Gdy mijał dzień za dniem, Holly uświadomiła sobie, że w ten sposób niczego nie osiągnie. Dobrze, ukrywanie się w tunelach, żywienie się na polach było zabawne, ale jak długo można to robić? Nie mogę pozwolić, żeby im to uszło na sucho, pomyślała. Poza tym niedługo wybory. Jeśli wybiorą Malcolma administratorem całego habitatu, może być tylko gorzej.
Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby ich przyszpilić, pomyślała. Kanangę, grubą Morgenthau i tego gada Vyborga. Tak, i Malcolma. Sama sobie nie poradzę. Ktoś musi mi pomóc. Tylko kto?
Uderzyła ją nagła myśl. Profesor Wilmot! On tu wszystkim rządzi. A przynajmniej, dopóki nie odbędą się wybory. Kiedy mu powiem, co się stało, będzie wiedział co robić.
O rany, uprzytomniła sobie. Te wybory są jutro! Trzeba dziś w nocy złożyć wizytę profesorowi.
NARADA
Gaeta siedział z Kris Cardenas z jednej strony i Fritzem von Helmholzem z drugiej. Berkowitz siedział z lewej strony Fritza. Przed nimi stała Nadia Wunderly, machając laserowym wskaźnikiem. Powinniśmy włożyć okulary ochronne, pomyślał Gaeta. Jak się zagapi, to wypali komuś oko.
Wunderly prawie kipiała podnieceniem.
— To jest pozycja kuli lodowej w czasie rzeczywistym — rzekła pokazując coś wskaźnikiem na komputerowym obrazie. — Dokładnie na trasie przechwycenia.
Gaeta zobaczył Saturna unoszącego się leniwie na tle czarnej pustki kosmosu, ze wspaniałymi, błyszczącymi pierścieniami. Zielonkawy owal znaczył bieżącą pozycję habitatu, który kierował się w stronę punktu znajdującego się poza pierścieniami. Mała czerwona plamka laserowego wskaźnika spoczywała na plamce światła, która była oddalona od planety jeszcze bardziej niż habitat.
— A oto, co się stanie za cztery dni — oznajmiła Wunderly. Zobaczyli, jak habitat przemieszcza się na orbitę, zgodnie z planem. Kula lodowa przemknęła obok planety i prawie znikła z obrazu, zaraz jednak została ściągnięta z powrotem przez grawitację planety. Kula lodowa przeleciała znów za pierścienie, schowała się za planetą, po czym ponownie przeleciała w jeszcze mniejszej odległości.
— Proszę bardzo — rzekła Wunderly z zapartym tchem.
Kula lodowa uderzyła w szeroki, jasny pierścień B od góry, przeleciała na drugą stronę i okrążyła potężnego Saturna jeszcze raz. Pojawiła się znowu, tym razem leciała znacznie wolniej. Gaeta zobaczył, jak ląduje na pierścieniu B tak lekko, jak kaczka siadająca na stawie.
— I to wszystko — rzekła Wunderly zatrzymując obraz. — Saturn ma nowy księżyc dokładnie pośrodku pierścienia B. Nikt jeszcze dotąd czegoś takiego nie widział.
Berkowitz wypuścił powietrze.
— O rany. Każda sieć będzie chciała to pokazać — wychylił się lekko zza Fritza i zwrócił do Gaety — To fantastyczna dekoracja dla twojego popisu!
Gaeta wyszczerzył się.
— Jaki to będzie miało wpływ na pierścienie? — spytała Cardenas.
Wunderly wzruszyła ramionami.
— Obiekt jest za mały, żeby miało jakiś większy wpływ. Ma tylko osiem kilometrów średnicy, naprawdę jest więc malutki.
— Ale musi jakoś rozepchnąć te cząstki, które już są w pierścieniu, prawda? — upewnił się Fritz.
Skinęła głową.
— Tak, ale to nie będzie miało wielkiego wpływu na dynamikę pierścieni. Żadnych zmian w szczelinie Cassiniego, ani nic takiego. Robiłam symulacje, skutki będą wyłącznie lokalne.
— Więc chcemy tam być, kiedy to się stanie — rzekł Gaeta.
— Nie! — odparły Wunderly i Cardenas jednym głosem.
— To zbyt niebezpieczne — dodała Cardenas.
