0 tym, że nie jest to „publikacja”, przekonałem się, gdy zaczęły nadchodzić pierwsze e-maile. Na początku wpadłem w stan nieustannego zdziwienia; czułem się jak ten genetyk od polimorfizmu prostego. Nawet gorzej, nie wyobrażam sobie bowiem, żeby ktoś, gdyby nawet napisał do niego, oskarżył go, że opublikował „kłamstwo i podłość”. Ale to oskarżenie sformułowano w taki sposób, że poczułem wzruszenie.
Szanowny Panie Autorze!
Nie wiem, od czego mam zacząć, bo nie chcę zajmować Pana cennego czasu, a trudno mi się opowiedzieć w kilku zdaniach.
Mam trzydziestoletnią córkę i to z jej powodu piszę do Pana.
Mniej więcej miesiąc temu moja córka, ma na imię Barbara (imię zmienione – JLW), przyjechała do mnie jakaś odmieniona. Schudła, zbladła, stała się cicha, spokojna i taka strasznie smutna. Może potrafi Pan sobie wyobrazić, co czuje matka, oglądając swoją jedynaczkę w takim stanie. Bardzo się przestraszyłam, bo ostatni raz widziałam ją taką, kiedy rozstała się z „miłością życia”, jak go nazywała. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to że ten gad znów zaczął ją niepokoić i mieszać jej w głowie i sercu. Ale nic nie mówiłam i nie pytałam. Sama zaczęła mówić dopiero kilka dni później. Podała mi jakąś książkę i powiedziała: zawsze chciałaś wiedzieć dlaczego, przeczytaj, zobacz, jak go kochałam i kim on był dla mnie.
Na pewno domyśla się Pan, że książka była Pana. Przeczytałam ją, zanim zaświtało, potem poszłam do jej pokoju i przez kilka godzin razem płakałyśmy.
Moja córka też spotkała takiego Jakuba, chociaż powiem Panu, że sądzę, że to tylko Basia dostrzegała w nim tyle piękna. Ja mam dużo lat i znałam wielu dobrych mężczyzn, ale w takich Jakubów to nie wierzę. „Chłop jest chłop, nawet jeśli umyty i czysto ubrany”, jak mawiała mojej śp. Mamusia.
Jakub Basi miał żonę i dzieci. Zabrał jej duszę, serce i ciało i wydaje mi się, że do tej pory oddał tylko ciało.
Dowiedziałam się o tym wszystkim, dopiero kiedy z nim zerwała. Właśnie wtedy tak strasznie zmizerniała, a krótko po tym odeszła też od męża. Powiedziała mi, że nie mogła żyć w kłamstwie i wstydzie tak ogromnym, że nawet mnie nic nie mogła powiedzieć. Odeszła od męża, bo była mu niewierna i kochała innego, od tamtego, bo on chciał ją tylko za kochankę, a ona tak żyć nie mogła.
Od tamtej pory minęło już trochę czasu. Wierzyłam, że czas zagoi jej rany, zdawało się, że przynajmniej już nie krwawią, a ta książka znów je rozerwała. Do dziś Basia nie może dojść do siebie. Spędza u mnie każdą sobotę i niedzielę, zawsze o tym rozmawiamy. Ona zawsze wspomina Pana i niech jej Pan wybaczy, że nazywa Pana kłamcą. Uważa, że zakończenie, jakie Pan wymyślił, to kłamstwo i podłość i że coś takiego nigdy się nie zdarza.
Mówi też, że Panu nie wybaczy, ale z książką się nie rozstaje, śpi z nią pod poduszką, moja mała, biedna dziewczynka. Pan jej to wszystko wybaczy, ona jest bardzo ranna.
Kiedy piszę o tym Panu, to myślę, że może jednak to jej dobrze zrobi. Nigdy nie widziałam w niej tyle złości, tylko rezygnację. Nigdy o tym tyle nie mówiła. Może teraz, kiedy daje upust swoim złym uczuciom, polepszy jej się? Może dopiero po przeczytaniu tej książki zrozumiała, jak tamten bardzo ją skrzywdził i że nie wart jest jej miłości ani umartwiania się? Może to stąd ta złość. Jeśli tak się stanie, to ja Panu podziękuję, na razie to mam żal, że przywołał Pan w niej przeszłość o której już dawno powinna zapomnieć.
Żeby oddać Panu sprawiedliwość, nie mogę przemilczeć, że winna jestem Panu odrobinę wdzięczności. Teraz mam dużo lepszy pogląd na to, co przeżyła moja Basia, ale im bardziej czuję, jakie to musiało być cudowne, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego tak to się musiało skończyć. Przykro mi to mówić, ale wolałabym, żeby tamten rzucił się pod pociąg albo żeby Basiunia spotkała Pańskiego Jakuba. Bóg da, to kiedyś jeszcze spotka, jest młoda, śliczna, dobra, mądra i taka bardzo wrażliwa.
Poza tym dostarczył Pan mi wielu wzruszeń, chociaż również smutku, którego mamy z córką i tak za dużo.
