Выбрать главу

— Śmiało, mościa panno. Ty jesteś od zadawania pytań, a ja od odpowiadania.

— Czy także od spełniania życzeń, mości panie Jacku?

— Mów, czego pragniesz, panno wojewodzianko, a twe życzenie stanie się najmilszym rozkazem, jaki przyjdzie mi wypełnić.

— Życzyłabym sobie… Ach, kiedy boję się wspomnieć.

— Ale ja zamieniam się w słuch. Będę czekał na twe słowo, aż uschnę z głodu i pragnienia. Nie chciałabyś chyba mej śmierci, mościa panno wojewodzianko?

— Chciałabym… Ach! Wszystkiego, tylko nie zgonu! Życzyłabym sobie, abyś poparł mego ojca i Dymitra w jego staraniach o tron carski. Brakuje nam ludzi, prochów, wsparcia. Gdyby ichmość pan stolnikowic, jako najlepsza szabla województwa, stanął po naszej stronie, czułabym się… bezpieczniejsza.

— Skąd waćpanna wiesz, że jestem pierwszy w szabli na Rusi? Pierwszy do wydobycia żelaza to być może, a w szrankach zaledwie nie ostatni. Ale to wszystko tylko słowa.

— Opowiadał mi o tobie pan Andrzej Ligęza z Piotraszówki. Wiem też, żeś uratował mego Dymitra przed porwaniem na gościńcu przemyskim. Jak ja ci się za to odwdzięczę?

— Będziesz miała niejedną okazję, mościa panno.

— Przecież niedługo odjedziesz.

— Odjadę z Dymitrem do Moskwy! Zdobywać tron dla ciebie. Moja szabla jest na wasze usługi.

— Nie może to być?! Panie Jacku — zakrzyknęła z zachwytem, chyba jednak szczerym — popierasz Dymitra? To doprawdy wspaniała nowina!

— Nie będę wygłaszał długich mów i rozwodził się, dlaczego tak się stało. Dość, że idę z wami na Moskwę.

Maryna dygnęła przed nim, ujmując w smukłe dłonie skraj obfitej sukni, podciągając ją lekko do góry i stając się skromną dworką. Ale już w chwilę później odezwała się jak prawdziwa wojewodzianka:

— Jaki urząd przeznaczył dla waszej mości carewicz? Mówiłeś już o tym z Dymitrem? Z twoją eksperiencją możesz szybko zostać rotmistrzem — jeśli weźmiesz list przypowiedni. Ale jeśli cię to nie bawi, może będziesz łowczym albo udzielnym księciem?

— Nie dzielmy skóry na moskiewskim niedźwiedziu, panno kasztelanko. Jeszcze car Borys żywo po Kremlu chodzi. Jeśli — jak twierdzisz — znasz mnie i pamiętasz, powinnaś wiedzieć, że nade wszystko miłuję prostotę. Dlatego będę zwykłym towarzyszem w chorągwi husarskiej cara Dymitra. Przysłużę się carewiczowi tym, na czym znam się najlepiej. — Uderzył dłonią po szabli.

— Chyba jednak cieszysz się jego zaufaniem. Nie może to być, że nie powierzył ci jakiejś szczególnej misji? — spytała szybko, jednym tchem. — Przy mnie możesz wszystko mówić, bo ja i Dymitr jesteśmy sobie przyrzeczeni i nie mamy między sobą żadnych tajemnic.

Tu cię boli, pomyślał. To chciałabyś wiedzieć.

— Zaciągnąłem się na służbę. I tyle. Jego Carska Mość pytał o moje boje w Inflantach. Mam nadzieję, że jest ze mnie rad.

— Mogłabym wstawić się za tobą do Dymitra — szepnęła. — Na pewno dałby ci buławę rotmistrzowską. Znając twą eksperiencję wojskową, przydałby mu się ktoś, kto umie odróżnić kopię od drąga, a starą kobyłę… od ogiera.

