Выбрать главу

…potomka tureckich natolijczyków i perskich argamaków zdobywanych na polach bitew… — natolijczykami określano w dawnej Polsce konie pochodzące z Turcji, a więc przodków dzisiejszych arabów. Z kolei argamaki były to konie perskie, warte fortunę, bo trudno je było w Rzeczypospolitej kupić.

bogata tranzelka — to po prostu nazwa ogłowia, czyli zestawu pasków, które zakłada się koniowi na łeb, aby powodować nim w czasie jazdy, zwana również uzdą lub uździenicą. Składa się ona z nagłówka, naczółka i nachrapnika — pasków, z których pierwszy przechodzi przez potylicę konia, drugi przez jego czoło, a trzeci opasuje łeb przy pysku. Tranzelki polskiej szlachty były bogato zdobione: na nachrapniku i górnej części paska podgardla znajdowały się blachy — często złocone i ozdabiane drogimi kamieniami, a pozostałe paski nabijane były złoconymi płytkami.

…dwie młode skortezanki — tak nazywano w xvii wieku niewiasty zajmujące się dorywczo lub zawodowo najstarszym zawodem świata.

Zerknął na skałkowy pistolet pocztowego… — broń z zamkiem skałkowym nie była w owym czasie upowszechniona w Europie z tego względu, że okazywała się zawodna na polu bitwy. Przez cały wiek xvii w piechocie królowały muszkiety i arkebuzy z zamkami lontowymi lub kołowymi, podczas gdy jazda używała przede wszystkim pistoletów i bandoletów kołowych. Zamek skałkowy był prostszy w obsłudze niż kołowy, jednak z powodu niskiej jakości stopów i materiałów często okazywał się on zawodny, co eliminowało go z zastosowań wojskowych. Na początku xvii stulecia był wykorzystywany w broni myśliwskiej i paradnej, a upowszechnił się dopiero pod koniec wieku.

broń uczepioną do bandoliera… — bandolierami nazywano pasy przymocowane do ciężkiej broni palnej — arkebuzów lub bandoletów — umożliwiające zarzucenie broni na plecy, na przykład w czasie jazdy konno.

…porwał lewą ręką za rękojeść kołowego puffera — pufferami nazywano ciężkie niemieckie pistolety z zamkiem kołowym, zwykle używane przez jazdę.

Przypomina mi się też przygoda, lecz wcale nie wojenna — mego druha, pana Samuela Maskiewicza, której doświadczył w Brahimiu, na dworze Aleksandry Wiśniowieckiej — przygoda ta jest autentyczna, bowiem mrukliwy Litwin Samuel Maskiewicz znany jest nie tylko jako autor jednego z najciekawszych pamiętników opisujących wojny polsko-moskiewskie, ale także jako sprawca wielu skandali obyczajowych. W roku 1606 był on bowiem przez pewien czas kochankiem księżny Aleksandry Wiśniowieckiej, żony Adama Wiśniowieckiego. Traf jednak chciał, że dowiedział się o tym jej brat — Aleksander Chodkiewicz, wojewoda trocki, który w brutalny sposób przegnał Maskiewicza, przy okazji obijając gęby jego czeladnikom i pachołkom. O czym, rzecz jasna, pan Maskiewicz w swoim pamiętniku nie napisał, czyniąc jedynie niejasne i zawoalowane jak westalka wzmianki o tej miłosnej aferze.

Cariu Niebiesnyj, Utieszytielu, Dusze istiny, iże wiezdie syj i wsia ispołniajaj — to oczywiście prawosławna modlitwa do Ducha Świętego, która w tłumaczeniu ze starocerkiewnosłowiańskiego brzmi tak: Królu Niebieski, Pocieszycielu, Duchu prawdy, który wszędzie obecny jesteś i wszystko napełniasz, wszelkiego dobra Skarbie i żywota Dawco, przyjdź i zamieszkaj w nas, i oczyść nas od wszelkiej zmazy, i zbaw, o Dobry, dusze nasze.

półhaki — ciężkie i długie pistolety używane przez jazdę, zwykle z zamkami kołowymi. Jedna z pierwszych broni palnych stworzona na potrzeby jazdy, chociaż w xvii-wiecznej Polsce nazwą tą określano po prostu wszystkie ciężkie pistolety.

