wicesregent — urzędnik przejmujący częściowo obowiązki podstarościego, zajmujący się przede wszystkim egzekwowaniem wyroków sądowych — rumacji i banicji.
Ujmie sprzężaju i pieszej pańszczyzny… — dwa rodzaje pańszczyzny, które odrabiać musiał na polu należącym do szlachcica każdy chłop, poddany ze wsi. Sprzężajna oznaczała, że pracował razem z własnym koniem lub wołem przy orce, bronowaniu i innych pracach polowych. Piesza — iż wykonywał prace polowe osobiście. Pańszczyzna często demonizowana była w starych podręcznikach do historii, zwłaszcza tych, które pisane były za czasów komunizmu. Tymczasem w xvii wieku większość zamożnych kmieci, czyli najbogatszych chłopów posiadających gospodarstwa, odrabiała ją nie samemu, ale wysyłając na pole pańskie wynajętych parobków. Położenie chłopów pogorszyło się dopiero w połowie stulecia, po potopie szwedzkim, a zwłaszcza w xviii wieku. Jednak i tak było lepsze niż sytuacja ludności wiejskiej w carskiej Rosji. Chłop polski nie miał wolności osobistej, ale przypisany był na stałe do swego gospodarstwa. Jeśli pan mu je zabrał, mógł odejść ze wsi do innego dziedzica. Niemożliwy był handel poddanymi — jeśli pan chciał darować swego poddanego innemu szlachcicowi, mógł przenieść go tylko z całą rodziną, a nowy właściciel powinien zapewnić mu odpowiedni dział ziemi. Tymczasem w Moskwie po carskich ukazach z xviii wieku właściciele ziemscy dowolnie sprzedawali chłopów i chłopki, zupełnie tak jak niewolników.
Rozdział III
półszóstaset złotych — dokładnie 650; półtora sta znaczyło po prostu 150.
Niech płaci niestanne! — niestanne było grzywną, którą orzekał sędzia w procesie sądowym tej stronie, która nie pojawiła się na rozprawie. Jeśli sprawa była gardłowa, to jest kryminalna — na przykład o zabójstwo, szlachcic, który odmawiał stawienia się w sądzie, mógł otrzymać zaoczny wyrok infamii albo banicji — zostawał wyjęty spod prawa albo nakazywano mu opuszczenie kraju pod karą śmierci. Taki los spotkał Samuela Zborowskiego skazanego na banicję za zabójstwo kasztelana Wapowskiego, a pojmanego i ściętego w Krakowie przez Jana Zamoyskiego.
Z jego wojskami, puszkami i twierdzami… — puszkami nazywali Moskale po prostu armaty. Z kolei na proch powiadali, że to ziele.
…trzy kulbaki tureckie, z wysokim przednim łękiem i szeroką ławką — dawni Polacy nie jeździli w dzisiejszych siodłach sportowych (które czasem zobaczyć można na rekonstrukcjach historycznych nawet pod husarzami), ale we wschodnich kulbakach. Ciężar jeźdźca nie spoczywał w nich na kręgosłupie konia, ale na dwóch deseczkach leżących równolegle do niego i połączonych dwoma obręczami — łękami — przednim i tylnym.
Wyróżniano kilka typów takich siodeł. Łęk był kulbaką, gdzie z przodu i z tyłu zamocowane były dwie kule równej wysokości, pomiędzy którymi umieszczano poduszkę z bydlęcą sierścią. Przykładem tego typu kulbaki jest siodło z 1633 roku należące do Oskierki, które przechowywane jest w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Kolejnym typem była terlica, która posiadała przednią kulę wyższą, a tylną nieco niższą. Jarczak z kolei był lekką, ale twardą kulbaką bez poduszki. Wśród husarzy jednak najpopularniejsza była turecka kulbaka — z przodu miała kulę, natomiast z tyłu — szeroką ławkę.
…wykańczanych karneolami… — karneole były to kamienie półszlachetne, którymi zdobiono elementy ogłowia końskiego i kulbak.
…mniejszym zaś niż ociężałe szwedzkie hestry i niemieckie fryzy… — hestrami nazywano kiedyś ciężkie i zwaliste konie szwedzkie, używane na Żmudzi i Litwie, często zdobywane w czasie wojen z naszym północnym sąsiadem. Natomiast mianem koni fryzyjskich, czyli fryzów, określano ciężkie i zwaliste wierzchowce sprowadzane z Zachodu, o wysoko osadzonej szyi, obfitej głowie i ogonie, karej maści. Zostały one wyhodowane w okresie baroku jako konie reprezentacyjne, a także pociągowe. W Polsce używały ich między innymi oddziały rajtarii królewskiej, co oznaczało, że niejeden warchoł albo pijanica umknął im na rączym polskim wierzchowcu.
…wymyślić jakiś sposób dosiadania wierzchowca, aby na koniu i w kulbace zęby nie dzwoniły w kłusie niczym kastaniety — to oczywiście żart i anachronizm, aluzja do tego, że w xvii wieku nie znano jeszcze anglezowania, czyli unoszenia się i siadania w takt końskiego kłusa, które znacznie ułatwia jazdę. Musiał zatem każdy herbowy pan brat odgniatać siedzenie w kulbace, co było szczególnie męczące dla konia i jeźdźca.
Rozdział IV
…otulających kolistą chomełkę noszoną przez mężatki — okrągła ozdoba z leszczyny lub drutu, na którą zamężne niewiasty wywodzące się z Dolinian upinały włosy.
Tyle że tylko ja bykowe zapłaciłem dla honoru — bykowe było w xvii wieku opłatą na rzecz dworu za uwiedzenie cudzej poddanki. Kiedy winowajcy nie można było znaleźć, a stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że panna straciła wianek, wówczas musiał zapłacić je opiekun lub gospodarz, u którego służyła — nawet jeśli to nie on skorzystał ze źródełka miłości.
Chociaż uważać trzeba przy siadaniu w nich na terlicę z wysokim tylnym łękiem jak na klejnoty rodowe — aby potem nie świecić gołym zadkiem przed panami braćmi… — autor tych słów jeździł już w terlicy należącej nomen omen do jmmp Krzysztofa Brojka, towarzysza pancernego i autora ilustracji do niniejszej książki. I właśnie podczas zsiadania zdarzył mu się taki przypadek. Dlatego po tym doświadczeniu głosić będzie do końca świata, że terlice nadawały się przede wszystkim dla lekkiej jazdy i w ogóle do zwykłych wypraw konnych, a nie do wojska, kiedy siada się na koń w zbroi lub pancerzu, z ładownicą, szablą i moderunkiem bojowym przy boku. W świetle powyższego przypadku zrozumiałe się staje, dlaczego husarze obciążeni zbroją i ciężkim ekwipunkiem woleli wojować w kulbakach tureckich mających zamiast tylnego łęku szeroką ławkę. Takie siodło minimalizowało możliwość, że jeździec zaczepi o łęk pasem lub inną częścią uzbrojenia.