Выбрать главу

— Nie wolno odwiedzać profesora Wilmota — rzekł pierwszy. — Ale…

— Hej! — warknął drugi; poznał ją. — Ty jesteś Holly Lane, nie? Holly rzuciła się do ucieczki, ale jeden z ochroniarzy złapał ją za rękę. Szarpnęła się, ale drugi w połowie ruchu chwycił ją za ramię.

— Uspokój się. Nie zrobimy ci krzywdy.

Holly zrozumiała, że to nie ma sensu. Przestała się szarpać i tylko obrzuciła ich gniewnym spojrzeniem.

Pierwszy z ochroniarzy przywalił pięścią w drzwi Wilmota tak mocno, że niemal wyrwał je z futryny, a drugi krzyczał podekscytowany do komunikatora.

— Mamy ją! Mamy Holly Lane. Tę uciekinierkę. Jest w mieszkaniu Wilmota.

Odpowiedział ktoś brzęczącym głosem.

— Doskonale. Przytrzymajcie ją tam do naszego przybycia.

Wilmot otworzył drzwi. Miał na sobie puszysty błękitny szlafrok, którym się ciasno owinął, zawiązując go w pasie. Dostrzegł Holly trzymaną przez ochroniarzy i otworzył szeroko oczy ze zdumienia.

— Przyprowadziliśmy panu gościa, profesorze — powiedział ochroniarz i wepchnął Holly do salonu, obok zdumionego gospodarza, po czym zamknął drzwi.

— Chyba nie powinienem być zdziwiony pani widokiem — rzekł Wilmot stając przy drzwiach. — To niesamowite, że udało się pani tak długo ukrywać.

— Ale nie wystarczająco długo — rzekła Holly z żalem.

— Cóż… proszę usiąść. Trzeba sobie zapewnić minimum wygody. Mogę panią czymś poczęstować? Może trochę sherry?

— Nie, dziękuję.

Holly przysiadła na brzegu jednego z dwóch identycznych foteli. Spojrzała na zamknięte drzwi. Wiedziała, że stąd nie ma drogi ucieczki. Wilmot opadł na drugi z bolesnym westchnieniem.

— Co panią do mnie sprowadza?

— Chciałam się zwrócić o pomoc — rzekła. — Pułkownik Kananga zamordował Don Diega i teraz mnie ściga.

— Diego Romero? Myślałem, że jego śmierć to wypadek.

— To było morderstwo — odparła Holly. — Kananga to zrobił. Próbował potem zabić mnie, kiedy dowiedziałam się o zabójstwie.

— I Eberly jest w to zamieszany, tak?

— Wie pan o tym? — spytała zdziwiona.

— Sfałszował pani dossier — rzekł z obrzydzeniem — Dopisał tam informacje sugerujące, że ma pani problemy psychiczne.

Holly usiłowała walczyć z gniewem i żalem, który ją ogarniał.

— Tak, Malcolm chroni Kanangę.

— Kris Cardenas przysłała mi niedawno pani dossier z archiwum z Ziemi. Eberly strasznie nałgał.

— Pomoże mi pan?

Wilmot potrząsnął głową.

— Obawiam się, że teraz nie jestem w stanie pomóc nawet sobie. Trzyma mnie pod kluczem.

— Pod kluczem? Pana? Jak to możliwe? To znaczy, jest pan…

— To długa i smutna historia.

— Cóż, teraz ma pod kluczem i mnie.

— Tak. Obawiam się, że tak.

3 DNI 145 MINUT DO WEJŚCIA NA ORBITĘ SATURNA

Kananga odprawił ostatnich wielbicieli z apartamentu Eberly’ego, który rzucił mu niezadowolone spojrzenie. Pławił się w swoim triumfie, cieszył uwielbieniem publiczności. Być niesionym na ramionach tłumu! Nic podobnego dotąd mu się nie zdarzyło.

A teraz, gdy zbliżała się północ, Kananga z nadgorliwością odprawił ostatnią młodą kobietę o oczach błyszczących z zachwytu i zamknął drzwi. Morgenthau siedziała na sofie, przeżuwając przygotowane zakąski. Vyborg oglądał trójwymiarową relację w sieci, gdzie już pokazywano powtórkę z minidebaty Eberly’ego z rudowłosą kobietą.

— Masz ich — rzekł Vyborg. — Wszyscy chcą być bogaci. A przynajmniej większość.

— To było fantastyczne posunięcie — zgodziła się Morgenthau.