Rozdział II

Wjechali między zagrody Dydni — długie, wąskie, zwrócone bokiem do traktu, pogrodzone chruścianymi płotami… — zarówno Dydnia, Niewistka, jak i pozostałe wioski opisane w Samozwańcu istnieją do dzisiaj i położone są około 20 kilometrów na północ od Sanoka. W xvii stuleciu naprawdę należały do rodziny Dydyńskich, która wszakże w ciągu wieków rozrodziła się tak bardzo, że trudno jest dzisiaj odtworzyć, kto dokładnie władał nimi w danym okresie. Dydnia, położona w dolinie Sanu, pod względem etnograficznym znajdowała się dokładnie na granicy dwóch grup etnicznych — Pogórzan i Dolinian. Pogórzanie zamieszkiwali tereny Pogórzy Karpackich, od rzeki Białej na zachodzie po środkowy San, i byli w przeważającej większości grupą powstałą z polskich osadników, wśród których zdarzali się Niemcy i Rusini. Dolinianie z kolei byli grupą mieszaną — polsko-ruską, i zamieszkiwali obszar wokół Sanoka, na południe od niego aż po pasmo Bukowicy, a także w okolicy Leska.

Oczywiście, mówienie w xvii wieku o jakiejkolwiek narodowości ludności chłopskiej zamieszkującej Ziemię Przemyską i Sanocką jest grubą przesadą. Tak naprawdę bowiem Polacy i Rusini mieszali się ze sobą, mówili podobnym dialektem, a po zaprowadzeniu unii brzeskiej w 1596 roku chodzili wspólnie zarówno do unickich cerkwi, jak i kościołów katolickich. Szlachta, rzecz jasna, była mocno spolonizowana, jednak świadomość przynależności do określonego narodu zaczęła pojawiać się dopiero w xix wieku i często była rzeczą zupełnie przypadkową. W zależności od tego, czy jako pierwszy dotarł do danej wioski wysłannik polskiego towarzystwa oświatowego z Przemyśla lub Lwowa, czy też delegat ukraińskiej hromady, miejscowa ludność uznawała się za Polaków lub Ukraińców. Wytyczanie jakichkolwiek granic narodowościowych na obszarze dawnego województwa ruskiego Pierwszej Rzeczypospolitej jest zadaniem równie beznadziejnym, co ręczne rozdzielanie ziarna od plew, bo ludność była tam przemieszana niczym w wielkim kotle.

…przystrojony w czemery, hunie i siermięgi… — cechą charakterystyczną ubioru Dolinian były płócienne stroje: długie płaszcze zwane czemerami lub u bogatych gospodarzy — huniami, sięgające kolan, z długimi rękawami, zapinane na haftki lub kołeczki. Jako siermięgi należy zaś rozumieć długie i pospolite płaszcze zwane płótniankami.

Nie słychać było chrząkania i kwiku szczeciniastych świń… — mało kto dzisiaj zdaje sobie sprawę, że w xvii-wiecznej Polsce hodowano zupełnie inne rodzaje zwierząt niż dzisiejsze. Dlatego jednymi z najśmieszniejszych i najbardziej żenujących błędów popełnianych przez pisarzy, których wiedza o dawnej Rzeczypospolitej ogranicza się do przeczytania Sienkiewicza, są lapsusy związane z wyglądem dawnej wsi polskiej. Pierwszym z nich jest błąd fundamentalny, można by rzec — kartoflany. Zaiste pociesznie czuje się pisarz i historyk, kiedy przeczyta o husarii galopującej czterysta lat temu po kartofliskach. Choć wydaje się to wprost dziwne i nie do pojęcia, ale kartofli w dawnej Polsce nie było, bo zostały sprowadzone do nas dopiero w połowie xviii wieku.