Выбрать главу

— Stać! — powstrzymał Dydyński hajduków. — Zostawcie go.

Słudzy zamarli. A wówczas stało się coś, czego szlachcic nie przewidziałby nawet w najgorszych snach. Nagle, zupełnie niespodziewanie, zbity i pokrwawiony Moskal rzucił się niby szczupak na najbliższego ze strażników. Ręce miał skute na krótko do pierścienia na szyi, więc kłapnął zębami, chcąc złapać za żupan na piersi hajduka!

— Matko! — zawył zaatakowany. — Gwałtu! Ratujcie!

Dydyński poderwał się na nogi. Na szczęście słudzy byli szybsi; zapewne niejeden raz zapoznali się z zębami, łbem, a może i kułakami Borysa, bo w mig oderwali go od niedoszłej ofiary. Szarpali się z więźniem, który nie robił sobie nic z razów i uderzeń spadających na jego wygolony łeb i barki niczym egipskie plagi. Borys nie wydał dźwięku. Nawet gdy obalili go na posadzkę, a jeden ze strażników podkutym butem poczęstował go kopniakiem w ucho. Wówczas zadygotał i opadł z sił, omdlał na zakrwawionej posadzce.

Dydyński załamał ręce. Wszystko poszło nie tak, jak się tego spodziewał.

— Wołajcie mistrza! Ruszać się!

Kat już czekał w drugiej izbie. Barczysty, wygolony Niemiec w kapturze i skórzanym kubraku; przyszedł w towarzystwie dwóch pomocników. Zamek miał własnego oprawcę — zapewne z powodu bliskości gór, którymi chadzali beskidnicy i tołhaje, a szlaki ich aż nazbyt często zahaczały o wioski i szlacheckie dwory Ziemi Lwowskiej i Halickiej. Samborska tortornia była sowicie zaopatrzona; widać pan wojewoda nie poskąpił grosza nie tylko na weneckie szyby, ale i na narzędzia do przywracania prawa. Zupełnie inaczej niż w Sanoku, gdzie dyby i hiszpańskie trzewiczki pogniły i pordzewiały, leżąc zapomniane od czasów króla Kazimierza, a do wyświecania z miasta swawolnych dziewek magistrat miejski wypożyczać musiał oprawcę z Krakowa lub sławnego Biecza. Tutaj, w Samborze, sędziowie szermowali równie dobrze łaciną, co niemiecką caroliną, to jest prawem cesarza Karola, i biada było wyraźnikom, szelmom tudzież hultajstwu, którzy ośmielili się przeskrobać coś na targu czy jarmarku. Sąd był za to szybki jak błysk szabli, a wyrok krótki: miecz, koło i szubienica.

— Ocućcie go!

Dwa wiadra wody ochłodziły rozgorączkowany umysł Moskala. Zamrugał oczyma, wstrząsnął okrwawioną głową i spojrzał wrogo na Dydyńskiego.

— Od czego zacząć, wielmożny pan Polak? — zapytał mistrz. — Die Line?

— Lina? To znaczy co? — zapytał stropiony Dydyński, który nagle uświadomił sobie, że nigdy jeszcze nikogo nie posłał na męki. W Polsce nie uchodziło wszak płazem torturowanie szlachty, a chłopów szkoda było skazywać na okaleczenie. Wszystkie męczarnie, których był świadkiem, to chłosta kilku ladacznic na sanockim rynku oraz powieszenie złodziejaszka koniokrada. Przy którym zresztą urwał się stary sznur i trzeba było szelmę wypuścić. Była jeszcze w Sanoku egzekucja Kunicy, którego chciała uratować Powidajowa, najstarsza ladacznica w mieście, narzucając mu chustę na głowę wedle starego polskiego obyczaju. Wszelako gdy rzeczony Kunica wejrzał w jej podstarzałe i ospowate oblicze, odwrócił się ponoć do kata, mówiąc: Wieszaj, panie Jakubie!

