Rozdział III. Braterska zwada
Wstrzymujemy oddech, czyli odczytanie testamentu Wszystkie wioski stolnika • O stogach, brogach, kopach żyta i hreczce • Tudzież ile pan ojciec zostawił owiec, kapłonów, świń i wołów • Podział spadku • Fantazja Aleksandra Dydyńskiego • Zaskakujący warunek • Desperacja Dydyńskich • Jedźcie do Moskwy! • Brat przeciw bratu • Fatalne cięcie • Białe niedźwiedzie, to jest krótka charakterystyka królestwa Moscovii • Trudna decyzja • Konie husarskie • Pożegnanie z Dydnią
Die 25 julii, Anno Domini 1604
Czerwona izba we dworze w Dydni, popołudnie
Wreszcie bracia doczekali się chwili, w której starosta trembowelski zasiadł na krześle obitym kurdybanową skórą, u szczytu stołu w czerwonej izbie, wolno i dostojnie, niczym Ojciec Święty na papieskim stolcu. Niestety, dla Przecława i Jacka pan Ożga mógł równie dobrze okazać się dobrotliwym ojczulkiem, co i herodem. Od testamentu, który krzepko dzierżył w swym ręku, zależało, czy będą zasiadać w sejmikowych ławach w karmazynach, czy też otwierać drzwi do karety posesjonatom i do późnej starości czapkować możniejszym od siebie panom braciom. Tak, panie… W rzeczy samej, panie. Sługa uniżony jaśnie oświeconego. Jak wasza miłość każe. Padam do nóżek, całuję rękę…
Tfu, do stu biesów! Wszystko, tylko nie to, pomyślał Dydyński. Lepiej uciec na Sicz, jeśli ojciec nas wydziedziczy, niż do końca życia wysługiwać się tym psubratom — karmazynom, wojewodom i kniaziom.
Starosta chyba wyczuwał ich niepokój, bo specjalnie długo mościł się na krześle, odrzucił w tył rękawy ferezji, pociągnął przedniej małmazji z pucharu, a potem przyglądał się zgromadzonym w izbie i sieni ludziom.
Na odczytanie testamentu przyszli oczywiście wszyscy, którzy spodziewali się coś zyskać lub przynajmniej wyszarpać jakiś kęs z łaski pana stolnika sanockiego. Był zatem Andrzej Ligęza, wicesregent Kamodziński zastępujący starostę sanockiego, Jerzy i Stanisław Dydyńscy, podstarości Zygmunt Chamiec, paru Korytków, Łąckich i Dembickich. Został też Herburt, który zasiadał na ławie z takim majestatem i powagą, jakby znudziła mu się sława Herkulesa Ziemi Przemyskiej i teraz pozazdrościł jej gromowładnemu Zeusowi. Siedział też — oczywiście po przeciwnej stronie stołu — jego nieprzyjaciel Stanisław Wapowski tudzież liczne grono krewnych i kompanów Dydyńskich, na których spisanie nie starczyłoby wołowej skóry. Z tyłu na plecy stojącej i nieutytułowanej szlachty napierała czeladź i hajducy, a w ich liczbie Damazy Stocki i blady Tobołka, ledwie wykurowany baranim sadłem z masażu, jaki sprawił mu Jacek Dydyński nahajką. Był też Balicki — dworski podczaszy, i Wilczek — ochmistrz z Dydni. W kącie przycupnął Smoliwąs, choć do izby nie wpuszczano nieszlachciców, a na uboczu stał Hańcza, koniuszy i kawalkator pana Aleksandra Dydyńskiego.
Wszyscy czekali. Jedni — pijąc, inni — drzemiąc w ławach albo żartując. A jednak kiedy starosta trembowelski wziął w ręce testament, cichy trzask przełamywanej pieczęci przywołał wszystkich do porządku.
