Выбрать главу

— Zmiany?

— Tak — rzekł Eberly. — Nie będę już w stanie kierować codzienną pracą tego biura. Będę zajęty organizowaniem rządu w habitacie.

— Rządu? Myślałam, że…

— Holly — rzekł pochylając się lekko w fotelu w jej kierunku. Pochyliła się również. — Mamy tutaj dziesięć tysięcy kobiet i mężczyzn. Muszą mieć wpływ na to, jaką formę rządu wybierają. I jakich przywódców wybierają.

— Masz na myśli rząd, jaki mieliśmy utworzyć po dotarciu na Saturna?

Eberly potrząsnął głową.

— Nie uważam, że powinniśmy czekać na dotarcie na orbitę Saturna. Ludzie powinni o tym zadecydować teraz. Po co mielibyśmy czekać?

— Myślałam, że dopóki znajdujemy się w podróży, musimy…

— Musimy podstępować zgodnie z protokołami ustalonymi przez konsorcjum — dokończył za nią.

— Tak — przyznała.

— Ale po co? — dopytywał się. — Po co mielibyśmy pozwolić, żeby rządziła nami banda jajogłowych profesorków, która została na Ziemi? Jakie mają prawo, by nas zmusić do przestrzegania ich reguł?

Holly zastanowiła się przez chwilę.

— Bo się na to zgodziliśmy.

— Najwyższy czas rozwiązać tę umowę. Co za różnica, czy zrobimy to teraz, czy po dotarciu na Saturna?

Pomyślała, że problem ma też drugą stronę: a po co robić to teraz w pośpiechu?

— Nie powinniśmy pozwolić, żeby jakaś banda aroganckich staruchów mówiła nam, co nam wolno, a co nie — oznajmił żarliwie Eberly. Holly dostrzegła, że aż poczerwieniał z emocji.

— Może i tak — zgodziła się niechętnie.

— Oczywiście, że tak — rzekł. — Ludzie muszą decydować sami.

— Pewnie tak.

— Te konkursy na nazwy wiosek i części habitatu to część mojego planu — wyznał.

Zdziwiła się.

— Twojego planu?

— Tak. Konkursy same w sobie to bzdura, rozrywka dla mas. Ale mają głębszy cel.

— Łapię — odparła. — Głosowanie w konkursie ma być czymś w rodzaju ćwiczenia? Ma przygotować ludzi do wyboru rządu, kiedy nadejdzie właściwy moment?

Eberly obdarzył ją rozpromienionym uśmiechem.

— Jesteś bardzo bystra, Holly. Bardzo bystra.

Poczuła, że się czerwieni.

Eberly spoważniał.

— Jest jednak coś jeszcze. Czegoś brakuje.

— Brakuje?

Kiwając głową z zatroskaniem, Eberly mruknął:

— Jakiegoś celu, czegoś, na czym mogłaby skupić się uwaga wszystkich — spojrzał Holly prosto w oczy i mówił dalej: — Potrzebuję poczucia misji dla tych ludzi, czegoś, co pomoże mi ich zjednoczyć pod moimi rządami.

— Przecież mamy już cel — przypomniała mu Holly. — Mamy badać Saturna i jego księżyce.

Eberly wydał z siebie pomruk niechęci.

— To jest cel dla naukowców. A dla reszty z nas?

Wzruszyła ramionami.

— Są przecież pierścienie. Dość widowiskowe. Może powinniśmy kręcić filmy rozrywkowe… — w oczach Holly nagle pojawił się błysk; otworzyła usta.

— O co chodzi? — spytał Eberly.

— Pierścienie — odparła. — Są z lodu. To woda.

Skrzywił się, nie rozumiejąc.

— Woda jest cenna, prawda? Górnicy w Pasie Asteroid dostają za lód tyle co za złoto, prawda? A nawet więcej.

— Lód — mruknął Eberly.

— Pierścienie są z lodu.

— Tak, moglibyśmy go sprzedawać. Moglibyśmy stać się bogaci!

— Jeśli doktor Urbain wyda zgodę na eksploatację pierścieni.

— Urbain — prychnął Eberly. — Ten naukowiec.

— Ale on jest odpowiedzialny za…

— Kiedy wprowadzimy nową konstytucję, to już nie będzie.

— Och — odparła. — Łapię.

Eberly uniósł palec w ostrzegawczym geście.

