Выбрать главу

Namioty nie dawały schronienia, więc towarzysze rozesłali czeladź z wozami po drewno. Ciurowie zaś wpadli do kilku najbliższych wiosek, wygnali chłopów nahajkami, a bierwiona i bale z rozebranych chałup przywieźli do obozu. Jeden dzień i jedną noc stukały siekiery, aż wreszcie przy namiotach wyrosły szałasy i chatynki z piecami, przy których Lachy, Kozacy i Moskale przeczekać mogli nie tylko do wiosny, ale nawet do następnej jesieni. Konie stały w szopach, wojenny moderunek pozostawiono w namiotach, czerń z trudem wyryła sobie ziemianki i burdiugi, które wkrótce pokrył gruby całun śniegu.

Działa strzelały cały czas, ale Basmanow okazał się twardy, jak niedźwiedź, który pod grubym futrem nosi na brzuchu jeszcze grubszą warstwę sadła. Kiedy po dwóch dniach ostrzału runęła ściana obok Spaskich Wrót, okazało się, że za nimi Moskale pobudowali następną — z faszyny, dębowych bali przysypanych ziemią, śniegiem polewanym wodą, iż zmienił się w szklistą, śliską taflę nie do przebycia.

Dymitr zaciskał pięści, ale nakazał przybliżyć szańce do grodu i strzelać — bić z dział bez tchu i opamiętania, aby uczynić nowy wyłom. Ziemia była zmarznięta, sypano je zatem ze śniegu polewanego wodą. Podtaczano działa i na nowo nękano nieszczęsne miasto kulami.

Nocą siódmego dnia ostrzału zabrakło prochu. Fogler posłał do obozu po nowe beczki, Dydyński zaś i Przybyłowski, którzy wraz z Gogolińskim trzymali tej nocy placową straż, przyczaili się z bandoletem i arkebuzami za wałem, by zapolować dla rozgrzewki na któregoś z Moskali przechadzających się na hurdycjach czy ostróżkach. Od kiedy bowiem szańce przybliżyły się do ścian, obydwie strony zabawiały się w kotka i myszkę, umieszczając najlepszych strzelców na basztach i zrębach, a potem waląc znienacka do strażników i wszystkich tych, którzy byli na tyle nierozważni, że odważyli się wystawić głowę zza osłony.

Dydyński przyuważył moskiewskiego wartownika. Opuścił kurek na kółko, złożył się do strzału i wypalił. Grzmot rozdarł ciszę nocną. W świetle księżyca zajaśniała chmura oparów. Pan stolnikowic spudłował szpetnie — o czym przekonał się, gdy już po chwili nadeszła odpowiedź z drugiej strony. Nie była to jednak kula z hakownicy, ale argumenty znacznie cięższego kalibru.

— Ty, pizdiuk! — rozdarł się gdzieś wysoko niewidoczny Moskal, jeden ze strzelców, który znany był z tego, że używał niewyparzonej gęby o wiele skuteczniej niż arkebuza. — A chuj tebe w żopu w mesto ukropu! Po samyje jajca!

— A pokaż się, z kurwy synu! — zagrzmiał w odpowiedzi Przybyłowski. — Wyłaź zza wałów, francowaty matkojebco! Zaraz strącę ci ze łba Czapkę Monomacha. I zrobię w czerepie szparę tak wielką jak piczka w carskiej rzyci!

— Ty chyba na urny s' pizdoj pomieniałsja! U tebe żopa w mesto gołowy! My was na zautre spraszywajem na rozgowor![26]

Przybyłowski przyłożył arkebuz do ramienia i nacisnął na spust. Sprężyna obróciła kółko, sypnęło iskrami. Wystrzał przeorał nocne niebo.

Odpowiedź nadeszła nadspodziewanie szybko. Na wałach rozbrzmiały dwa suche trzaski. Jedna kula przemknęła gdzieś w górze, druga zrykoszetowała od zamarzniętego szańca, kilka łokci od szlacheckiego nosa pana Przybyłowskiego.

