— Dymitr czyni zaciągi? To znaczy chce wyprawić się na Moskwę i zbrojnie odbić tron na Kremlu?
Pęto kiełbasy znikło bez śladu w przepaścistej gardzieli Świrskiego. Aż dziw, gdzie się to wszystko podziewało, pocztowy był bowiem chudy jak chmielowa tyka. Dydyński przypomniał sobie, że przecież jeszcze w Przemyślu posilali się w karczmie — dosyć skromnie, bo na stół zażyczył sobie tylko gęś, ćwiartkę skopowiny, parę chudych kapłonów, pieczeń wołową, pięć sztuk sera, ze trzy bochenki chleba i pół beczki piwa, a na dodatek garniec bigosu hultajskiego z kapustą. Jednak byli przecież niedaleko od domu, gdzie na pewno czekał na nich suto zastawiony stół.
— Cała historia zaczęła się w zeszłym roku, mospanie. — Świrski pociągnął łyk gorzałki z bukłaka. — Na dworze księcia jaśnie pana Adama Korybuta Wiśniowieckiego w Brahimiu. W łaźni.
— E, nie tak… — jęknął blady Nieborski, który jechał na wozie obok nich. — Przed śmiercią Dymitr wszystko wyjawił… Na spowiedzi… Do kroćset!
— Te, lepiej leż i się kuruj, panie bracie — mruknął Dydyński. — Nie gadaj za wiele, bo ci się rany rozejdą!
— Jak na spowiedzi, skoro widzieliśmy go żywego? — zaoponował Świrski. — Mnie ludzie powiadali, że pewnego razu, kiedy książę Jadam wybrał się do łaźni, jakiś sługa, brzydkie i szpetne chłopczysko, coś mu przewinił. I za to pan dał pachołkowi w gębę. “Gdybyś wasza miłość wiedział, kim jestem, nie biłbyś mnie i nie przezywał w ten sposób — odparł rękodajny. — Ale skoro jestem twoim sługą, i to z pokorą znieść musze.” “A kto ty znowu taki jesteś? — spytał kniaź i oczywiście na takie dictum[10] dał mu zaraz w gębę z drugiej strony. A wtedy młodzian przyznał, że jest Dymitrem Iwanowiczem, synem cara moskiewskiego Iwana Groźnego, którego tyrannus i car teraźniejszy, tfu, jaki tam car — wielki książę moskiewski Borys Godunow, kazał zarezać w Ugliczu, gdzie przebywał z matką, księżną Nagoj. Dymitr dowodził, że został cudownie ocalony przez Simona, Niemca z Kilonii, który wyprowadził go skrycie z miasta, a zamiast jego ciała podłożył trupa wiejskiego chłopca.”
— No proszę — skwitował Nieborski, który chociaż ranny, był ciekaw historii Dymitra jak wdzięków nadobnej kurtyzany. — Pierwszy to chyba przypadek w historii, że szlachcic, brat nasz, bił po gębie carewicza i następcę tronu.
— I bodaj nie ostatni — mruknął Dydyński — bo całe to plemię moskiewskie grube i sprośne jest, i w ogóle nie warte, aby na nich plunąć. Znam ja moskiewską grubianitas, powiadał mi ojciec, jak wojował za Stefana i Augusta o Inflanty. Niewart moskiewski kniaź choćby naszego psiarczyka, bo każdy z nich szelma, wor i śmierdzące bydlę. W polu do walki nie stanie, na powitanie czołem bije, a kamień za pazuchą nosi i miecz w plecy wrazi, gdy się odwrócisz — taki to naród zdradliwy. Moskale by i diabłu przysięgali wierność, byle im majętności pomnożył.
