Выбрать главу

— A czy nie byłoby lepiej wycofać się… ku granicom Rzeczypospolitej? Rzecz jasna, na jakiś czas.

Pomruk rozszedł się między Moskalami. Rotmistrz zarobił od razu na niechętne spojrzenia.

— Wy, Lachy, macie gdzie uciekać — zagrzmiał Rubec-Massalski. — Więc jeśli chcecie, wolna droga. My zostaniemy przy Jego Wieliczestwie, bo za opuszczenie tatarskiego raba Godunowa czeka nas topór, szubienica, pal, a w najlepszym razie — zesłanie na północ.

— Nigdzie nie będziemy ustępować! — zakrzyknął Borsza. — Jesteśmy rycerstwem Rzeczypospolitej! Kto ma ferezję tchórzem podszytą, tedy niechaj dyma do domu, do żonki i pierzyny. Nie ustąpimy pola, póki Moskwa nie będzie nasza. Na Mścisławskiego! Bigosować!

— Mało husarii, ale nic to! — rzekł Gogoliński, kładąc dłoń na rękojeści szabli. — Rota husarska Waszej Carskiej Mości jest gotowa do walki.

— Kiedy pójdziecie w bój — powiedział Dymitr — będzie was więcej.

— Wasza Carska Mość spodziewa się posiłków?

Nawet Mniszech uniósł brwi ze zdziwienia.

— Stoczymy bitwę z Mścisławskim. A wy pojedziecie w bój ze skrzydłami, mości panowie husarze — zawyrokował carewicz. — Pióra straszą konie, widziałem was na paradzie i myślę, że samym wyglądem przestraszycie bojców Mścisławskiego tak bardzo, że zaraz pomyślą, iż jest was nie sześciuset, ale co najmniej sześć tysięcy.

— W piórach?! — zakrzyknął Gogoliński. — Ze skrzydłami? Wasza Carska Mość, to nie parada ani tryumf. Za przyzwoleniem, wolałbym zachować skrzydła na wjazd do Moskwy.

— Pojedziecie w nich tu i teraz. Aby carscy wojewodowie byli zaskoczeni waszą liczbą.

— Pójdą w strzępy! Mości carewiczu, czy wiesz, ile kosztuje dobre skrzydło husarskie w Krakowie i Lwowie? Najmarniej dziesięć złotych!

— Będzie skwierk i rozruch między towarzyszami! Nie dostaliśmy jeszcze drugiej ćwierci!

— Za wszystkie pióra zwrócę. Dam basarunki i wynagrodzę szkody — uciął protesty Dymitr.

— Kiedy? — zagrzmiał Borsza. — I z czego?!

— Z carskiej kaźni. Po zdobyciu Moskwy! — rzekł Dymitr z zimną i zaciętą gębą.

Borsza i kilku innych gruchnęło śmiechem. Zaraz jednak spoważnieli, a pan Stanisław, aby ukryć złe wrażenie, zakasłał i zachrząkał, kryjąc usta dłonią.

— Jeśli przegramy, okup za wasze głowy będzie o wiele wyższy niż te kilka piór. Zaszarżujecie ze skrzydłami, bo walczycie dla mnie. A ja chcę, aby Mścisławski i wszyscy poplecznicy nieprawego cara widzieli, że broni mnie konnica niebieska. Rycerze Chrystusowi, co mają pióra, tak jak anioły zesłane z nieba na zwycięstwo i dobrą nowinę. Skrzydła dodadzą wam siły i odwagi. Jakby was było nie sześciuset, ale sześć tysięcy. Mości panowie! Podwoić straże, gotować się do bitwy. Dać znać, kiedy Mścisławski zbliży się na milę lub dwie do Uzruja. Tam, na polach i łęgach Hospody, da nam zwycięstwo i wiktorię, o której potomkowie nasi będą mówić przez wieki. Do chorągwi!

