Выбрать главу

Dobra, kończę – książka wyrzuciła mnie na orbitę. Nie mogłem zasnąć, po prostu nic nie było w tym momencie istotne. Kupiłem za ostatni grosz środek nasenny – obrzydliwe mocne piwo. Rano obudziłem się o 5:00, i obudził mnie kac. Pierwszy raz w życiu obudził mnie kac!!! Poszedłem do pracy pomóc koledze, przyjacielowi. Cały dzień bzdurzyłem o książce. Wróciłem po pracy i spotkałem się z Moniką, od której wziąłem książkę

– Monika, ta książka jest niesamowita – nie ma mnie, odleciałem.

– Zapomniałam, Ty nie powinieneś takich rzeczy czytać.

– Nie zrozumiałem końca – epilogu – z kim on jechał się spotkać?

– Jak to nie zrozumiałeś?

– Zacząłem czytać od środka…

– To przeczytaj początek…

Wspaniale piszesz. To niesamowite spotkać takiego romantyka, który tak potrafi zakończyć opowieść. Prawdziwa, romantyczna powieść!!!

Nazywam się Robert Mordal

Mam 33 lata. (e-maiclass="underline" robertmordal@yahoo.com)

Smutne w swej prawdziwości… Czytałem po trzy strony dziennie, zmuszając się, bo ta książka to ampułka ze śmiertelną dawką smutku. To trzeba przyjmować w małych ilościach, wtedy można przeżyć i się uodparniać na ten ból. Szukałem w książce niekonsekwencji, fragmentów kiczowatych, czegoś, co pozwoliłoby złapać dystans. I na siłę można by się czepiać paru fragmentów, ale to nic nie pomagało na ból. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego facet taki jak ja (security business, gdzie w obowiązkowych badaniach okresowych, które przechodzę od lat, już kilku psychologów i psychiatrów potwierdziło, że jestem zrównoważony psychicznie i emocjonalnie) łamie się nad kawałkiem zadnikowanego papieru? Olśniło mnie, gdy bliska mi kobieta skomentowała „S@motność w Sieci” tak: „to tylko książka, a życie jest normalne i brutalne”. Zrozumiałem, że to opowieść o tym, iż najświętsze, najintymniejsze marzenia o uczuciu do kobiety (mężczyzny) można zrealizować tylko w magie reality, np. w sieci, ale że każde wyjście z nimi w świat rzeczywisty skończy się na peronie berlińskiego dworca (ON) lub mniej lub bardziej żałosnym kompromisem z jeszcze żałośniejszą dorobioną do tego ideologią (ONA). Wszyscy płaczący nad tą książką czują to instynktownie: to książka o niespełnieniu naszych największych marzeń o miłości i o tym, że sami sobie jesteśmy winni, bo brak nam ODWAGI na prawdziwą miłość, bo boimy się – czego? cierpienia… ha, nawet potencjalnej możliwości cierpienia i uzależnienia od innego człowieka, jeszcze dobrze nie pokochaliśmy, a już się zabezpieczamy, już kalkulujemy, rozważamy (najlepsi w tym sporcie przed ślubem spisują intercyzę), dla wygody i poczucia bezpieczeństwa poświęcamy wszystko, co najświętsze. Więc czytamy w „S@motności…”, jak pięknie mogłoby być, jak powinno być, klepiemy w klawiaturę, że bardzo pragniemy tego, co w „S@motności w Sieci” tak prosto i pięknie opisane, po czym udajemy się do naszych małych światów pełnych smutnych kompromisów i mniejszego zła, po drodze pochlipując nad naszą duszą wykastrowaną z odwagi do miłości lub tłumacząc, że to „tylko książka, a życie jest normalne i brutalne”. Z szacunkiem dla autora, że miał odwagę i talent tak to opisać, i szacunkiem dla tych, którzy mają odwagę prawdziwie kochać w prawdziwym świecie…

PS Już 3 moje koleżanki po przeczytaniu tej książki przemyślały sprawy, spakowały walizki i konsekwentnie od swych mężów poszły w świat szukać swego Jakuba. Odwaga to najwspanialszy stan ducha.

„Magister” (Anonimowo: recenzja na www.merlin.com.pl)

Często pisano bezpośrednio lub bezceremonialnie:

Uważam… że ta książka jest, co by dużo mówić, zajebista po prostu. Ta kobieta to idiotka!

(e-maiclass="underline" drriada@poczta.onet.pl)

Jesteś zupełne beztalencie. Lepiej zajmij się swoimi programami zamiast pisać. Wydałem tyle kasy na takiego gniotą. Skończysz w kartonie z tanią książką!

P.J. (e-maiclass="underline" Anonimowo)

Zabiła mnie ta książka… weszła tak głęboko w duszę… odnalazła własne brzmienie w moim życiu… jesteś genialny… chylę czoła… podziwiam… dziękuję…

(e-maiclass="underline" tatiana.bm@xl.wp.pl)

Zapewne uważasz się za USKRZYDLONEGO współczesnego CASANOVĘ i na pewno jest w tym sporo racji.