— Zgadzam się — potwierdziła Wunderly. — Trzeba poczekać dzień albo dwa, aż się wszystko uspokoi.
— Nie ma problemu, poczekamy — zgodził się Berkowitz. — Ale nie dłużej niż dzień albo dwa. Chcemy, żeby uwaga wszystkich była skupiona na pierścieniach.
Gaeta spojrzał na Fritza, który intensywnie wpatrywał się w trójwymiarowy obraz zwieszający się między nimi.
— Jak sądzisz, Fritz?
— Myślę, że to niebezpieczne, ale w granicach naszych możliwości. Skafander powinien to wytrzymać. I będziemy mieli spektakularny materiał.
— Nie sądzę… — zaczęła coś mówić Wunderly.
— A nie przyda ci się — przerwał jej Gaeta — materiał nakręcony ze środka samego pierścienia?
— Wystarczy mi parę ujęć z większej odległości — rzekła. — Nie musisz nadstawiać karku dla nauki.
— A jednak…
— Nie, Manny — rzekła Cardenas stanowczo. — Robisz, co Nadia ci każe. Nikt nie chce, żebyś się przy tym zabił. Jak poczekasz dzień albo dwa, twój numer będzie tak samo efektowny.
Fritz pokiwał głową z ponurą miną.
— One chyba mają rację.
— Naprawdę chcesz czekać? — zwrócił się Gaeta do swojego głównego technika.
— Zniszczenie skafandra nie ma sensu.
Gaeta uśmiechnął się do niego, po czym wzruszył ramionami. Spojrzał Cardenas prosto w oczy, po czym rzekł:
— Dobrze, poczekamy jeszcze dzień.
— Czy to wystarczy, żeby sytuacja na pierścieniu się ustabilizowała? — dopytywała się Cardenas.
— Bezpieczniej byłoby odczekać jeszcze ze dwa dni — odparła Wunderly.
— Z punktu widzenia naszych interesów lepiej byłoby poczekać dzień.
— Następnego dnia — oświadczył Gaeta i dodał w myślach: nie pozwolę, żeby Kris zajmowała się moją pracą. Ona się martwi, a to może mieć wpływ na moje wyniki.
— Dobrze, następnego dnia — zgodziła się niechętnie Cardenas. Wstała z krzesła. — Idę na wiec. Ktoś jeszcze chce zobaczyć sztuczne ognie?
— Mam dużo roboty — rzekła Wunderly.
Gaeta nie ruszał się z miejsca.
— Nadia, jeśli już nie używasz wskaźnika, czy mogłabyś go wyłączyć?
Gaeta wstał i ruszył za Kris dopiero wtedy, gdy to zrobiła.
Gaeta i Cardenas kroczyli ulicą wioski.
— Jesteś pewien, że nie podejmujemy za dużego ryzyka, wykonując ten numer w dzień po przechwyceniu księżyca? — spytała.
Dostrzegł na jej twarzy troskę.
— Kris, nie podejmuję ryzyka, z którym nie mógłbym sobie poradzić.
— I dlatego złamałeś nos.
— Sanie lodowe uderzyły o skałę i złamałem nos o szybkę hełmu — rzekł z uśmiechem. — Na litość boską, mogło mi się to przytrafić we własnej łazience.
— Masz łazienkę na Marsie? Przestał się uśmiechać.
— Przecież wiesz, co mam na myśli.
— Ty też wiesz, co mam na myśli — odparła, poważniejąc.
— Nic mi nie będzie, Kris. Będzie OK. Fritz nie pozwoli mi narażać skafandra.
Umilkła, a Gaeta rozmyślał. Jezu, nie mogę myśleć o niej i o jej lękach, kiedy tam będę. Muszę się skupić na robocie, a nie na tym, że ona się boi. Najprostszy sposób, żeby się zabić, to pozwolić sobie na rozpraszanie się przy pracy.
Szli lekko wznoszącą się w górę ulicą w milczeniu, aż doszli do budynku, gdzie znajdowały się ich mieszkania. Między budynkami po lewej stronie Gaeta dostrzegł tłum, który zaczął się zbierać przy jeziorze, gdzie miał się odbyć wielki wiec przedwyborczy. Eberly chce, żebym tam był, przypomniał sobie.