Rozdział XI. Na skrzydłach husarii

Mścisławski ciągnie na Nowogród Podchodzi pod obóz Samozwańca Wojsko staje w szyku • Bitewne harce • Sposób na Moskali pana Rudominy • Schwytanie języka • Nocne Polaków rozmowy • Przed bitwą • Bij Moskala! • Victoria • Konie na śniegu • Tumult w kole rycerskim • Koniec oblężenia • Do Rylska

Die 30 decembris nowego stylu, 20 starego stylu

Anno Domini 1604

Roku 7113 od stworzenia świata

Poranek nad rzeką Uzruj, około godziny dziewiątej z rana

Kniaź Fiodor Mścisławski nadciągnął razem ze świtaniem dwudziestego ósmego grudnia. Szedł od Briańska nocnymi marszami, wiodąc trzydzieści, a jak niektórzy powiadali — ponad pięćdziesiąt tysięcy strzelców, dworian, bojarów, Kozaków, chołopów i Tatarów. Podjazdy atamana Koreły spostrzegły ich na trzy polskie mile od Nowogrodu, starli się z pohańcami, postrzelali z samopałów, dając znać o nadejściu wroga, a potem wycofali za rzeczkę Uzruj zamarzniętą tak mocno, że bez trudu można było przejechać konno po lodowym moście.

W obozie zatrąbiono przez munsztuk. Dymitr, Dworycki i wojewoda naradzali się bladym świtem. Na nogi poderwano Moskali Wasyla Rubec-Massalskiego, bojarów i dworian Chruszczewa, a potem Dońców Koreły i Zaporożców atamana Ewangelika. Z rżeniem i brzękiem zbroi wyszły z obozu roty polskie: Jego Carskiej Mości, Kruszynina, Bylińskiego i własna petyhorska Adama Dworyckiego, aby pilnować wroga.

Mścisławski stał pośród zamarzniętych pól pokrytych śniegiem, otoczony kobylicami i ostrokołami. Zaległ jak ranny niedźwiedź, a harcowników straszył strzałami z dział i samopałów.

Czekali.

Dymitr na siwym koniu. Wojewoda w nowej ferezji, z hetmańską buławą w ręku. Dworycki na wiernym karym turku. Dydyński i Nieborski, trzymając wodze husarskich koni.

Czekała moskiewska piechota, brodaci strzelcy z berdyszami, w wilczych i baranich kołpakach. Zaporożcy w świtach, szarzy Dońcy w huniach. Moskale w bechterach, kolczugach i przeszywanicach. Tatarzy w pikowanych kaftanach. Wąsaci Niemcy w wamsach, morionach, trzewikach i pludrach owiniętych — dla mrozu — skórami.

Czekał Kozak z Białej Cerkwi Maksym Wełyczko z sotni atamana Weresaja. A naprzeciwko niego w carskim obozie Iwaszko Gonczałow, dziesiętnik ze Słobody strzeleckiej w Moskwie.

Czekał pan Przybyłowski, towarzysz husarski i Ustupow, Tatar z ułusu Chazbuj, podle Astrachania.

Czekał pan Siennicki z pocztem grzecznych ludzi w kozackiej chorągwi i możny dworianin Szujskiego Ostap Jusupow.

Czekał pocztowy Dąbrowski, mając nadzieję, że łupy znalezione w obozie moskiewskim pozwolą któregoś dnia zostać towarzyszem. A z drugiej strony chudopachołek, sługa Mścisławskich z Wiatczewa pod Briańskiem, dygotał w dziurawym kaftanie podszytym wiatrem.

Chuchał w ręce skostniałe od mrozu Charłampij Jermakow znad Donu, którego ojciec setnik przepił futor, konie i ziemię, zatem synowie iść musieli w bój jako prości Kozacy, ledwie w koszulach nakrytych wytartymi kożuchami.

Zabijał ręce, klął na mróz pan Humięcki, drobny szlachcic podgórski zrujnowany przez własne wojsko i najazd tatarski.

Smarkał przez dwa palce czarnososzny chołop Swierka, wzięty przemocą w karby carskiego wojska i przemyśliwujący, jak by tu łatwym sumptem wykpić się od wojaczki, bo ani mu było w głowie dawać gardło dla cara Borysa, którego nigdy nie oglądał na oczy.