Выбрать главу

— Damian! Wstawaj! Żyj, psi synu!

Już nie miał sił, zgięty pod ciężarem, który wymykał się z rąk, zanurzony w fosie śmierdzącej jak kloaka, pełnej trupów, czuł, że powoli robi mu się wszystko jedno…

Zamęt dokoła: sypiący niczym z rozdartej pierzyny śnieg, gromowy pogłos dzwonów, suchy trzask strzałów, wrzaski atakujących, jęki umierających — cały świat znieruchomiał, oddalił się, znikał. Był tylko śmierdzący rów, błoto, gnój, trupy i śmierć.

I leżący bez zmysłów Damian.

Pocztowy zamrugał oczyma, szarpnął się, zakrztusił. Rozkaszlał się, wypluwał z ust błoto, zwracał zawartość żołądka. Dydyński poklepał go po naramienniku, podparł mocniej.

— Chodź, bracie… Do obozu. Wesprzyj się na mnie. I przestań! — Zacharczał i splunął. — Przestań chować do mnie rankor… za Świrskiego.

Die 24/14 novembris

Nowogród Siewierski, pół do jedenastej

— Wasza Carska Mość! — zakrzyknął Dworycki. — Odwołaj szturm! Wycofaj ludzi! Wszystko na szmelc! Nie przerąbiemy murów!

Dymitr opuścił dłoń zaciśniętą w pięść. Pogryzł ją ze złości, żalu, a może nienawiści.

— Miałem większe wyobrażenie o męstwie Polaków — rzekł ponuro. — Teraz, na tym polu, widzę, żeście tacy sami ludzie jak inni. Taka sama w was krew co i w Moskalach, czerwona, nie karmazynowa. Patrochy także gnojem wypełnione. Coście myśleli, żeście aniołowie, bo szlachcice i husarze? Strach… Strach śmierdzi u was tak samo jak u Moskali.

— Nie próbuj ujmować nam sławy! — zakrzyknął Dworycki. — Poszliśmy za tobą na śmierć, na bitwę w polu. A Wasze Carskie Wieliczestwo posłał nas w błoto i gnój. Bez koni, bez nadziei. Wszystkie narody wiedzą, że Polacy nie są od zdobywania zamków. Każ wybić dziurę, wyrąb drogę do środka, a zobaczysz dzielność i męstwo polskie…

— Trąbić do odwrotu.

Dymitr zawrócił konia. Minę miał tak złowrogą, że nawet wojewoda Mniszech zszedł mu z drogi.

A kiedy słudzy zdjęli z niego pozłocistą zbroję i podali mu carską ferezję podbitą wilczym futrem, padł na łoże i zaszlochał.

Ale bez łez.

Die 24/14 novembris

Obóz Dymitra pod Nowogrodem, o zmierzchu

Jeszcze tego samego dnia wieczorem, zebrawszy w garść strzępy fantazji rozstrzelanej kulami Basmanowa, Dymitr spróbował drugiego szturmu. Śnieg pokrył okolicę, skrywał trupy, ale i wojenne przygotowania armii Samozwańca. Tym razem sprowadzeni z obozu i okolicznych wsi cieśle poczęli zbijać drewniane hulajgorody — małe baszty pchane na saniach po rozmiękłym gruncie przez Moskali i Kozaków. W środku, za ścianami z sosnowych bierwion, zasiadali najlepsi Zaporożcy i hajducy, rażąc obrońców z arkebuzów i piszczeli, czujnie bacząc na każdy ruch strzelców Basmanowa przemykających jak cienie za parapetami baszt i ostróżków.

Hulajgorody zrazu zrobiły pewne wrażenie na obrońcach, bo ogień przycichł. Kiedy jednak idący za nimi chłopi i czeladź poczęli rzucać w fosę wiązki chrustu, faszynę i słomę, z baszt odezwały się działa.

Kanonada trwała aż do północy. Wreszcie, gdy przed świtem żelazne kule zgruchotały dwie hulajhorodyny, a od rzucanych z parkanów maźnic zapaliła się trzecia, carewicz odwołał swoich ludzi.

I to był koniec wojennych dzieł Dymitra. Na szczęście, korzystając ze szturmu, podciągnięto działa bliżej, usypano nowe szańce. I razem z pierwszym brzaskiem rozpoczęto ostrzał. Prochu i kul nie brakło — stronnicy carewicza znaleźli ich dość w Czernihowie i innych miastach, które poddały się władzy Dymitriaszki.

Die 28/18 novembris

Obóz Dymitra pod Nowogrodem

Godzina druga w nocy

Była kolejna noc — mroźna, śnieżna, ciemna, gdy spróbowali podstępu. Tym razem Ostromęcki kazał podciągnąć na saniach w pobliże murów beczki z prochem, aby wysadzić obwarowania. Plan spalił na panewce, ot tyle, że przepłoszył wrony z dachów w tej części Nowogrodu. Od tego dnia bały się pokazywać nad głowami walczących i dziobać trupy pozostawione w fosie i na krwawym polu.

Dymitr przegrywał z Basmanowem, ale rósł w siłę, bo płomień buntu ogarniał coraz więcej grodów Siewierszczyzny. Najpierw kniaź Wasyl Michajłowicz Rubec-Massalski podburzył mieszkańców Putywla, wtrącił do tiurmy wojewodę Sołtykowa i poddał gród Dymitrowi. Rzecz jasna, zamykając w lochach dwustu strzelców i tyleż samo Kozaków wiernych Godunowowi. Samego zaś carskiego namiestnika rzucił w łańcuchach pod nogi Samozwańca. Potem nie było dnia bez wieści pięknych jak wiosenne lilie, pokazujących, że mieszkańcy Siewierszczyzny zmieniali strony równie łatwo co chorągiewka na wietrze. Już dwudziestego dziewiątego listopada pokłony Dymitrowi bił Siewsk, Kursk, Kromy, potem Borysów, Oskoł, Białogród, w końcu Wałujki, Woroneż, i inne miasta.

W Jelcu nastąpił ciąg dalszy komedii. Oto nieznany nikomu mnich Leonid podający się za Grigorija Otriepiewa, tego samego zakonnika, którego Dymitr udawał przed laty na Kremlu, podburzył posadzkich ludzi do tego stopnia, że podarowali wojewodom konopny wieniec pełen wisielczej chwały, a potem oczywiście pobiegli na wyścigi, aby ugniatać czołem kobierce pod butami Dymitra. Rylsk nie był gorszy — wojewodowie Grigorij Dołgoruki-Roszcza i Jakow Zmiejew rozpoznali w Samozwańcu carewicza Dymitra tak łatwo, jak gdyby za młodu siadywali z nim w jednej szkolnej ławce.

Razem z możnymi ciągnęły całe watahy chłopów i posadzkich. Gnębieni głodem, knutami poborców oraz wojskowych werbowników cara Godunowa, rzucali dierewnie, palili domy, uciekali z roli i zbrojni w kije, spisy, kosy i drągi stawiali się w obozie Samozwańca.

Szli się bić, bo był inny od carów i książąt: od Tatarzyna i raba Borysa Godunowa. Od jurodiwego Fiodora, który po całych dniach wysłuchiwał grania kremlowskich dzwonów. Od krwawego Iwana zwanego na Rusi Groźnym, który wybijał miasta, palił i grabił własny kraj, mordował i ćwiartował, a ze swoimi doradcami obcował po turecku.