Выбрать главу

— Jeśli wasz stryj nie żyje, winniście dostarczyć mi dowody na to, rybeńki. Tak: dowody to rzecz najważniejsza. I nie musisz, kochaneńki, rozumieć tego dosłownie. Nie trzeba mi głowy waszego stryja. Starczy świadectwo, ekstrakt z ksiąg grodzkich albo inny dokument, w którym stoi, że nobilis[30] Michał Dydyński mortuus est[31]. Albo świadectwo sześciu świadków.

— Sześciu… świadków? — jęknął Przecław. — Przecie to nie jest sprawa o naganę szlachectwa. Dlaczego sześciu?

— Bo jednego albo dwóch zbyt łatwo jest przekupić, rybeńko. A musisz wiedzieć, kochaneńki, że ja nie będę prowadził z wami dysputy w kancelarii ziemskiej w Sanoku. Tak: nie będę gadał o aktach sądowych, ale o testamencie. Albo zatem, kochanku, przedstawicie mi Michała Dydyńskiego lub jego dzieci, względnie dowód, że nie żyje i potomstwa nie miał, albo… — Cień jego palca zawisł nad Przecławem jak katowski miecz.

— Albo co, mości panie starosto?

— Albo nie wcielę w życie postanowień testamentu. Tak jest: nie podzielę włości między was, dopóki ostatnia wola nieboszczyka nie zostanie wykonana.

— Absolutnie?

— Absolutnie i nieodwołalnie, rybeńko.

— Jednak wola naszego ojca jest niewykonalna — rzekł Jacek powoli i spokojnie, aby przypadkiem nie rozdrażnić starosty. — Miłościwy panie, zlitujże się nad nami nieszczęsnymi! Nam nie idzie o to, aby łamać ojcowskie postanowienia. Sam bym chętnie zaraz ruszył szukać stryja i stryjowskich braci, wszelako jest pewien szkopuł, wielki jak góry Bieszczadu. Jak same Tatry zapewne… Otóż nie wiemy, gdzie ich szukać.

— Jak to gdzie, rybeńko? W Moskwie.

— Tośmy się właśnie dowiedzieli. Ale powiedzcie mi jeszcze, mości panie Piotrze, jak ich znaleźć tam na miejscu?

— Znaczy w Moskwie?

— Tak.

— Aaaa — powiedział jedno krótkie słowo starosta. I sam pokręcił głową, popukał się w czoło. Otworzył gębę, ale zaraz ją zamknął.

— Moskwa, proszę waszmości, to nie jest Gdańsk, Wiedeń czy Norymberga albo Wrocław, gdzie mogę jechać zaraz, choćby jutro. Kto tam pojedzie, ten już nie wraca. Bo jeśli bez carskiego przyzwolenia przekroczy granicę, tam zaraz pachołkowie biorą go w dyby, a potem knutom, knutom i dawaj w tiurmu! A jeśli przeżyje, gnają go w łańcuchach na kraj świata, tam gdzie terra incognita[32]. I gdzie się kończy mapa.

— A więc nie chcecie, rybeńki, zmazać winy ojca? Nie chcecie pozbyć się odium, które obciąża wasz ród? Wolicie, aby do końca życia mawiano o was w karczmach: Dydyńscy, krwią stryja splamieni? Patrzcie — dobrze mówię! — jak wydumali, jak wyśrubowali się do góry za wioski, co ich rodzic, pan stolnik, przejął zdradą od własnego brata! Naprawdę chcecie, aby tak o was powiadano, rybeńki? Wiecie, kto wy jesteście? Wyrodni synowie! Powtórzcie: wyrodni synowie! No, słucham?

— Wyrodni synowie… — mruknął stropiony Jacek.

— Ha, dokładnie! Prosto w sedno żem utrafił. Nie chcecie wypełnić woli mego przyjaciela… Zaprawdę nie takiej się po was spodziewałem odpowiedzi.