— Całej historii początek był taki — ciągnął pocztowy — iż car dawniejszy Moskwy, Iwan zwany Groźnym, którego pobił pan nasz Stefan Batory, był dla Moskwy srogim tyranem, co w tamtych stronach nie dziwota, bo to naród sprośny, plugawy i skurwysyński, a bez kija ani przystąp. Ten Iwan miał żon sześć, albo nawet siedem, z których potomstwa doczekał się tylko z pierwszą, to jest z Anastazją Romanową — Iwana i Fiodora. A z ostatnią — Marią Nagoj — miał tego właśnie Dymitra. Iwan jak to Iwan, figliki różne czynił połowicom. Marię Dołgoruką utopił w jeziorze, bo prawicą nie była, inną — Annę Kołtowską — posłał do klasztoru. Zalecał się, powiadali, nawet do sióstr naszego pana Augusta Anno 1560, jednak żadna mu w smak nie przypadła, bo za chude były, a baba — onym moskiewskim grubym obyczajem — musi być sążnista jak stara kobyła. Tak więc miał Iwan summa summarum[11] trzech synów. Z czego jeden — Fiodor, słaby był na umyśle, a drugiego — Iwana, sam ojciec własną ręką zabił. Fiodor po śmierci Groźnego na tron wstąpił, ale rządził jak pijany woźnica. Bez przerwy kazał bić we dzwony na Kremlu i przysłuchiwał się, czy mu we łbie zadźwięczą. Sprowadzał też sobie opętanych i szaleńców, których oni w Moskwie zwą jurodiwymi, modlił się z nimi i wzdychał do Boga. Nic dziwnego zatem, że rządy przejął możny bojar Borys Godunow, zięć Maluty Skuratowa, najwierniejszego sługi starego diabła Iwana. Widząc, że Fiodor nie ma dzieci, postanowił zasiąść na tronie, w czym wadził mu ostatni, najmłodszy syn Groźnego — Dymitr Iwanowicz, który przebywał wraz z matką w Ugliczu. Miał ten Godunow dzieci: Fiodora Borysowicza i Ksenię, która ma teraz lat około…
— Dość, dość! Ty nam powiadaj o Dymitrze, a nie o Borysie!
— A więc Borys Godunow postanowił małego Dymitra zarzezać. I Anno 1591, lat temu trzynaście, ułożył sprzysiężenie. Zawołał dwóch synów bojarskich, zwanych Mikita Koczałow i Daniłka Bitiagowski, którzy byli clientes[12] Borysowi. Rzekł zatem do nich Borys, że jest wola hospodarska, aby jechali do Uglicza, ubili małego carewicza Dymitra, gdyż różni ludzie chcą wszcząć bunt i usadowić go na tronie. A kiedy bojarzynowie nie chcieli o tym słyszeć, powiedział im Borys: Przywiodę was do hospodara, to sami usłyszycie z jego ust. I wprowadził ich do pokoju carskiego, a kiedy bili czołem Fiodorowi, powiedział coś po cichu wielkiemu księciu na ucho — podobnym fortelem, jak Messalina onus terrae[13] oszukała Klaudiusza, swego męża, cesarza rzymskiego. Tych przykładów, rzecz jasna, Borys nie znał, bo ani czytać, ni pisać nie umie, chociaż szczwane bydlę. Potem kazał wyjść obu bojarom, a do Fiodora odezwał się: Nie chcą mi wierzyć, co im twoim imieniem hospodarskim rozkazałem, powiedz im sam, że to jest wola twoja. Car Fiodor, rozumiejąc, iż idzie o to, o czym z nim mówił po cichu, a nie o gardło jego brata, przywołał bojarów i rzekł im: Uczyńcie, jako wam Borys rozkazywał. Jakoż pojechali do Uglicza i zarżnęli małego carewicza. A przynajmniej tak potem powiedzieli Borysowi. Bo oto nagle po dwunastu latach pojawił się w Rzeczypospolitej, w Brahimiu, cudownie uratowany Dymitriaszka. I pokornie prosił o posłuchanie.
— A co dalej? Bo na razie wszystko pasuje do siebie akuratnie.