Выбрать главу

To było jak dobra wróżba na przyszłość, że tyle nacji siedziało w zgodzie w jednej izbie, przy winie wydzielanym hojnie z łubnieńskich piwnic. Tym, co ich łączyło, były złote cerkwie, przepastne skarbce monasterów i soborów, carskie kaźnie, miasta o błyszczących kopułach i cerkiewne ikonostasy kapiące od złota, pereł i kamieni.

Za nimi były waśnie, krwawe bunty, nienawiści. Przed nimi — przebogata Moskwa, miasto złotych świątyń, warte grzechów całego życia, a nade wszystko — zgody, braterstwa i przyjaźni wszystkich nacji zamieszkujących Rzeczpospolitą i jej pogranicza.

I jeszcze było coś, co snuło się nad głowami wszystkich, prawie rzucało mroczny cień na ścianę: widmo cara moskiewskiego. Jego dział, pułków, wojewodów, warownych miast, strzelców i hulajgrodów. Bo teraz, o kilkanaście mil od granicy z Moskwą, skończyły się przechwałki, picie, wymachiwanie szabelką z okrzykami: Na pohybel i Górą nasi! Nadeszła chwila prawdy: wkrótce mieli bić się i zwyciężać. Klęska i powrót nie wchodziły w rachubę, bo rozmiar awantury, którą zamierzali rozpętać na granicy wojewoda i carewicz, przekraczał pograniczne wojenki i kozackie chadzki. To wiedział nawet ciura, że jako zwycięzcy zapisaliby się złotymi zgłoskami na dziejowym rulonie prawdy. Na pokonanych czekałby w Rzeczypospolitej topór i szubienica.

— Jakie są wieści z Moskwy, mości panowie? — zapytał Dymitr mocnym głosem. On jeden nie garbił się na ławie, wprost tryskał zdrowiem i animuszem. Oczy miał błyszczące, a policzki zarumienione. — Co dzieje się w przygranicznych grodach i jakie środki przedsięwziął car Borys na obronę?

Jan Buczyński podniósł głowę.

— Wrócili szpiedzy i zdali mi relację. Mam też dobre awizy od kupców kijowskich i Dońców.

— Mów śmiało.

— Borys nie wie, z której strony Wasza Carska Mość wkroczy do Moskwy. Umocnił i obsadził pogranicze, wysłał do grodów wojewodów, puszki i konnicę. Zgromadził siłę, jakiej dawno nie widziano w tych stronach. Całego wojska liczyć można na ponad sto tysięcy pieszego i konnego luda.

W sali rozległ się szmer, potężniał, brzmiał coraz głośniej.

— Cisza! — zagrzmiał Dymitr i uderzył buławą w stół. — Nie rwijcie się tak wcześnie do boju. Niechaj jegomość skończy!

— Fałszywy car zwołał tych, co służą po otczestwu, jazdę dworiańską i poczty bojarów. Powołał strzelców i puszkarzy z Krymgorodu. Są przy nich Tatarzy i Kozacy jaiccy, część Dońców, choć niechętna, także musi służyć. Zwołał wyprawy pososzne. Ale to jeszcze nie wszystko…

Szmer ucichł jak ucięty nożem.

— Z carskimi wojewodami idą zaciężne wojska cudzoziemskie: Jakub Margaret, dawny nasz kompan z czasów króla Stefana, wiedzie piechotę niemiecką, inflancką i francuską, Walter von Rosen — Niemców inflanckich, Woundmann — Szotów i Angielczyków. Będzie ich do kilku tysięcy.

— To wielka… To ogromna siła! — zawołał wojewoda Mniszech. — Nie myślałem, że Godunow ma piechotę cudzoziemską!

— Radźcie, co czynić, na Boga! — zakrzyknął Gogoliński. — Tego nie było w planach! Zaczekajmy na armię królewską!

— Ilu? Ilu ich jest? — zakrzyknął Dworycki. — Chyba się przesłyszałem?

— Tak, carskiego wojska jest bardzo dużo — rzekł twardym głosem Buczyński. — Może i łżę tutaj waszmościom w żywe oczy. Może nie jest ich sto, ale w sumie, z czeladzią, jakieś dwieście albo trzysta tysięcy. Ba, choćby ich było nawet pół miliona, to i tak, wierzcie mi — znaczna część tej armii znaczy tyle co plewy na wietrze.

Uniósł dłoń i dmuchnął na nią, jak gdyby liczył, iż Godunowe zastępy nie są cięższe od piórka.

— Zaprawdę gubi sam siebie ten, kto drugiego czyni potężnym, gdyż tworzy potęgę zręcznością lub siłą, a jedno i drugie budzi nieufność u tego, który stał się potężny. Mości panowie, armia Borysa składa się w znacznej części z chłopów powołanych do wojska siłą, którzy równie mocno kochają swego cara co głodne wilki tłustego barana. Dopóki stoi nad nimi nadzorca z knutem, będą posłuszni, ale kiedy zobaczą groty husarskich kopii, rozproszą się szybciej niż poranna mgła.

— Dońscy mołojcy — mruknął półgębkiem Koreła — nie budut byty za gosudara. Prędzej mi kiep uschnie i jak gałąź odleci!

— Godunow ma wiele tysięcy jazdy bojarskiej i dworzańskiej — ciągnął Buczyński — ale przecież donoszą mi szpiedzy, że nie ma w niej żadnego animuszu wojennego. Car pokłócony jest z kniaziami i bojarami, których podejrzewa o zdradę i sprzyjanie Waszemu Wieliczestwu. Wielu z nich chętnie widziałoby upadek Borysa. Dlatego pułki dworian i bojarskich dzieci nie pójdą bić się szczerze. Nie będą następować z wiarą i ufnością na nasze husarskie chorągwie.

— Pomijając fakt, że jeden husarz za dziesięciu Moskali stoi! — zawołał wesoło Dworycki.

— Któż zatem zostanie przy carze? Kto będzie mu wierny do końca? Strzelcy? Być może, ale i ci dowodzeni są przez tysiączników, którymi są dworscy i bojarscy ludzie. Część z nich wolałaby biesa i czarta na kremlowskim tronie niż gosudara Borysa. Pozostają najemnicy: Niemcy, Węgrzy, Angielczykowie i Walończycy… Żołnierz srogi i szczery, póki mu płacić będą, bić się będzie dobrze. Ale tych nie jest więcej niż naszego wojska.

— Jak umocniona jest Siewierszczyzna? Zali wojewodowie carscy spodziewają się naszego ataku?

— Car nie wie, jakie są nasze zamierzenia. Dlatego wzmocnił i obsadził wojskiem całe pogranicze od Smoleńska do Donu. W Putywlu siedzi Michaił Sołtykow i wojewoda Wasyl Rubec-Massalski. W Briańsku Dymitr Szujski, Michał Koszin, Iwan Godunow, carski krewny. W Nowogrodzie Siewierskim osadził ze strzelcami Nikitę Romanowa, Nikitę Trubeckiego, komendę oddał zaś okolniczemu Piotrowi Fiodorowiczowi Basmanowowi, swemu kochankowi i faworytowi.

— Wysłał poselstwa — uzupełnił Miechowicki, sekretarz Dymitra — do Tatarów siewierskich Michaiła Sołtykowa i Piotra Szeremietiewa, aby wsparli jego zamysły.

— A swego poplecznika Michaiła Tatiszczewa nawet do króla Persji, aby go zjednać przeciwko naszej sprawie.