Выбрать главу

– Będziemy mieli dziecko – powiedziała cicho, patrząc mu w oczy. Na chwilę zapadło milczenie.

– Żartujesz, prawda? Umówiliśmy się przecież! Nie możesz mi te­go zrobić! Nie jestem przygotowany. Przecież obiecałaś. Słuchaj! Ja mam projekty zaplanowane na cały rok. Nie zrobisz mi tego!!!

Wstała. Spokojnie, bez słowa przeszła do sypialni. Uklękła na dy­wanie i spod łóżka wyciągnęła walizkę. Postawiła ją na podłodze przed lustrem i zaczęła powoli pakować. Najpierw ze stolika zgarnęła do fo­liowego worka wszystkie kosmetyki. Worek wrzuciła do walizki. Pode­szła do biblioteczki. Wybierała książki i wrzucała do walizki. W pew­nym momencie podeszła do stołu i nalała wina do kieliszka. Kieliszek postawiła na stoliku nocnym przy łóżku i wróciła do pakowania ksią­żek. Słyszała, jak j ej mąż wykrzykuje do telefonu:

– Niech mama tutaj natychmiast przyjedzie! Ona naprawdę się pa­kuje. Nie mam pojęcia, o co jej chodzi!

Zaczął krążyć wokół stołu. Im pełniejsza robiła się walizka, tym szybciej chodził. W pewnym momencie zaczął krzyczeć:

– Nie zrobisz tego, prawda? Przecież masz wszystko. Ja haruję od rana do nocy, żebyś miała wszystko. Czy ty to w ogóle widzisz?! Nigdy tego nie doceniałaś! Nigdy nie byłaś ze mnie dumna. Ja przecież robię to dla nas. Żeby ci było dobrze. Jesteś jedyną kobietą, którą kocham. Ja nie potrafię żyć bez ciebie. Proszę, zostań. Nie odchodź. Przecież bę­dziemy mieli dziecko. To przez to zmęczenie tak zareagowałem. Zo­stań. Proszę!

Podszedł do niej. Objął ją.

– Proszę, zostań. Kocham cię. Jesteś moją żoną. Będę o ciebie dbał. Zobaczysz!

W tym momencie zadzwonił dzwonek u drzwi.

Umilkł, a potem pogasił wszystkie światła. Przyłożył palec do ust, nakazując milczenie.

– Nie potrzebujemy ich – wyszeptał jej do ucha. Kiedy się poznali, często szeptał jej coś do ucha. Uwielbiała to wi­brujące ciepło jego oddechu na swoim uchu. Teraz było tak samo. Przewrócił ją na łóżko i zaczął rozbierać. Po kilku minutach dzwonek ucichł.

Tak. Jest jego żoną. Składała przysięgi! To jej dom. On tak się sta­ra. Mają takie plany. Rodzice go uwielbiają. Jest pracowity. Dba o dom. Nigdy jej nie zdradził. Wiedzie się im najlepiej ze wszystkich. Teraz będą mieli dziecko. On zrobiłby dla niej dosłownie wszystko. Wie to na pewno. To dobry człowiek.

– Jutro zacznę szukać dla nas czegoś większego – powiedział, zapa­lając papierosa, gdy skończyli się kochać.

Składa obietnice. Będą mieli dziecko. Rodzice go tak lubią. To tyl­ko Internet. On zrobiłby dla mnie wszystko.

Zasnęła.

ON: Otworzył wino. Już druga butelka dzisiaj, pomyślał. Ale było tak przytulnie i dobrze. Piątek wieczór. Puste, ciche korytarze. Puste całe piętra. Włączył Grechutę.

Czy Niemcy mogliby zrozumieć, co się czuje, gdy Grechuta śpiewa «bo ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy»? On ostatnio do­staje gęsiej skórki, gdy tego słucha.

Myślał o tym, jak daleko można posunąć się w udawaniu, że coś nie istnieje. On posunął się chyba jednak zbyt daleko. Ale ona na to przy­stała. Pewnie z lęku przed tym, że to mogłoby coś zniszczyć. Teraz, po Paryżu, nie może przestać o tym myśleć. Ona nie należy do niego. Na­leży do innego. Nigdy dotąd żadna kobieta, na której mu zależało, nie należała do innego. Nigdy!