— Wielmożni, uprzejmi i wielce mnie mili mości panowie bracia, krewni i synowie moi, ze służbą i czeladką całą, tak w Dydni, jako i w innych moich majętnościach — zaczął Ożga. — Przyszedł na mnie, szlachetnego Aleksandra Jana Dydyńskiego, herbu Gozdawa, stolnika sanockiego, pana na Dydni, Falejówce, Temeszowie, Niewistceze wszystkimi rolami, Krzemiennej i Jabłonicy, kres śmiertelnej choroby z wielu ustawicznych prac i kłopotów, a po części z niezmiernej ludzkości polskiej, z niepomiernego życia mego. Tak tedy ostatnią wolą moją rozporządzam, czyniąc egzekutorem i opiekunem mych majętności Ichmość Pana starostę trembowelskiego i stryjskiego, szlachetnego Piotra z Ossy Ożgę, a wolę mą ostatnią spisując w obecności rzeczonego starosty tudzież urodzonego Damazego Stockiego, ekonoma dydnieńskiego…
— To już wiemy — mruknął półgłosem Przecław. — Czytajże dalej, mości starosto. Grzecznie cię upraszamy.
Dobra, teraz będzie prawda, jakoby w pysk strzelił, pomyślał Jacek. Albo Dydnia moja, albo brata!
Starosta odchrząknął, upił trunku z kielicha. I nie zaczął czytać dalej, dopóki sługa nie dolał mu małmazji aż po same brzegi.
Tychże mości panów biorąc na świadków i pamiętając, że najwięcej bywało kontrowersji o dobrach pozostałych po umarłym — tedy wzywam na świadectwo Boga mego i w Nim się świadczę, że mam wiosek wszystkich w dziedzicznym posiadaniu wieczystym sześć, na wstępie tego pisma wymienionych…
— Komu je rozdzielisz, ojcze? — wyszeptał Przecław. — Spraw, aby Dydnia była moja, a co dzień na twoim grobie modlił się będę…
Ale stary pan stolnik jakby to usłyszał, bo wielce zakpił sobie z syna po śmierci.
Prócz tego zaś pozostawiam w majętnościach moich 230 stogów rozmaitego zboża, każdy szacowany na 40 lub nawet 100 złotych, jarego żyta kóp 900, pszenicy starej kóp 500, jęczmienia 600, owsa coś koło tysiąca, hreczki 400, prosa 200, krów dojnych i jałówek…
Przecław aż pacnął się dłonią w otwarte usta, aby nie rzec czegoś, co ubliżyłoby pamięci martwego i jego gospodarskim troskom.
… sztuk 140, wołów 134, owiec 206, wieprzów i prosiąt 356, miodu gotowego beczek 20, słoniny połci 310, sadeł 200, skór jałowiczych, baranich i owczych 225, masła fasek 61, krup rozmaitych półbeczków 63, słodów jęczmiennych 15…
Jezus Maria! — jęknął Jacek w głębi duszy. Czy ja będę w tych słodach zażywał kąpieli?
… jagieł 30, zapasów siemienia, maku i koniczyny pełne beczki i brogi. Ponadto pozostawiam gotowizny…
Jacek i Przecław niemal zastrzygli uszami jak młode ogiery na łące, bo to zabrzmiało bardzo zacnie.
… 5 tysięcy złotych polskich w monecie różnej. A także 507 dukatów w jednym trzosie, zaś 324 w drugim, mniejszym. Pieniądze te rozdzielić między moich dwóch synów przykazuję, po równo…
— To rozumiem — uśmiechnął się Przecław. — Zaiste królewski gest!
… wszelako po opłaceniu czeladzi, służby, a nade wszystko po oddaniu długów, których zostało niemało. Synów moich zaklinam dla Miłosierdzia Bożego, aby wszystkich uczciwie spłacili, a kto by się ważył temu postanowieniu in toto[27] lub in quavis minima parte[28] zaprzeczać i kontradykować, takiego powołuję na straszliwy Sąd Boży, choćby to mój syn był rodzony. Dlatego rozporządzam, co następuje: młodemu panu Rafałowi Grochowskiemu, z którym się zajednałem o banicję i zajechanie Temeszowa, dać złotych 1500 gotowizną…