— Ty, Lach! Bliadun w żopu jebanyj. Pizdiuk małosolnyj! Ty słyszysz? Jebu twoju mat' lackuju. U niejo wjuga w pizdie!

— Psi synu końskim kusiem między oczy chędożony! — Dydyński ciął słowem jak żelazem, bo Moskale byli zbyt daleko, aby mógł dosięgnąć ich szablą. — Bękarcie francowatej przechodki! Synu kobylej mineciary, gamratki, pohańskim godmiszem na drugi bok wyjebanej! Wychodź na szable. Jeden na jednego!

— Ty szto, zołotoj pizdy kołpaczok. Ty syn bladiugi, dumajesz, szto my duraki, pizdo zabripannaja? Prichodi posmotri w moju żopu!

— A cmoknijże mnie w sam koniec kutasa!

— Lach, chuj da pizda z odnowo gniezda!

Tym razem po polskiej stronie przemówiło działo, skutecznie głusząc dalszą część moskiewskiej oracji. Kiedy dym opadł i wróciło światło księżyca, pan stolnikowic zadumał się.

— Ciekawym okrutnie — rzekł, wsypując proch do lufy bandoletu — cóż znaczą one moskiewskie słowa: chuj i pizda?

— Pewnie tyczą się naszych matek i ojców — mruknął Przybyłowski, także zajęty arkebuzem — tudzież ich sposobu prowadzenia się albo niechlubnej sodomii z chłopami.

— Durnyj durnomu pchaju w sraku sołomu! — rozległo się zupełnie blisko.

Zza szańca wynurzył się chudy jak pogrzebacz Kozak w kożuchu i wilczej kapuzie, z wąsami jak dwa błyszczące ogony. Z moskiewskich wałów strzelono, ale on robił sobie z tego tyle co z krakania wron.

— Ataman Gierasim Ewangelik — mruknął Dydyński. — Cóż was tu sprowadza, mości pułkowniku?

— Obchodzę posterunki. I jak wasze moście usłyszałem, to sobie pomyślałem — pomogę Lachom zrozumieć Moskali. W końcu my bliżej Kremla niż Zawisie.

— To gadaj, co to po polsku: chuj, pizda i żopa?

— Chuj, proszę waszmości — Kozak mówił z takim namaszczeniem jak pop wyjmujący prosforę w czasie mszy świętej — tłumaczy się po polsku kuś albo, z przeproszeniem, kutas.

— A pizda?

— Kiep albo picza niewieścia — wytłumaczył Ewangelik, będący z racji pochodzenia swoistą sublimacją kultury szlacheckiej i moskiewskiej.

— Ha, ciekawe. — Przybyłowski przymierzył się do strzału. — A żopa? Czy to nie aby carska małżonka?

— Dziura w dupie, za pozwoleniem waszej mości.

— Dziura… Zaiste dziwna ta moskiewska mowa. To spróbujemy po ichniemu.

— Ty tam, dupodajcu, sodomito sfrancuziały! Pokaż się po kawalersku! Słyszysz, chuju w żopu chędożony?

— Słuszajus', z kurwy synu! Taka twoja mać! — padła prosta i zrozumiała odpowiedź po polsku, choć z moskiewskim zaśpiewem.

A Przybyłowski i Dydyński spojrzeli po sobie zaskoczeni.

— Chyba też mają tłumacza — rzekł stolnikowic.

Przybyłowski pokiwał głową ze zrozumieniem. I tak oto rozpoczęło się przenikanie polskiej fantazji i moskiewskiego obyczaju.

Die 18/8 decembris

Kwatera Dymitra Samozwańca

Tuż przed północą

Cisza była tak wielka, że aż dzwoniło w uszach.

вернуться

26

rus. — My was zapraszamy jutro na rozmowy!