— Wyłącz to — warknął Kananga, opierając się o drzwi. — Znaleźliśmy ją.

Przez samouwielbienie Eberly’ego przebiła się fala strachu.

— Znaleźliście Holly?

Kananga uśmiechnął się złośliwie.

— Tak. Próbowała przemknąć się do mieszkania Wilmota. Pewnie chciała prosić go o pomoc.

— Gdzie jest teraz?

— Dalej u profesorka. Moi ludzie obstawili apartament. Kazałem im też odciąć Wilmotowi telefon.

— Co macie zamiar z nią zrobić? — spytała Morgenthau.

Euforia Eberly’ego znikła jak woda spuszczona do kanalizacji.

Morgenthau zwróciła się do Kanangi, nie do niego. — Trzeba ją usunąć. Na zawsze.

— Trudna sprawa — rzekł Vyborg. — Jeśli jest u Wilmota, nie możesz tam wejść i tak po prostu skręcić jej karku.

— Zawsze można ją zabić podczas próby ucieczki.

— Jakiej ucieczki?

Kananga zastanowił się przez moment.

— Może wymknie się naszym ludziom i popędzi do śluzy. Włoży skafander i będzie próbowała uciec na zewnątrz, żeby się ukryć. Ale skafander będzie uszkodzony albo nie będzie go umiała właściwie zamknąć.

Morgenthau pokiwała głową.

Rozkładając ręce, jakby mówił o fakcie dokonanym, Kananga oświadczył:

— Biedna dziewczyna. Spanikowała i zabiła się. Vyborg zarechotał.

— W końcu zawsze była niezrównoważona.

Cała trójka zwróciła się do Eberly’ego. To wymyka mi się spod kontroli, pomyślał. Wplątali mnie już w morderstwo. A teraz chcą, żebym tkwił w tym głębiej. Będzie to nade mną wisiało na zawsze.

I nawet pojutrze, kiedy zostanę już szefem rządu, będą mieli nade mną władzę. A ja będę figurantem, marionetką tańczącą jak mi zagrają. To oni będą rządzić, nie ja.

Kananga otworzył drzwi. Eberly dostrzegł, że korytarz na zewnątrz jest pusty. Było późno. Wszyscy wielbiciele rozeszli się do domów.

— Pójdziemy po nią? — zaproponował Kananga.

— Ja pójdę — zaproponował Eberly, usiłując mówić stanowczo, by nikt nie zauważył, jak się naprawdę czuje. — Sam.

— Sam? — oczy Kanangi zwęziły się.

— Sam. Będzie wyglądało bardziej wiarygodnie, jeśli ucieknie mnie, niż gdyby zwiała dwóm twoim zbirom, prawda?

Zanim Kananga zdołał odpowiedzieć, Vyborg rzekł:

— On ma rację. Musimy postarać się, żeby ta historia brzmiała możliwie wiarygodnie.

Morgenthau uważnie zmierzyła Eberly’ego wzrokiem. — Ta dziewczyna stanowi poważne zagrożenie. Czy nam się to podoba czy nie, musimy ją wyeliminować. To mniejsze zło.

— Rozumiem — rzekł Eberly.

— Dobrze — odparła Morgenthau.

Kananga nie wyglądał na przekonanego. Najwyraźniej chciał załatwić sprawę sam. Eberly wyprostował się na całą wysokość i podszedł do drzwi. Musiał spojrzeć Kanandze w oczy. Rwandyjczyk próbował odwzajemnić spojrzenie bez mrugnięcia okiem, ale po kilku sekundach odsunął się od drzwi. Eberly przeszedł koło niego i wyszedł na korytarz. Nie odważył się obejrzeć, szedł wprost do drzwi wyjściowych.

Kananga stał w drzwiach apartamentu i obserwował go.

— Jak sądzisz, poradzi sobie?

Morgenthau zwlokła się z sofy.

— Daj mu parę minut. Potem możesz pójść do budynku Wilmota i zabrać strażników spod drzwi apartamentu. Poczekaj na niego i dziewczynę na zewnątrz. Jak Eberly ją wyprowadzi, ty i ochrona możecie ją przejąć.

— W ten sposób on nie będzie w to zamieszany — zgodził się Vyborg.

Morgenthau rzuciła mu pełne potępienia spojrzenie.

— On już jest w to zamieszany. My też. Chciałam się tylko upewnić, że dziewczyna zostanie załatwiona we właściwy sposób.

Holly wyszła z łazienki Wilmota i usiadła na sofie. Cyfrowy zegar pokazywał, że jest już po północy.