Specjalnie tak powiedziała. Cóż za plebejskie porównanie! Ale z jakim wdziękiem wypowiadały je usta wojewodzianki. Dydyński był ciekaw, czy Maryna znała może przekleństwa. Te wojskowe, najgorsze; za każde z nich ksiądz dawał cały różaniec do odmówienia na pokucie.

— Dymitr ma dość doradców i mędrków, z których każdy jest pierwszy, by wskazać drogę na Moskwę, ale zapewne ostatni, kiedy przyjdzie rąbać się z ludźmi cara Borysa. Teraz Dymitrowi potrzeba nade wszystko śmiałych i wyćwiczonych żołnierzy, bo czeka nas ciężka przeprawa. Jest przy nim twój ojciec, są panowie Buczyńscy i Waarłam.

Maryna zmarszczyła brwi i skrzywiła się, słysząc imię moskiewskiego mnicha.

Widzę, pomyślał Jacek, przepadasz za starym czerńcem jak kot za psem.

— Nie wszyscy są godni zaufania — szepnęła. — A już najgorzej Moskale. Przysięgali kolejno: Iwanowi, Fiodorowi i Godunowowi. Teraz biją czołem przed Dymitrem, a każdego poprzedniego cara zdradzili!

— Jest jeszcze twój rodzic. Różnie o nim powiadają, ale zmysłu politycznego ichmość panu wojewodzie odmówić nie można. Nie popierałby Dymitra, gdyby sądził, że impreza z góry skazana jest na niepowodzenie.

— Mój ojciec to zupełnie inna sprawa. — Opuściła ramiona, pochyliła głowę, a jej oczy zasnuł smutek. Swoją drogą, maniery dworskie znała wspaniale. Tej wdzięcznej gry słów i gestów mogłaby pozazdrościć jej niejedna księżniczka. A już na pewno obie królewskie Habsburżanki — zarówno nieszczęsna garbata nieboszczka Anna, jak i jej siostra Konstancja, gburowata i wyniosła jak każda rakuska dziewica, która — jak chodziły wieści — miała stać się kolejną oblubienicą króla Polski i Litwy. — Miecz wisi nad jego głową, nóż ma na gardle. To na początek. Dalej musisz pamiętać, że mój rodzic to nie taki zwykły poczciwy pan ojciec, co całe życie siedzi w domu na zagrodzie i procesuje się z sąsiadami. Oto wojewoda, statysta, senator, do którego przemawia tylko język splendorów, a każde słowo ma wartość karmazynu. Sto tysięcy rubli. Czternaście zamków siewierskich. Ten język najlepiej rozpoznaje. Klejnoty, stroje, konie, husarze, parady, mowy, wielkość rodu. Kiedy na bankiet pojedzie, nie zrozumie, kiedy go spytasz, czy smacznie jeść dali, ale czy była to uczta za tysiąc, czy może dwadzieścia tysięcy. I czy na złotych, czy srebrnych półmiskach podali pieczyste. Z takich właśnie powodów popiera Dymitra; bogactwo jest jego ułudą. A najważniejsze, że choć popiera carewicza nie całkiem za darmo, to cena, której zażąda Dymitr, nie jest wygórowana.

— Przecież ryzykuje całym waszym majątkiem rodowym, aby wynieść cię na tron carski?

— Ryzykuje tylko tym, że nie spłaci długów. A także zdrowiem swej czwartej i najmniej lubianej córki. Ale moje życie, nawet przeliczone na dukaty, nie jest dużo warte.

— Będziesz carową.

— Jeśli tron Groźnego wywalczy dla mnie waszmości szabla — będę. Ale co z tego? Pan ojciec wojewoda zabierze z Moskwy złoto i klejnoty. Sprzeda zamki i wotcziny. I wróci tutaj, do Rzeczypospolitej, aby chadzać w karmazynach, jeździć na sejmy poszóstną karetą. A ja — zostanę tam, w obcym kraju.