Выбрать главу

Chcąc nie chcąc i będąc w mniejszości, wpadłszy między wrony, musiał pan Dydyński krakać tak jak one. Zwłaszcza że z rozwalonym ramieniem nijak mu było udawać szlacheckiego orła w gromadzie strojącej się w cudze piórka. Siedział zatem, klął w myślach Przybyłowskiego i przysłuchiwał się gadaninie reszty towarzystwa.

A było czego słuchać, bo nikt nie wiedział, kiedy nastąpi wymarsz i ile wojska jeszcze ściągnie do obozu. Przede wszystkim zaś — co zamierzają Dymitr i wojewoda sandomierski. Przy trzech tysiącach zaciężnych chorągwi, tysiącu hultajstwa i zbieraniny, marsz na Moskwę i zajęcie Kremla wydawało się bowiem przedsięwzięciem równie pewnym co spacer w pełnej zbroi po marcowym lodzie.

Rozmowa zeszła zatem na sprawy moskiewskie, dotyczyła zwłaszcza wojska, które car mógł wyprowadzić w pole. Mikołaj Przybyłowski, jako dawny żołnierz króla Stefana, mógł wreszcie zabłysnąć wiedzą równie jasno co szablą w niedawnym pojedynku.

— Potęga Moskali — perorował nad szklenicą z miodem, którego niedobory uzupełniano mu tak szybko i gładko, że nawet tego nie zauważał — zasadza się na wielkiej liczbie zbrojnej i lada jak uzbrojonej hołoty, którą oni zwą dworiaństwem — to takie nasze pospolite ruszenie ichniejszej szlachty. A także na wytrzymałości do znoszenia trudów, zimna i głodu, który od dziecka jest nieodstępnym towarzyszem każdego Moskala.

— W szyku dobrze się biją? — zapytał Rudomina.

— Najpierw — mruknął Przybyłowski — musisz waszmość wiedzieć, że u nich żadnych szyków nie ma. Nie dotrzyma ci Moskwicin pola, kiedy uderzysz na niego z kopią, bo cała ich jazda zwykła bić się jak swawolna kupa. Po wtóre zaś pamiętać należy, że oni bitwy staczają po tatarsku — podchodząc pod nieprzyjaciela, wypuszczając strzały, czasem ścierając się wstępnym bojem, a potem odskakując, aby za chwilę wrócić i znowu uderzyć — jak wilk. Z ich jazdą będzie tylko jeden kłopot: siła ich wielka, ale lada jak uzbrojona.

— Chwała Bogu! Położymy ich mostem jak pod Orszą.

— Ja bym nie chwalił dnia przed zachodem. Moskal szczeryj żołnir, charoszyj, rycerz luty, chociaż mu słoma z butów wystaje. Mości panowie, cóż oni mają do stracenia? Potrawy moskiewskie proste: czosnek, cebula, kapusta, suchar, a trunek — gorzała smrodliwa, którą oni nazywają hosudarskim winem. Mając takie delicje za wytworne dania, Moskal nie żałuje żywota, śmierć mu niestraszna, bo w niedoli żyje. Nie żałuje delicji, bo ich nie kosztował. Nie zapłacze nad swoją Fiedką, Marfą czy Paraską, bo szpetna grubianka. Nie zaboli go serce nad synami, bo ci z nim wojują i zginą. Nie żałuje pięknego dworu i dostatku, bo jego prosta chata niebogata. Toteż ochoczo ginie na wojnie, obiecując sobie raz zginąć heroicznie, niż zawsze żyć nędznie.

— A poza tym — wtrącił Gogoliński — u nich wielki książę to Bóg i samowładca i nikt nie śmie sprzeciwić się jego woli. A jeśli nawet ona niezrozumiała, tedy pokornie chylą głowy, mawiając: to wie tylko Hospodi i wielikij car.

— Tfu! — splunął Przybyłowski. — Jaki on wielki i co za car! Zwyczajny książę moskiewski, uzurpator, co przybrał sobie tytuł cesarza Wschodu. Równie dobrze ja mógłbym się zwać królem Swebów, Gotów i Wandalów!

— Powiedz to Dymitrowi, panie kochanku! — prychnął porucznik. — Nazwij go publicznie wielkim księciem przy ludziach. Dalibóg, chciałbym widzieć twoją głowę trzymającą się karku.

— Powiem, nie bój się, panie bracie! Powiem mu wszystko między oczy… Jak już zapłaci za służbę, he, he!

— To chyba po wzięciu Moskwy!

— Kiedy na Kremlu pić będziemy!

— W Granitowej Pałacie!

— Trzeba jednak przyznać — mruknął Przybyłowski — że znacznie lepsza od jazdy jest ich piechota — strzelcy, a przede wszystkim artyleria. Ponadto car Borys zaciągnął na służbę kilka tysięcy niemieckiej i inflanckiej piechoty, którą komenderuje Jakub Margaret i niejaki Woundmann, który służył kiedyś u króla Stefana. Ci na pewno staną w szyku, ale reszta Moskali pójdzie na rzeź jak bydło. Oby nam sił starczyło do ich wycinania.

— Jak oni mają dobrze wojować, kiedy w Moskwie nie ma żadnych nauk — zastanawiał się Aniołowicz. — Moskale ich nie używają, bo zakazane są dlatego, aby się który z bojarów nie okazał mądrzejszym od cara! Za tyrana Groźnego jeden kupiec przywiózł cały wóz kalendarzy Jerzego Grzegorza Kostowickiego. A kiedy dowiedział się o tym gosudar, nakazał kilka przywieźć do siebie i przeczytał. A że okazały się tak zawiłe, iż sam car z nich nic nie rozumiał, obawiając się, aby jakiegoś rokoszu w głowach poddanych nie podniosły, nakazał wszystkie zarekwirować i zapłaciwszy kupcowi, wrzucił je do ognia.

— To i tak dobrze — wtrącił Dydyński — że przekupnia nie posadził na paliku albo nie przypalił pięt i brody. Takie obyczaje zwyczajna rzecz w Moskwie.

— Za Iwana jeden bojarzyn — wtrącił pan Golian — który był posłem w Polsce, przypatrywał się naszym dworom i karczmom. A kiedy wrócił do Moskwy, kazał sobie postawić dom z ciosanego drewna. Gdy zaś dowiedział się o tym wieliki kniaź, gosudar i ich moskiewski Bóg, kazał pospólstwu dwór obrzucić łajnem, a potem rozwalić, powiadając, że bojar zdrajca, bo chce się równać Jego Carskiemu Wieliczestwu!

— No to, mości panowie, za wzięcie Moskwy!

— Oby nam się szczęściło!

— Wiwat!

— Na zdrowie!

Dydyński spełnił toast, ale w pogawędce już nie uczestniczył. Nagle bowiem zobaczył, jak na majdan wjeżdża kary koń z Adamem Dworyckim, a za nim tłoczy się zbrojna czeladź.

Nemezis przybyła. Jacek pomyślał od razu o niedawnym pojedynku, schował owiniętą szarpiami rękę, bo jego zaprzysięgły wróg miał sokoli wzrok. Czekał dalej zaciekawiony, czy Dworycki przyjechał robić mu awanturę, a może zabrać do wieży za wyciągnięcie szabli w obecności carewicza. Jednak Adam wstrzymał konia, pochylił się, sięgnął ręką kolejno do prawego i lewego puśliska, wyszarpnął strzemiona spod stóp, a potem poklepał wierzchowca po szyi. Na ten znak dobrze ułożony koń położył się na ziemi. Dwaj pachołkowie ujęli Dworyckiego pod ramiona, dźwignęli w górę na bezwładnych, pokrzywionych nogach, a potem posadzili na najbliższej ławie. Kiedy szlachcic świsnął, koń poderwał się na nogi.