To, co jest między nimi, musi być nazwane. Koniecznie! To nie jest przecież jakiś tam romans! To jest sto pięter ponad. Romans? Jak to brzmi! Nazwać romansem to, co jest między nimi, to tak jakby cement na budowę wozić rolls-royce'em. Niby można, ale to nieporozumienie.

Tęsknił za nią. Za dwa dni znów przyjdzie poniedziałek...

ONA: W niedzielę powiedzieli jej rodzicom. Mąż był przy tym taki dumny. Będzie miał syna! W jego rodzinie pierwsze dziecko zawsze było synem. Patrzyła, jak podnoszą z jej ojcem kieliszki z wódką do ust. Zastanawiała się, ile czasu upłynie, zanim zapomni, że jeszcze w piątek po południu powiedział: «Nie możesz mi tego zrobić».

Ustalili, że ona weźmie urlop bezpłatny. Mają dość pieniędzy. Nie musi pracować. Jutro pojedzie do biura i załatwi wszystkie formalności. On znajdzie większe mieszkanie i przestanie palić.

Matka siedziała na krześle obok niej i dotykała dłonią jej brzucha. Wi­dać było, jak bardzo jest szczęśliwa. W pewnym momencie powiedziała:

– Gdy ja rodziłam ciebie, mieszkaliśmy z ojcem kątem u jego rodzi­ców, toaleta była na korytarzu i kąpałam się w miednicy raz w tygo­dniu. Nawet nie wiesz, dziecko, jak masz dobrze.

Nigdy, ani tego dnia, ani nigdy potem, nie zapytała, dlaczego nie otworzyli im w piątek. Jej matka była mądrą i doświadczoną kobietą.

W poniedziałek około południa pojechała do biura. Sekretarka za­niemówiła. Wszyscy wiedzieli, że od kilku lat mówiła o dziecku, które­go nie mogła mieć. Sekretarka poszła z jej podaniem o urlop do admi­nistracji. Została sama. Usiadła w swoim fotelu naprzeciwko monitora. Dotknęła delikatnie klawiatury.

Dzisiaj jest poniedziałek – pomyślała i zaczęła płakać.

ON: Przed ósmą wysłał e-mail z planem swojego urlopu. Weźmie ty­dzień na przełomie października i listopada. Będzie na grobach rodzi­ców i Natalii. Boże Narodzenie spędzi z bratem i jego rodziną we Wro­cławiu, a przed Nowym Rokiem poleci z Warszawy do Austrii na narty.

Minęła niedziela i wciąż nie miał e-mailu od niej. Nie pojawiła się także na ICQ. Po południu, zaniepokojony, zadzwonił do niej do biura w Warszawie. Nikt nie odpowiadał. Nie zostawił żadnej wiadomości.

Z pewnością coś jej ważnego wypadło – pomyślał, wracając do pracy.

ONA: – Zawieziesz mnie na chwilę do biura? – zapytała męża, sły­sząc, jak umawia się przez telefon z klientem. Słyszała, że wybiera się do miasta, aby oddać gotowy projekt. – Zapomniałam zabrać książki i osobiste rzeczy z biurka. I chciałabym usunąć prywatne e-maile z komputera. Nie chciałabym, aby ktoś je czytał. Spojrzał na nią zdziwiony.

– Dostajesz prywatne e-maile? – zapytał rozbawiony. – Pewnie Asia opisuje ci swoje orgazmy po przeczytaniu jakiegoś wiersza albo inne takie bzdury.

Spojrzała na niego z niesmakiem.

– Asia niestety od dawna już nie ma orgazmów. I nie tylko po prze­czytaniu wiersza. Bardziej już «inne takie bzdury». – Wiedziała, że nie lubił Asi. Z wzajemnością. – Zawieziesz mnie? Możesz mnie odebrać, wracając ze spotkania z klientem. Nie będę potrzebowała wiele czasu.

Tak jak tamtej nocy, kiedy dowiedziała się o Natalii, czuła niepokój, gdy wystukiwała cyfry kodu i czekała na zgrzyt elektromagnesu w zamku okratowanych drzwi prowadzących do biura. Jej biurko było puste. Kubek do kawy – od niego, czarny, przysłany z Monachium ze srebrzystym @ – odstawiony do suszarki, segregatory przeniesione na biurko sekretarki, plastikowe tace na listy przychodzące i wychodzące przestawione na szafy. Higieniczna, błyszcząca gładkością blatu biurka pustka.

