Выбрать главу

Dziękuję Opatrzności, że urodziłam się kobietą, że mam „zespoły napięć” i że być może kiedyś będzie mi dane spotkać „Jakuba”…

Dziękuję Panu, że podzielił się Pan ze mną swoją wrażliwością.

Z poważaniem

Agnieszka (e-maiclass="underline" rachel21@wp.pl)

Nie wszyscy się jednak z tym zgadzają:

Jestem tłumaczem – to tłumaczy wrażliwość na słowo pisane. Przeczytałam pana „S@motność…”, przepłakałam pół nocy.

Ciągle jeszcze mi się nie podoba, uważam, że kobiety są w niej potraktowane płasko, brutalnie i przedmiotowo. Epatuje pan siedmioma tysiącami nieszczęść przytrafiających się Kubie i jego najbliższym.

Seksizm wychodzi z tej książki wszystkimi szwami.

Ale chyba do niej wrócę.

Tylko dorosnę i wtedy wrócę – obiecuję.

Magda Zinserling (e-maiclass="underline" opty33@gazeta.pl)

Kupiłem Pana książkę „S@motność w Sieci” po obejrzeniu programu Małgorzaty Domagalik. Skusiło mnie głównie to, że zareklamowano tam Pana jako znawcę kobiecej psychiki. Ja od lat rzucam się na teksty, które mogą sprawić, że poznam kobiety lepiej. Może już dużo takich tekstów przeczytałem albo moje własne obserwacje są bogate – w każdym razie niewiele się z Pańskiej książki o kobietach dowiedziałem.

Andrzej Stolarczyk, Warszawa (e-maiclass="underline" astolarczyk@yahoo.com)

Przez tę wrażliwość Jakuba – przez wielu, jak widać, rozpoznawana, jako zdecydowanie kobieca – często chyba nie dostrzega się, a jeśli dostrzega, to natychmiast skrzętnie wybacza, że jest w tej postaci duża doza egocentryzmu. Jakub wbrew pozorom nie jest mężczyzną gotowym wielbić ziemię, po której stąpają jego kobiety. Opuszcza Jennifer, bo – oczywiście z wrażliwości – nie chciałby jej zranić perspektywą życia z nim w Polsce, nie walczy o nią, bo -z wrażliwości, jakżeby inaczej – nie chciałby zranić uczuć jej męża. Gdyby dokonać wiwisekcji tej postaci, można dojść do wniosku, że Jakub to unikający konfrontacji z życiem hiperwrażliwy „softie”, który nie potrafiąc zabliźnić własnych ran, zadaje je innym, a cały świat jest przy tym święcie przekonany o tym, że jest całkowicie usprawiedliwiony, bo to „przecież z wrażliwości”.

„S@motność w Sieci” jest erotykiem. Niewątpliwie. Nie może być inaczej w opowieści o miłości. Także w opowieści o miłości wirtualnej. Erotyka dla mnie to głównie pragnienie dotyku i dotyk. To, ze tak rozumiana erotyka jest elementem miłości, pisali i greccy klasycy, i Freud. Od mitologii do psychoanalizy upłynęło ponad dwa tysiące lat. Nie uważam, że całe cywilizacje mogą żyć w błędzie przez dwa tysiąclecia. Usunięcie erotyki z takiej opowieści byłoby zabiegiem takim, jak ubranie „pod szyję” aktorów filmu pornograficznego. Nie oglądałem wielu filmów pornograficznych, ale zakładam, że takich filmów nie ma. Pozwolę sobie nie zgodzić się jednakże z Piotrem Bratkowskim, który w swojej recenzji w „Gazecie Wyborczej” (wrzesień 2001) napisał, że – cytuję – „książka ociera się o pornografię”. W żadnej ze scen, które opisuję w „Samotności…” nie ma, moim zdaniem, pornografii. Jest erotyka, która nie musi odpowiadać wszystkim.

Gdyby tak więcej środków poetyckich, gdyby tak piękniejszy język.

Czy Pan idzie w kierunku dramatu czy noweli? Mówi Pan o reportażu… hm – być może, choć nie jestem do końca pewien.

Opowieść „jest w porządku”, lubię erotyzm, ale gdyby tak Pan zadbał o jego bardziej wysublimowane nagromadzanie, niechby tam były róże, soczyście czerwone, nim będzie „penis w ustach”.

Eskalacja napięcia – tak, nad tym bym też popracował.

To wszystko tak na świeżo, w pięć minut po skończeniu lektury Pańskiej książki.

Bardzo dziękuję i pozdrawiam

Arkadiusz (e-maiclass="underline" omegair@gazeta.pl)

Jest cielesność, czasami nagość, natomiast nie ma pornografii:

„S@motność…” jest niezwykłą przygodą, która dotyka delikatnie duszy. Uczy i pozwala zrozumieć człowieka. Jedna z niewielu książek, gdzie erotyka naprawdę jest erotyką, bez profanacji kobiecości i męskości. Historie, które opowiada Pan Janusz, są ciekawe, szokujące, a jednocześnie pełne smutku. Temat, styl i forma, analiza sięgająca głębiej niż do damskich majtek, sprawia, że książkę czyta się jednym tchem i prosi o więcej.

Ewa (e-maiclass="underline" ebarkagan@hotmail.com)

Szanowny Panie Januszu Leonie Wiśniewski,

Zauważył Pan, że jest pewna analogia pomiędzy przekładaniem kartek czytanej książki a pieszczotami kochanków? Czuły kochanek, zanim dotknie wrażliwych części ciała kochanki, ślini palec, jak wtedy, kiedy skończywszy czytać tekst na stronie 36 zwilżonym palcem zagina się jej róg, odkrywając kolejną.