— Nie to, że nie chcemy, ale nie potrafimy! — odparł Przecław. — Jak mamy znaleźć stryja Michała? Toż łatwiej by nam było wykupić go z tatarskiej albo tureckiej niewoli. Są bracia minoryci w Stambule, są karaimowie w Czufut-Kale. Od nas Lipki listy piszą, na Krym jeżdżą — można wywiedzieć się, albo i samemu pojechać. A jak znaleźć kogoś w Moskwie? Pocztą słać zapytania? Ale poczta jeno do Krakowa, Lwowa i Wilna dochodzi, a dalej: pisz, waść, na Berdyczów. A tu nie do Berdyczowa trzeba by pisma posłać, tylko do… Hiperborei, czyli Moskwy. Mówisz, mości starosto, nam bardzo poetycznie o hańbie rodowej. Godne to pióra Klonowica, no, może Jurkowskiego, ale w moskiewskim księstwie kajdany za poezję, tiurma za prawo, a knut carski za pastorał służą. Jak mamy tam jechać i stryja szukać? Ba, może dopiero wtedy go znajdziemy, kiedy nas razem do jednego łańcucha przykują?

— A może mamy wysłać suplikę do tego niedźwiedzia, co na Kremlu w Moskwie panuje? Tego, jak mu tam, Borysa Hodunowa? — zakpił Dydyński. — I co mu napiszemy? Ty sosied? Tyranie hiperborejski, morderco dusz niewinnych, rozbójniku srogi, wydaj nam stryja i dziatki jego, bo… No właśnie: bo co? Co mu zrobimy? Pójdziemy z Tatarami krymskimi na Moskwę?

— Wiem! — Przecław aż klasnął w ręce. — Wpiszmy do ksiąg grodzkich protestację! I wynajmijmy woźnego, aby mu pozew doręczył! Na Kremlu!

— A za asystę przydajmy mu zamiast paru szlachetków, sarniej torby i kagańca nasze wojska kwarciane!

— Był już tam u nas w halickiej ziemi — ozwał się starosta — żartowniś jeden… Dobrze mówię! — pan Marchocki, co pół powiatu pozwami zasypał. Pozwał był także cara o nieoddanie Nikiszyna, majętności, która leży jakoby w Ziemi Siewierskiej.

— I co się stało?

— Sprawa jest od roku, rybeńki, za każdym razem, kiedy przed ławą staje, sędzia dylację ogłasza, bo jednej strony brakuje — tegoż właśnie cara.

— Niech płaci niestanne!

— Nie zapłaci, rybeńki.

— Zaocznie go sądzić! Na wieczną infamię!

— Ja tam się z tego cieszę, rybeńki. Bo wolę już tę sprawę odkładać ad acta, niż żeby ciągle śniło mi się po nocach, że oto niespodziewanie car się zjawia w naszej trembowelskiej ziemi. Bo jak się zjawi, to niechybnie w licznym towarzystwie. A jak już zjedzie, to nieprędko nas opuści. A wtedy będzie niewesoło, rybeńko kochaneńki.

— Sami widzicie — uzupełnił Przecław. — Z carem nie można prawem, a żeby lewem poczynać, potrzebowalibyśmy armii. Uznajcie tedy polubownie, że stryj nie żyje albo nie sposób go znaleźć, i wykonajcie postanowienia testamentu.

— Nie mogę, kochaneńki. Nie mogę złamać woli mego dobrego kompana. Rzekłem: odnajdźcie stryja albo stryjecznych braci. I nic więcej nie powiem. Tak jest: nic nie powiem.

— Waszmość nie stoisz po naszej stronie. A wiesz dlaczego? — zapytał Jacek. — Właśnie, powtórz, mości panie starosto: dlaczego nie stoisz po naszej stronie?

— Dlaczego… Co? — powtórzył zdumiony starosta.

— Dlatego, że jako opiekun masz prawo do zarządzania naszym majątkiem i wybierania wszystkich zysków. Będziesz przeciągał rzecz do samej swojej śmierci, a nawet jeśli przywieźlibyśmy ci żywego i zdrowego stryja, znajdziesz jakiś sposób, aby uznać, że to nie ten!

— To, co mówisz, rybeńko, to straszne, okrutne i bluźniercze kłamstwo! — zagrzmiał starosta. — Powtórzcie mi zaraz albo nie będę z wami więcej gadał: kłamstwo!

вернуться

30

łac. - szlachetny

вернуться

31

łac. - umarł

вернуться

32

łac. - ziemia nieznana