznaczało to, że nie miała dostępu do Internetu.
Czuł się opuszczony. Przychodził później do biura. Wychodził po północy. Wydawało mu się, że tydzień składa się tylko z sobót i niedziel. Codziennie pisał do niej ł ta kartka była jak wieczorna modlitwa. Pamiętał z dzieciństwa, jak matka, dwukrotnie rozwiedziona, wielokrotnie ekskomunikowana katoliczka, uczyła ich, że modlitwa wieczorem jest podziękowaniem Bogu za przeżyty dzień. Klękali z bratem na swoich tapczanikach twarzą do krzyżyków przybitych zbyt dużymi gwoździami do ściany. Krzyżyki przybił ich ojciec, który Boga z listy swoich przyjaciół wykreślił bardzo dawno temu, w Stutthofie. Składali ręce, wpatrywali się w małe krzyżyki i powtarzali za matką:
«Aniele Boży, Stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój...».
Matka modliła się z nimi. Każdego wieczoru. Patrzył czasami na jej złożone dłonie, naznaczone węzłami żył. Wydawało mu się, że nie potrzebują żadnego anioła. Ona im w zupełności wystarczała...
ONA: Powiedziała mężowi następnego dnia po spotkaniu z Asią. Przygotowała kolację. Upiekła ciasto. Kupiła świece. Otworzyła wino, by pooddychało. Czekała na niego od popołudnia. Nie poszła tego dnia do pracy.
Wszedł. Włączył komputer i poszedł do łazienki. Tak było od kilkunastu miesięcy. Przechodząc obok nakrytego uroczyście stołu, zapytał:
– Przeoczyłem coś? Nasza rocznica ślubu?
– Tak, przeoczyłeś. Mnóstwo zdarzeń. Ale to teraz nieważne. Usiądź.
Usiadł naprzeciwko niej. Już dawno nie siadał, tak jak kiedyś, obok niej. Zawsze siadał naprzeciwko. Podniosła się i podała mu kieliszek z czerwonym winem.