Siedzieli przy stole w blasku latarni bladzi i wyziębieni. Pułkownicy i rotmistrzowie. Atamani, setnicy i moskiewscy tysięcznicy. A pośród nich carewicz Dymitr Iwanowicz, wojewoda Mniszech, Żulicki, Gogoliński, Dworycki, Damęzki, Buczyńscy i reszta rotmistrzów. Kniaź Rubec-Massalski i brodaci Moskale. Zasępieni i porywczy Kozacy z niskim i żwawym jak iskra atamanem Petrem Korełą.
Mówił Dworycki. Spokojnie, bez gniewu. Bez uniesienia.
— Mamy dwie wieści. Pierwsza z grodu. Uciekła z niego prawie setka posadzkich ludzi. Zeznali, co wiedzą o wojsku carskim. A wiedzą zaskakująco dużo, jak na oblężonych, co znaczy, że nasze czaty musiały nie raz i nie dwa przepuścić szpiegów cara…
— Mości panowie, Mścisławski idzie z doborowym wojskiem. Następuje od Trubczewska, Briańska prawym brzegiem Desny. Połączył się już z Dymitrem Szujskim, który wiedzie część dworian i poczty bojarskie. Razem prowadzą, jak powiadają, sześćdziesiąt tysięcy ludzi.
Moskale poruszyli się niespokojnie. Chruszczew zajrzał w oczy Massalskiemu. Za to Polacy i Kozacy ani drgnęli.
— Znając jednak armię carską, nie wierzę, aby żołnierzy zdatnych do boju było więcej niż połowa. Trzydzieści tysięcy zatem.
— Policzymy ich, gdy ich wybijem — mruknął rotmistrz Stanisław Borsza.
— Są wśród nich strzelcy carscy. Pułki jazdy pomiestnej i bojarów. Co więcej, Mścisławski ma pod swoimi rozkazami zaciężne regimenty Niemców.
Teraz z kolei szmer rozszedł się między polskimi pułkownikami.
— Prowadzi Kozaków jaickich i terskich. Tatarów kazańskich. Chłopów z pososznych wypraw, Astrachańców, Czuwaszy i Czeremisów… Pół Azji i Bóg wie kogo jeszcze.
— Dziś rano nasz podjazd z dworian i Kozaków natknął się na pułki kniazia pod Trubczewskiem. Stoczył bój, został złamany, ale zdobył języków i wieści. Musimy szykować się do walki.
Nadciągał dzień sądu. Świt miecza i kary. Chwila, na którą czekali od miesięcy i której spodziewali się z każdym dniem.
Przecież nie byli głupcami, wiedzieli dobrze, że Godunow wyśle przeciwko nim armię. Nadchodził czas, aby się z tą armią zmierzyć.
— Nieprawy car obiecał Mścisławskiemu, że jeśli schwyta Dymitra żywcem, weźmie za żonę carską córkę Ksienię, a na dodatek otrzyma w posagu Księstwo Kazańskie i Sybir.
Nie wiedzieć czemu, kilka głów obróciło się na wojewodę, który miał wszak przyobiecane od cara Księstwo Siewierskie, Psków i Nowogród jako wiano Maryny. Tak to już było w ostatnich czasach, że wszyscy dzielili Księstwo Moskiewskie niczym skórę na niedźwiedziu, który wszak jeszcze żywy chadzał po lesie.
— Razem z carem idą wojewodowie i pułkownicy. Kniaziowie: Andriej Andriejewicz Telatiewski, Wasyl Wasylewicz Golicyn, Michał Samsonowicz Turenin, Łuka Fedorowicz Szczerbatow, a z nimi okolniczy Wasyl Pietrowicz Morozow. Mścisławski chce zaskoczyć nas pod Nowogrodem, tak aby wziąć armię Jego Carskiego Wieliczestwa w dwa ognie. Nie możemy do tego dopuścić, bo to oznacza naszą zagładę.
Dymitr wstał.
— Nie będę wygłaszał oracji — rzekł oschle. — Nadszedł czas, aby Polacy pokazali męstwo. Nie jesteście, jak mówicie, dobrzy w obleganiu zamków i grodów. Pokażcie więc ochotę, aby znieść wojsko Mścisławskiego w polu. Słucham was.