— Tylko ani słowa, nikomu, Holly. Nie chcę, żeby Urbain się dowiedział, zanim będziemy mogli zwalczyć jego opór.

— Będę milczeć jak grób.

— Dobrze. Czeka nas mnóstwo pracy, Holly.

Pokiwała głową.

— Kiedy ty będziesz się zajmować konkursami — rzekł znów poważniejąc — ja muszę poświęcić cały czas na tworzenie konstytucji dla ludu.

— Skoro ty będziesz tworzył konstytucję i wszystko inne, kto będzie prowadził biuro?

— Ty.

Holly przełknęła ślinę.

— Ja?

Uśmiechnął się widząc jej zaskoczenie.

— Oczywiście, że ty. A któżby inny?

— Ale ja nie mogę kierować biurem — pisnęła. — Jestem tylko asystentką, człowiekiem od czarnej roboty…

Eberly uśmiechnął się jeszcze szerzej.

— Holly, przecież byłaś moją asystentką. To najlepsze kwalifikacje do tego zadania.

Wyglądała, jakby miała ochotę zacząć się wić.

— Ale… profesorek chyba nie zatwierdzi mojej nominacji na dyrektora?

Spochmurniał.

— Wilmot — mruknął. — Nie, zdecydowanie nie zgodzi się, żeby ktoś o tak niewielkim doświadczeniu został dyrektorem. On i te jego sztywne regulaminy…

Holly wpatrywała się w jego twarz, czekając na promyczek nadziei.

— Chcę, żebyś poprowadziła biuro, Holly — rzekł. — Wiem, że doskonale sobie z tym poradzisz.

— Zrobię, co będę mogła.

— Pewnie, że tak. Ale oficjalnie nie możesz zostać dyrektorem. Muszę umieścić na tym stanowisku jakiegoś figuranta. Żeby udobruchać Wilmota.

— Figuranta? Kogo?

— Ruth Morgenthau świetnie się nadaje. Pracuje teraz w służbach administracyjnych. Mogę ją tu przenieść i Wilmot nawet nie mrugnie okiem.

Morgenthau, pomyślała Holly. To dlatego spędza z nią tyle czasu.

— Wiesz, ona jest raczej leniwa — rzekł z wrednym uśmieszkiem. — I próżna. To niech sobie siedzi przy biurku i nie wchodzi ci w drogę. A ty będziesz rządzić działem.

— Zgodzi się?

Skinął głową i odparł:

— Nie przepuści takiej okazji. Więcej prestiżu, mniej pracy. Będzie zachwycona.

— Łapię — Holly próbowała odwzajemnić uśmiech, ale wyszedł jej nieco wymuszony.

Wyciągnął rękę nad biurkiem i chwycił jej podbródek, by móc spojrzeć jej w oczy.

— Wszystko zależy od ciebie. Podejmiesz się tego? Zrobisz to dla mnie?

Holly poczuła gwałtowny napływ uczuć: wdzięczności, lojalności, tęsknoty, chęci, by sprawić przyjemność Malcolmowi Eberly’emu, pragnienia, by ją pokochał.

— Tak — rzekła z zapartym tchem. — Zrobię dla ciebie wszystko, Malcolm.

Uśmiechnął się olśniewająco i pomyślał: Morgenthau powinna być zachwycona: władza nad całym działem. Może wystarczy, żeby nie wchodziła mi w drogę.

CO OZNACZA NAZWA?

BIULETYN

Do: wszyscy mieszkańcy

Od: M. Eberly, Dyrektor działu zarządzania zasobami ludzkimi.

Temat: Konkursy na nazwy

To wy, mieszkańcy tego habitatu, podejmiecie decyzję o tym, jakie nazwy zostaną nadane pięciu wioskom, różnym kompleksom roboczym, obszarom naturalnym (farmom, sadom, lasom, jeziorom, itp.).

Mieszkańcy każdej wioski wybiorą nazwę dla swojego osiedla. Pracownicy w każdej fabryce, zakładzie przetwórczym, kompleksie upraw wodnych itp. wybiorą nazwy dla swoich miejsc pracy. W razie potrzeby nazwy można też nadawać budynkom.

Każdy konkurs będzie się składał z trzech faz. W fazie pierwszej obywatele wybiorą kategorie, z których ostatecznie zostaną wybrane nazwy. Mieszkańcy mogą na przykład zdecydować, że wioski będą nosiły nazwy od nazwisk bohaterów narodowych, ziemskich miast, wielkich artystów lub naukowców itp.