Przeczytałam: „Wszystkie genialne pomysły biorą się z najprostszych podstawowych potrzeb”. Przeczytałam, przypadkowo, na stronie 39. Gdybym otworzyła tę książkę na stronie 22 lub 122, też znalazłabym wzruszenie, albo myśl, dla której warto by było napisać kolejną książkę. Pan mógłby napisać. Podejrzewam, że wraz z szelestem przekładanych kolejno kartek „S@motności…” mężczyźni sypiający ze swoimi kobietami chcieli zmieniać swoje inicjały przynajmniej na jedną noc, nieświadomi, że zawdzięczają to bohaterowi Pana książki. Ten koktajl erotyzmu z najbardziej wyuzdanych obszarów pożądania i delikatność, którą trudno przypisać komuś, kto nie ma anielskiej natury, prawie perwersyjne wyrachowanie, balans tego co duchowe i fizyczne, wprost fizjologiczne sprawia, że chce się sączyć Pańską książkę baaaaardzo wąską słomką. Dozować. Tak, żeby starczyło na dłużej i mimo często powtarzających się słów uważanych za wstydliwe nie znalazłam tu ani śladu wulgaryzmu. Raczej lubieżną, rozlubieżoną odwagę nazywania miejsc i odczuć po imieniu i za tę odwagę też podziwiam. Uważam, że piękni są tylko ludzie odważni.

Otwieram tak na chybił trafił kolejne kartki i przypominam sobie fabułę, którą czytałam półtora roku temu (?)… tak, mniej więcej tyle czasu minęło. Szukam nieprzyzwoitości. To tak fajnie czasem samemu być nieprzyzwoitym, szukam i szukam i szczerze stwierdzam, że w każdym zakamarku, w każdej historii, a nawet z prawie każdej strony patrzą szeroko otwarte oczy pożądania, pragnienia ciepła i bliskości, ale nie tylko… jest tu jeszcze czułość aksamitna, gładka jak skóra w pachwinie, jak słowa w niżej zamieszczonym wierszu Jonasza Kofty, ale pornografii nie znajduję. Jeśli jeszcze kiedyś wpadnie Pan na jakiś „genialny pomysł z najprostszej potrzeby” i napisze kolejną książkę do szuflady, to proszę mnie tam położyć obok, w szufladzie Pańskiego biurka. Przedtem może mnie Pan rozebrać…

CZUŁOŚĆ

Nie chcę cię dotknąć

Boję się

Boję się twego bólu

Chcę ci zostawić twą samotność

A swą obecność zmienić w czułość

Jesteśmy inni

Każde z nas

Ma swoje tajemnice ciemne

Kolczasty

Dziki

Suchy chwast

Nadzieje nadaremne

Spotkali się

Któryś tam raz

Śpiąca królewna ze ślepym królem

Chcę dać ci to

Co mogę dać

Czule

Czulej

Najczulej

Jonasz Kofta

Ilona (e-maiclass="underline" vangogha@gmx.net)

Pornografia jest dla mnie antytezą pożądania. Jest tragikomicznym spektaklem, w trakcie którego nigdy nie przyszłaby mi do głowy myśl, że jest to przedstawienie o pragnieniu lub pożądaniu. Więcej „pragnienia” ma w sobie obraz ryzykującego przejechanie jeża biegnącego wiosną przez asfaltową drogę do swojej samiczki. Dlatego Ilona ma rację i dlatego też nigdy nie zgodzę się z oskarżaniem mnie nawet tylko o „ocieranie się o pornografię”.

Postać Jakuba, głównego bohatera, to według wielu nikt inny, tylko sam Janusz Leon Wiśniewski:

Pana powieść trafiła mi w ręce przypadkowo wczoraj rano. Żałuję, że tak późno… Cale dwa lata za późno! Skończyłam ją czytać dzisiaj w nocy. Uważam, że jest absolutnie genialna! Niewiele jest książek, które zawierają tak skondensowaną dawkę tak różnych emocji. Ale jedno mnie rozczarowało. Koniec. „Pana” koniec nie daje nadziei…

Nie daje nadziei „prawie-śmierć” tak idealnego mężczyzny, jakim jest Jakub. Ale z kolei miłość NIEJ i NIEGO nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby koniec był choć troszkę prozaiczny.

Mam pytanie. Czy historia Jakuba jest w jakiejś części Pana historią? Czy jego ścieżki krzyżują się z Pana ścieżkami? I czy odczuwał Pan smutek, gdy się rozchodziły?

O takim smutku pisał Pan w „S@motności…” na str. 237. Przepraszam, jeśli pytanie jest zbyt osobiste, ale nie mogłam się oprzeć. Wiadomość zamieszczona na Pana stronie, a mianowicie to, ze pisał Pan post-epilog na stacji Berlin Lichtenberg o północy w swoje urodziny, sugeruje, że Jakub ma w sobie trochę Janusza Wiśniewskiego… Czy jest to w jakimś stopniu powieść autobiograficzna? I jeszcze jedno. Jak historia Jakuba się kończy? Czy taki Anioł rzeczywiście traci życie, skacząc pod pociąg?

„Przecież Anioły nie umierają…”.

(e-maiclass="underline" wag_co@interia.pl)

To najdotkliwsza książka, jaką kiedykolwiek przeczytałam, najdelikatniejsza. Podziwiam afrodyzjak – Pańską erudycję i to, że powiedział Pan, że „tylko bywa szczęśliwy”, powoduje, iż myślę, że dużo z tej historii było udziałem Pańskiego Serca, Rozumu i Testosteronu.

PS Kobiety, które Pana spotkały, miały dużo szczęścia…

Agnieszka (e-maiclass="underline" a.zmudzinska@interia.pl)