Wieczorem przyjedzie do mnie moja Basieńka, muszę więc czym prędzej biec do kuchni i zabrać się do pieczenia szarlotki, którą tak lubi, może trochę wróci do ciała, biedactwo.
Z pozdrowieniami
Joanna S. (imię i inicjał nazwiska zmienione – JLW)
(e-maiclass="underline" ********@poczta.
Nagle „S@motność…” wdarta się w życie innych ludzi, wywołując w nich najróżniejsze emocjonalne reakcje. Niektórzy uważali, że jako autor tej książki powinienem o nich po prostu wiedzieć. Więc pisali mi o tym. Refleksyjnie, analitycznie, nastrojowo, zabawnie, bardzo osobiście, nieraz intymnie.
Wczoraj przeczytałem książkę. Niewiarygodna. Piękna. Wzruszająca. Cudowna. Kochałem się z żoną czulej i mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Rano usiadłem przed komputerem. Moja skrzynka pocztowa była pusta.
Jakub W.
(e-maiclass="underline"
Jestem polskim księdzem, pracuję i studiuję we Włoszech. S@motność mnie poruszyła…
Przypadek ks. Andrzeja i zakonnicy jest z życia wzięty?
Jest mi pan bliski.
Pozdrawiam
Andrzej Klimek (e-maiclass="underline" ondrasz@tin.it)
…płakałam…
(e-maiclass="underline"
Obudziłam się z 30-letniego letargu i odkrywam życie, szukam, smakuję, czuję, przeżywam, doświadczam.
Uczę się być.
Dziękuję za wskazówki.
Ania (e-maiclass="underline" do wiadomości – JLW)
Dziękuję Panu za niepokój, za rozdygotanie, za mocniejsze bicie serca, za spocone dłonie, za łzy w oczach – po przeczytaniu Pana książki zapaliłam papierosa, napełniłam kieliszek, przymknęłam powieki -to było jak dobry seks.
Karolina Adamczyk
(e-maiclass="underline"
Serce pękło mi po raz drugi. Jest Pan z siebie zadowolony!?
(e-maiclass="underline"
Dziękuję i przeklinam Cię za słowa, które dajesz, i za to, co uświadamiasz.
ICQ 70863398
(e-maiclass="underline"
„Samotność…”.
Wielokrotnie towarzyszyło mi uczucie wstydu, że nie potrafię tak kochać.
Leszek (e-maiclass="underline" leszekk22@wp.pl)
Pięknie Pan to napisał: „Nie zależy mi na peanach. Ja nie żyję z pisania książek. Zależy mi na tym, aby ktoś coś przeżył przy ich czytaniu tak jak ja przy ich pisaniu… „.
No, właśnie przeżyłam wiele wzruszeń przy tej książce. Końcówki nie mogłam doczytać, bo przez łzy nie widziałam liter. Poza tym… pozostanie dla mnie wyjątkowa, cała, każde słowo…
Urszula
(e-maiclass="underline"
Pana opowieść sprawiła, że odważniej analizuję moje uczucia. Przeżyłam wspaniałą noc z mężem po przeczytaniu „S@motności…”. Nie było mi tak dobrze nigdy wcześniej. A właśnie, jeśli o wyobraźni mowa, mam każenie, że duchowym prototypem Jakuba jest Pan sam. Może jednak się mylę… może to jest dobrze mi znane pragnienie, aby wszyscy oceniali mnie po tym, co myślę, czuję i po moich pragnieniach i marzeniach, a nie po czynach i decyzjach. One nie do końca wyrażają osobowość, prawda?
(e-maiclass="underline"
Niesamowita, skończyłam czytać dziś po południu, zaczynam dziś wieczorem.
Patia (e-maiclass="underline" Recenzja na portalu Wirtualnej Polski –
Że od dzisiaj już nigdy nie ubiorę zielonej bielizny… że jest jakaś magiczna siła w imieniu Jakub i że post-epilog był zbędny i jeszcze coś osobistego: nigdy tyle nie płakałam od urodzenia mojego synka Szymona Jakuba.
A miał mieć na imię Jakub Szymon, tylko że jego ojciec prosił o Szymona. Teraz bardzo się cieszę, że wyprosił…
I jestem bardzo szczęśliwa, że mam TAKIEGO MĘŻA i TAKIEGO SYNA i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała ubierać zielonej bielizny.
(e-maiclass="underline"
Mój komentarz… będzie najbardziej subiektywny i najbardziej chemiczny, jaki można sobie wyobrazić. Piszę to w 40-stopniowej gorączce, jakiej to nabawiłam się kilka dni temu… Wracając z egzaminu z prawa międzynarodowego kupiłam „S@motność…”. Przeglądając pobieżnie strony, zdemolowałam 2 mężczyzn i 1 staruszkę z zakupami i w ramach rehabilitacji wniosłam jej zakupy na 4 piętro, po czym szybko pobiegłam do najbliższego parku… Czytałam, płakałam, chichrałam się jak koleś, który ujara się zielem… Piękne, wiosenne popołudnie, chłodny wieczór… Do domu wróciłam o 4 nad ranem. A teraz piszę do Ciebie, abyś mógł poczuć się odpowiedzialny za moje zapalenie płuc.