— Die gute Marter[47]. — Niemiec ukazał sznur zwieszający się z krążka pod sufitem. — Die polnische Schnur… Italienische strappado[48].

— Brzmi groźnie. Może być — pokiwał głową Dydyński, bo w tych sprawach jego eksperiencja była dokładnie przeciwna niż w koniach, szablach i rzeczach przynależnych do alkowy.

Hajducy powlekli Moskala na środek sklepionej izby. Wykręcili mu ręce do tyłu, związali grubą liną zwieszającą się ze sklepienia. Kat złapał za korbę, podciągnął więźnia do góry, wyłamując mu ręce z tyłu i zmuszając do podźwignięcia się na drżące nogi.

— Tego jeszcze panowie nie próbowały z Borys — rzekł kat, wskazując ruchem głowy strappado. — Był spanischer Stiefel und die Bastonade[49]. Ale on nic nie mówicz…

Dydyński podszedł do więźnia i spojrzał mu w twarz.

— Posłuchaj, Borysie, czy jak cię tam zwą po moskiewsku. Jesteś hardy i niepokorny, jak młody wół. Kazałem cię tu przywiązać, abyś nie myślał, że to są jakieś jasełki. Szutki się skończyły. Jesteś już martwym kawałem moskiewskiego ścierwa. Dymitr skazał cię na śmierć. Dzień, dwa i powieszą cię za rogatkami, na rozstajnych drogach.

Borys milczał.

— Ale to nie musi nastąpić tak szybko. Jeśli będziesz gadał, mogę wpłynąć na Dymitra, aby darował ci karę. A nawet puścił wolno.

Moskal uśmiechnął się okrutnym grymasem porąbanych, zakrwawionych warg.

— Jesteś uparty i nie chcesz gadać, kto kazał ci porwać carewicza. Dam jednak głowę, że ci, którzy męczyli cię wcześniej na polecenie Dymitra, chcieli znać całą prawdę. Mnie w przeciwieństwie do nich wystarczy jej cząstka. Uczyń jakiś znak, podpowiedź, jedno słowo, które doprowadzi mnie na ślad, a daję nobile verbum, że nie zostaniesz powieszony. A przy okazji oszczędzisz sobie dalszej męki, a mnie zbytniej fatygi. Jak sam widzisz, jestem szlachcicem i doprawdy nie będzie to miły widok, gdy kat podciągnie cię na linie do góry, wyłamując kości.

— Głupiś jak sobaka, pachołku — warknął Moskal nieprzyjaźnie — albo ja zdumiałem ze szczętem. Nie jesteś w mocy obiecać mi łaski, bo wyrok już dawno zapadł. Nie przychodzisz pierwszy z taką obietnicą. Dalej, niechaj zgadnę — rostryga przyjął cię na służbę, więc aby zasłużyć się już na samym wstępie, obiecałeś, że wyciśniesz mnie jak onucę? Ile obiecał ci Samozwaniec? Ostatniemu, który przyszedł mamić mnie obietnicami, chciał dać sto złotych. Teraz pewnie cena wzrosła do stu pięćdziesięciu. Ostrzegam tylko, Lasze, żebyś nie żądał pieniędzy za zmuszenie mnie do mówienia z góry, bo poprzedniego zbytnika Dymitr kazał wychłostać. Nie tędy droga, bladin synu! Tak jak nic nie możesz mi obiecać, tak ja nie rozewrę gęby, choćbyś kazał drzeć ze mnie pasy.

— Chcę tylko wiedzieć, kto stoi za tym wszystkim. Car Godunow?

— A chuj jemu w żopu w miesto ukropu! — podsumował Borys i był to pierwszy znany Jackowi przypadek, aby jakiś Moskal wyrażał się o swoim władcy inaczej niż jako o ukochanym batiuszce i srogim gosudarze. — I tiebia toże! Chcesz coś wiedzieć, to podejdź bliżej, Łaszku!

вернуться

47

niem. - dobra tortura

вернуться

48

niem. - włoskie wahadło

вернуться

49

niem. - hiszpański but i bicie w pięty