Pierwszy wstał pan Żulicki.
— Pomimo przewagi jestem zdania, że zagłada czeka nas wówczas, kiedy kniaź Fiodor uchyli się od bitwy, zakładając, dajmy na to, obóz za Desną, sypiąc szańce i wały, aby zamknąć nas w oblężeniu. Takiego periculum[27] nie wytrzymamy, bo zaczyna brakować prochów, a konie są pomorzone od mrozu.
— Dlatego — rzekł wojewoda — winniśmy jak najszybciej zdobyć Nowogród. Wzięcie miasta sprawi, że armia carska upadnie na duchu — nie będzie miała komu śpieszyć z odsieczą. Poza tym łatwiej będzie stoczyć bitwę pod murami naszego własnego miasta. Już dziś w nocy szykujmy się do szturmu…
— Waść zmierzasz do klęski — mruknął Żulicki. — Nie zdobyliśmy miasta w ciągu miesiąca, więc skąd pewność, że padnie po kolejnym szturmie, na który, Bogiem a prawdą, nie mamy sił. Przeciwnie, pobicie odsieczy w polu sprawi, że Basmanow będzie bardziej skłonny do rozmów, bo przecież kończą mu się proch i zapasy.
— Słuszna uwaga — skwitował Dworycki, który z oczywistych powodów nie wstał. — Proponuję zatem, waszmościowie, aby zamiast tu czekać, zostawić Kozaków jako straż przeciwko Bosmanowi, a samemu wyruszyć na Mścisławskiego. Poszukać go w polu. I zmusić do przyjęcia bitwy.
— Waść chcesz atakować trzydzieści, jak mówisz, a może nawet sześćdziesiąt tysięcy Moskali? Mając pod komendą nie więcej jak dwadzieścia, i to, z całym szacunkiem dla przyjaciół Waszej Carskiej Mości, lada jakiej zbieraniny? — upierał się wojewoda.
— Wyprowadzimy w pole chorągwie, które są mocą i potęgą Rzeczypospolitej — rzekł ponuro Dworycki. — Zmusimy kniazia Fiodora, aby potykał się z nami w polu na sposób polski, a nie moskiewski — czyli za szańcami, ostróżkami i hulajgorodami. To proste: użyjemy husarii.
Iskra, zda się, przeskoczyła między pułkownikami. Na wąsatych obliczach Polaków pojawiły się zimne uśmiechy.
— Bijut czełom wam, Adamie Władysławowiczu, ale husarii mamy niespełna sześć setek — Dymitr nie podzielał pewności Lachów. — Cóż znaczy sześciuset bojców — choćby najprzedniejszych — przeciwko sześćdziesięciu tysiącom.
— Za pozwoleniem Waszej Carskiej Mości. Sześćdziesiąt tysięcy przeciwko sześciuset husarzom znaczy tyle co wszystkie legiony diabłów przeciw Trójcy Świętej. Nie widziałeś naszej jazdy pod Toropcem, Lubieszowem, Bukowem. W Inflantach. Pod Kockenhausen, Rewlem i Białym Kamieniem. Husaria zmiażdży Mścisławskiego i Szujskiego, choćby postawili przeciw nim całą Ruś. Tak jak zmiotła Szwedów i Wołochów. Niemców i was — Moskali — za króla Stefana.
— Jesteście pewni przewagi? — zapytał pan Fredro. — Nasza konnica to na razie jedyna podpora władzy Jego Carskiej Wysokości, bo cała reszta Kozaków i Moskwy dziś jest przy nas, a jutro — wiatr ją rozegna. Jeśli nie stanie husarii i petyhorców, wyprawa rozpadnie się w pył.
— Nie ujmuj nam odwagi, mości panie starosto — wtrącił rozeźlony Massalski. — Całowaliśmy chrest w carskie imię i stoimy wiernie przy gosudarze. Może u was, na Litwie, jest w zwyczaju, by każdego dnia zmieniać pana, pewnie i dlatego, że tak wielu ich w tamtych stronach. My pójdziemy bić się z Mścisławskim.