(e-maiclass="underline" jarek.wilkl@wp.pl)

I po co to panu, panie Wiśniewski!? Za mało jeszcze panu uznania? Ciągle nie jest pan jeszcze spełniony? Ma pan tytułów naukowych więcej niż wszyscy ludzie w moim osiedlowym bloku razem wzięci, a teraz jeszcze zachciało się panu pisać. A może za mało panu płacą w tych Niemczech? Wstawia pan naukowe kawałki, tak że trzeba mieć encyklopedię pod ręką, aby pana zrozumieć. Bełkot. Niech pan sobie da spokój. I tak nie będzie pan nigdy pisarzem.

Rafał (e-maiclass="underline" rafal.lojko@poczta.fm)

Najwyraźniej jest pan zakochanym w sobie, napuszonym człowiekiem. Pana książki są sztuczne oraz pozbawione prawdy o miłości i życiu. Wspomina pan Wojaczka, ale to chyba kompletne nieporozumienie. Mam nadzieję, że z czasem nauczy się pan pokory…

Piotr (e-maiclass="underline" Anonimowo)

Dlaczego uśmierciłeś Natalię… nie wybaczę Ci tego!

Pozdrawiam

Jacek Makarewicz (e-maiclass="underline" jamaka@wp.pl)

Ty głupi baranie, cóż ty piszesz za bzdety, mojej starej poprzewracało się od tego w głowie!!!

(e-maiclass="underline" jarek.wilkl@wp.pl)

Te ostatnie słowa bardzo przypominają mi incydent, jaki miał miejsce w sobotę 17 maja 2003 podczas Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie. W kolejce stojących z książką do podpisania przy stoisku wydawnictwa Prószyński i S-ka znajdował się około trzydziestoletni mężczyzna. Gdy nadeszła jego kolej, stanął naprzeciwko mnie i powiedział głośno, tak że większość stojących w pobliżu osób to słyszała:

– Tak naprawdę to przyszedłem panu przyp…lić. Moja żona któregoś wieczoru zaczęta czytać pana książkę, a rano spakowała walizki i się wyprowadziła…

Powiedziawszy to, podsunął mi swój egzemplarz „S@motności…” do podpisania. Widząc moją konsternację, dodał:

– Teraz, po tych kilku miesiącach wiem, że mam panu dużo do zawdzięczenia.

I odszedł bez słowa.

Motyw rozstania, w jakimś sensie nawiązujący do „S@motności…”, pojawiał się także w e-mailach. Niektóre, tak jak ten, traktowały go jednak bardzo marginalnie i spokojnie:

To świetnie napisana książka, lecz troszeczkę jakby antymęska. Dlaczego wszystkie kobiety przedstawione są w pozytywnym świetle, a mężczyźni (oprócz Jakuba oczywiście) opisani są negatywnie?

Poza tym „S@motność…” bardzo mnie zainteresowała, zaintrygowała, a czasem zdegustowała. Książkę tę dostałem od mojej narzeczonej, która przeczytała ją 5 razy (w ciągu 1 mies.), po czym odeszła ode mnie…

Ale to już inna historia.

Pozdrawiam

Marcin (e-maiclass="underline" do wiadomości – JLW)

Percepcja tej książki jest dla mnie zdumiewająca. Szczególnie gdy dochodzi do zacierania się granicy pomiędzy stworzoną przeze mnie fikcją literacką a rzeczywistością:

Dzień Dobry!

Mam na imię Marek (imię zmienione – JLW) i chciałbym Pana o coś prosić. Jakiś czas temu napisała do Pana moja siostra, nie wiem, co było w tym mailu, ale proszę jej wybaczyć…

Przeczytała Pana książkę („S@motność…”) i do dzisiaj nie może się otrząsnąć i pogodzić z jej zakończeniem. Przeczytałem tę książkę również i zrobiła na mnie ogromne wrażenie, jestem jednak już bardziej doświadczony i potrafię odróżniać fikcję. Moja siostra ma dopiero 16 lat, jej osobowość dopiero się kształtuje i trudno jej niektóre rzeczy zrozumieć. Proszę, żeby napisał Pan do niej (jej adres: animad@wp.pl) i wytłumaczył, że to tylko książka, fikcja. I że żaden Jakub nie istnieje i nigdy nie istniał. Ania jest bardzo naiwna, łatwowierna, ludzie często ją przez to ranią, jest nadwrażliwa. Nad tym, co się przydarzyło bohaterowi Pana książki, płacze do dzisiaj. Nie można o tej książce przy niej nawet wspomnieć. Zna na pamięć wiele fragmentów (akurat tych, które powodują płacz). Jeden mogę zacytować. To słowa Jakuba: