Выбрать главу

— Chorągiew! — zakrzyknął Gogoliński. — Znaczkami, prawooo — lewooo! Marsz!

Trąbka zagrała podwójnie. To było ryzykowne, bo nie wszyscy husarze mogli znać tę komendę. A jednak! Chorągiew rozłamała się w galopie na pół, rozeszła na dwie przeciwne strony, zataczając półkola…

— Dalej! Dalej!

— Znaczki, lewo — prawo… Marsz!

Teraz szli w dwóch partiach albo połciach, wracając w stronę, z której przybyli.

— Znaczki… Prawo — lewo… Marsz! W huf łącz!

Skręcili znowu na wprost, a potem na spotkanie, łącząc się na samym środku stratowanego pola na powrót w jedną czteroszeregową formację, huf najeżony — gdyby je opuścili — długimi husarskimi kopiami z furkoczącymi proporcami.

A potem odjechali z pola, dając miejsce kolejnej rocie. A kiedy już szli rysią w stronę obozu, dopiero rozpoczęły się zwykłe wojskowe gadki między panami towarzyszami — tak pieprzne i szafranne, że nawet niecnotliwa panna zemdlałaby, słysząc tylko jedno słowo.

— Waszmość rwiesz do przodu, jakby ci kusia prochem opalali! — gderał Rodzieński pod adresem Jacka. — Ledwie huf cały za waścią nadążał!

— Skoro waszmości kobyła wlecze się, jakoby ją cały regiment Niemców przez ruski miesiąc chędożył!

— Marny ogier z waści, że nogami nie chce się jej przebierać! — rzucił z tyłu Świrski.

— Za to wam, panie Jędrzeju, kuś do samego nieba sterczy…

— Nie ten chłop dobry, co się drugiego nie boi, lecz ten, co z kutasem, a kutas mu stoi!

— Jeno puknąć w bok kusia, a waszmości przywali. I będą pisać ci na epitafium, żeś pod fajfusem skończył!

— A najgorzej to ze wszystkich — zaśpiewał z ruska pan Rudomina — ta bambaryła pana Moczarskiego chodzi. Można by rzec: nie koń to, a kolubryna stara.

— Waść się kolebałeś, jakbyś Żydy woził w kulbace!

— A idźże ty na hier farfoclu! Bo jak ja ciebie jak Żyda za brodę złapię, to jajca uszami wyjdą!

— Obroty szły nam jak krew z nosa! — zasępił się pan Gogoliński. — Ni ikry w was, ni fantazji nie ma, waszmościowie. Trzęśliście się w kulbakach jako te cycki babilońskiej nierządnicy. A dumaliście chyba o niebieskiej piczy. Co to ma być, do kurwy starej narożnicy!? Zamtuz czy chorągiew husarska?!

— A paszoł ty w siczku sraty! — warknął Rudomina. — Tak żeś komendami strzelał, mosterdzieju panie bracie, jakby się dupą stara wycierucha zebździła. Toż ni czerta nie poniał ja. Bo jak dumał — prosto, to było w lewo. A jak dumał — w lewo, było prosto iść hufem, prosto w samą rzyć!

— Dlatego sygnały na trąbce dawałem. Waszmość łój masz w uszach, żeś nie usłyszał!

— Ja też nie słyszałem — oburzył się Przybyłowski. — Koń chyba trębaczowi do tej rury nasrał, bo grał, jakby sodomię francuską poczynał, a nie jak hejnalista wojskowy! Wałach mój głośniej pierdzi niż waszmości trębacz!

— A bo to w ogóle nie tak trzeba było szyk łamać — mruczał z tyłu zbawienne rady pan Świrski. — Na trzy znaczki chorągiew się dzieli, a nie na dwie połcie, jakoby u świni. Z których jedna, środkowa, ściąga na siebie wroga, a pozostałe na skrzydła uchodzą, aby potem uderzyć od rogów… Tak jazda tatarska robi i często husarzy zaskakuje, że mało im rąk z kopiami nie poucina…

Przed nimi, w obozie, ozwał się wystrzał z działa.

— Ot i koło się zaczyna! — rzekł wesoło porucznik. — Mości panowie! Do obozu!

Die 6 septembris

Obóz pod Glinianami, południe

Dymitr sypał carskimi nominacjami jak z rękawa. Hetmanem został jego przyszły teść — Jerzy Mniszech, pułkownikami zaś Adam Żulicki, Stanisław Gogoliński, Adam Dworycki, Stefan Nieborski i Makary Demęzki. Było też rzeczą jasną jak słońce, że wojewoda sandomierski, którego wojskowa eksperiencja ograniczała się do wiedzy, za który koniec trzymać szablę, będzie hetmanił jedynie de nomine, a rzeczywista władza pozostanie przy Dymitrze i pułkownikach, zwłaszcza przy Dworyckim i Żulickim. A jednak panu wojewodzie nie brakowało fantazji, kiedy przemawiał na koniec koła rycerskiego, zagrzewając polskich panów do dalszych wysiłków.

— Idziecie na bój i trud krwawy, którego wynik tylko samemu Panu Bogu jest znajomy — perorował, jeżdżąc od chorągwi do chorągwi, od roty do roty. — Walczyć z odwiecznym wrogiem Moskalem, carem Borysem Godunowem, tyranem i samozwańcem, który zagarnął tron nie dla niego przeznaczony! Wiem, co teraz myślicie, mości panowie bracia: że jaśnie oświecony pan wojewoda wysyła was do nierównej walki przeciw barbarzyńskim wrogom, samemu zemknąwszy w domowe pielesze. Otóż rzeknę wam, że nie tylko z pola walki nie ucieknę, ale i z wami pójdę do boju w pierwszym szeregu, odkładając na bok godność senatorską, nie zważając na brodę siwą i wiek sędziwy! Sprawa, za którą bić się będziecie, słuszna jest i zwycięska. Nie przeczę — będzie ciężko, będzie groźnie, będzie mróz i krew, wojna i śmierć. Jeśli jednak wytrwacie, przedkładając męstwo nad infamię, a szablę nad pierzynę, zyskacie nieśmiertelną sławę i chwałę! Jak Cortes, co zdobył pogańskie państwo w Nowym Świecie! Jak Kolumb, co wytyczył szlaki do nowych mórz i lądów. Niczym hiszpański Pizarro, co poszedł drogą, którą żaden śmiertelnik iść się nie poważył. Póki kopii i husarza staje, będzie Polak pan w polu. Skoro kopia zginie, zginie i polska cnota. Pokażcie więc, bracia moi, że jeszcze nie nadszedł ten dzień! Naprzód, po sławę i szczęście! Za mną! Na Moskwę!

Sam pierwszy uderzył konia ostrogami i ruszył traktem na wschód. A za nim, kiedy gwar rozległ się wśród rycerstwa, poszły chorągwie husarskie i kozackie. Wnet Dymitr kazał trąbić na zwijanie obozu, uderzyć z działa, oznajmiając, że postawił wszystko na jedną kartę.