Ale najbardziej pusto wyglądał monitor jej komputera. Stał jak ob­cy, nieznany jej sprzęt, odarty ze wszystkich tych żółtych przylepnych karteczek, na których pisała kolorowymi długopisami nie tylko to, co miała pilnie do załatwienia, ale także to, co chciała mu koniecznie po­wiedzieć, albo to, co on jej powiedział, a ona chciała koniecznie zapa­miętać. Nawet ślady jej palców na ekranie ktoś dokładnie wyczyścił. Ktoś pomaga wymazywać go z jej pamięci...

Biurko było zamknięte na klucz, nie mogła go znaleźć w umówio­nym miejscu.

Będę musiała przyjechać jutro – pomyślała i zrobiło jej się nagle smutno. – Po mnie też zacierają ślady.

– Ale teraz żadnych sentymentów – powiedziała głośno, włączając komputer.

Była przygotowana. Nie słuchała cały dzień muzyki. Czytała książ­kę o macierzyństwie. Potem zadzwoniła do swojej matki. Rozmawiały prawie dwie godziny. To znaczy, głównie matka mówiła. Potrzebowa­ła tego. Aby się utwierdzić. Nie dzwoniła ani nie odbierała telefonów od Asi. Asia zawsze dzwoniła na jej telefon komórkowy. Głównie po to, aby uniknąć kontaktu z jej mężem.

Alicja przyszła osobiście.

– Boże, jak ci zazdroszczę – zaczęła już od progu. – Kiedy idziecie kupować łóżeczko? Ale, ale... pamiętaj, żebyś pisała pamiętnik. Właśnie teraz. To ważne. Opisuj każdy dzień ciąży. Potem, gdy skoń­czy osiemnaście lat, dasz to jej przeczytać. Wyglądasz absolutnie na córkę.

Patrzyła na Alicję i myślała, że nie chciałaby, aby jej córka prze­czytała, co myślała w siódmym tygodniu ciąży jej matka. Byłaby przerażona.

Późnym popołudniem zadzwonił mąż. Umówił się na środę na oglą­danie tego większego mieszkania. Prawie dokładnie na granicy miasta. Pod lasem. Podpisał umowę przedwstępną. Jest słoneczne i śliczne.

Była gotowa do tego e-mailu.

Jakubku,

Odkąd Cię znam, pisałeś lub opowiadałeś mi o prawdzie. O prawdzie w na­uce, w życiu, wszędzie. Wszystko w Tobie jest prawdziwe. Dlatego wierzę, że mnie zrozumiesz. Zrozumiesz, że ja nie mogę dalej tak żyć. Jestem w ciąży. Te­raz oszukiwałabym już dwie osoby. Nie mogę tego robić.

Podarowałeś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłeś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałam. Jesteś i zawsze będziesz częścią mo­jego życia. Zawsze.

Jakubku, mówiłeś mi, że bardzo chcesz, abym była szczęśliwa, prawda? Zrób coś teraz dla mnie, proszę. Coś bardzo ważnego. Coś najważniejszego. Zrób to dla mnie. Proszę Cię. Będę szczęśliwa, gdy mi wybaczysz.

Wybaczysz?

Nie będzie mnie przez następne miesiące. Nie pracuję już tutaj. Aby utrzy­mać ciążę, muszę być w domu, a później spędzę kilka miesięcy w klinice.

Dziękuję Ci za wszystko.

Uważaj na siebie.

Gryzła palce do bólu i płakała. Gryzła wargi do krwi. Podeszła do butelki z wodą do podlewania kwiatów stojącej na parapecie. Podniosła do ust i napiła się.

Była znowu spokojna. Wywołała program poczty elektronicznej. Czekały na nią kartki z całego poprzedniego tygodnia i ta z dzisiejsze­go poranka. Przeniosła je do «poczty usuniętej» bez czytania.

– Nie mogę teraz tego czytać. Już postanowiłam – powiedziała na głos, jak gdyby sobie wydając polecenie.