W końcu wysłała listę Eberly’emu do jego biura i zastanawiała się, czy to był dobry pomysł. Czy ludzie, których wybrała, rzeczywiście zgodzą się wziąć udział? Trudno było w dossier znaleźć takie atrybuty, jak lojalność i odpowiedzialność. Większość ludzi na pokładzie habitatu była dość daleka od obrazu „sztywniaków”. Nie byli to, jak mawiała Pancho, nieudacznicy, ale zdecydowanie zaliczali się do wolnomyślicieli, aktywistów, niechętnych do akceptowania narzuconej im dyscypliny.
Mam nadzieję, że się uda, pomyślała Holly. Uświadomiła sobie, że od tego zależy jej życie.
Przyjęcie, na którym świętowano zwycięstwo, wymknęło się spod kontroli. Kilku zwolenników Eberly’ego przyniosło dzbanki domowego piwa i goście zaczęli się zachowywać coraz bardziej hałaśliwie i zaczepnie, śmiejąc się praktycznie ze wszystkiego, wylewając sobie piwo na głowy, chlapiąc się w jeziorze w ubraniu, rechocząc się i zataczając jak studenci.
W normalnych warunkach Eberly pławiłby się w uwielbieniu swoich zwolenników. Nie pił i nikt nie ośmieliłby się zaproponować mu piwa ani nic podobnego, ale i tak Eberly normalnie cieszyłby się każdą sekundą trwającego całe godziny pikniku. Tylko że teraz wiedział, co się stanie, kiedy impreza się zakończy.
Mimo uśmiechu, na twarzy, gdzieś w głowie coś mu podpowiadało, że będzie miał do czynienia z Kanangą, a to nie będzie przyjemne. Ba, będzie nawet niebezpieczne.
Morgenthau wyglądała na raczej zadowoloną, choć musiała patrzeć na błazeństwa zataczającego się, hałaśliwego tłumu. Eberly zauważył, że nawet wężowaty Vyborg plotkuje radośnie z parą dziewcząt o błyszczących oczach, które go otoczyły. Władza uderza niektórym do głowy; innym idzie prosto w lędźwie.
Morgenthau przedarła się przez tłum otaczających Eberly’ego pochlebców z plastikowym kubkiem w pulchnej ręce. Eberly był pewien, że to coś bezalkoholowego. Pewnie lemoniada. Tłum odsuwał się na boki. Ciekawe, czy oni w ten sposób okazują szacunek, czy może wiedzą, że ona obserwuje tę zabawę z absolutnym obrzydzeniem?
Kiedy już inni oddalili się i mogli rozmawiać bez świadków, zwróciła się do Eberly’ego:
— Cieszysz się ze zwycięstwa?
Pokiwał ponuro głową. Przez cały piknik był na tyle ostrożny, że nie pił nic poza mrożoną herbatą.
— Teraz zaczyna się prawdziwa praca — rzekła cicho. — Musimy sobie podporządkować tych ludzi.
Eberly znów skinął głową, tym razem mniej entuzjastycznie. Wiedział, co miała na myśli: że będą kontrolować także jego. Pod jej kontrolą. Odwaliłem robotę, a teraz ona myśli, że będzie rządzić.
Zastanawiał się, czy Wilmot i Holly okażą się na tyle silni, żeby mu pomóc.
Następnego ranka pięćdziesięciu zdumionych ludzi tłoczyło się w największej sali konferencyjnej w budynku administracyjnym. Holly, eskortowana przez Gaetę i Cardenas, opuściła mieszkanie Wilmota, żeby do nich dołączyć, choć najpierw poszła do ich apartamentu, by wziąć prysznic i zmienić ubranie. Widzieli, że ochroniarze Kanangi śledzą ich w pewnej odległości, trzymając się z tyłu, ale śledząc każdy ich ruch i rozmawiając przez komunikatory, pewnie wysłuchując instrukcji Kanangi. Holly przypomniała sobie filmy, w których hieny atakowały stado gazeli, czekając, aż te słabsze zostaną w tyle i będą się mogły na nie rzucić.
Eberly spotkał się z nimi przed budynkiem i razem minęli biura działu zarządzania zasobami ludzkimi, gdzie powinna być Morgenthau, i poszli do sali konferencyjnej.
W sali nie było tyle krzeseł, żeby wszyscy mogli usiąść, więc wybrana przez Holly pięćdziesiątka stała. W pomieszczeniu było duszno i gorąco, a obecni nie wyglądali na zadowolonych.
— Co się dzieje? — spytał jeden z mężczyzn, gdy Eberly pojawił się w drzwiach.
— Tak, po co nas tu ściągnęliście?
— Nie przegapimy momentu wejścia na orbitę, prawda? To nastąpi za parę godzin.
Eberly wykonał uspokajający gest, przecisnął się przez tłum i podszedł do stołu. Holly, z Gaetą i Cardenas u boku, czekała przy drzwiach.
— Hej, czy to nie jest ta uciekinierka? — spytał ktoś, wskazując na Holly.
— Ochrona jej szuka.
— Pewnie oddała się w ich ręce.
Holly milczała, ale bała się, że rozpoznano w niej zbiega, przestępcę, którego należy oddać w ręce władz.
— Co ona tu robi?
— Może Eberly ją tu sprowadził, żeby się poddała.
— To co my tu robimy? Czego on od nas chce?
W końcu wszyscy zwrócili się w stronę Eberly’ego, który stał przy pustym krześle u szczytu stołu, trzymając się oparcia, czekając, aż obecni się uciszą.
W końcu odezwał się.
— Zaprosiłem was tu, gdyż potrzebuję waszej pomocy — wskazał na Holly i powiedział: — Panna Lane została niesłusznie oskarżona. To pułkownik Kananga powinien zostać aresztowany.
— Kananga?
— Ale on jest szefem ochrony!
— Dlatego właśnie jesteście mi potrzebni — wyjaśnił Eberly. — Żeby utworzyć komitet, oddział pościgowy. Chcemy iść do Kanangi i aresztować go.
— My?
— Ja?
— Aresztować szefa ochrony?
— To jakiś żart, prawda?
— A reszta ochrony? Myślicie, że te osiłki będą stać i patrzeć, jak aresztujecie ich szefa?
— Pięćdziesiąt osób powinno wystarczyć, żeby zniechęcić ochronę do interwencji. W końcu nie są uzbrojeni, mają tylko pałki.
— Słyszałem, że wszyscy są szkoleni w sztukach walki.
— Czemu miałbym się w to mieszać? Pan jest teraz głównym administratorem, niech pan to załatwi.
— Jako główny administrator powołuję was…
— Do diabła z tym! Nie zamierzam dać się obić dlatego, że nie potrafi się pan dogadać z szefem ochrony. Znajdźcie sobie kogoś innego od brudnej roboty!
— A tak w ogóle — zauważyła jedna z kobiet — to jeszcze nie jest pan głównym administratorem. Przynajmniej nie oficjalnie. Profesor Wilmot musi pana zaprzysiąc.
— Ale jesteście mi potrzebni, żeby aresztować Kanangę — prosił Eberly. — To wasz obywatelski obowiązek!
— Pieprzyć obowiązek! Chciał pan być szefem, to niech pan sobie radzi. Mnie proszę z tego wypisać.
— Radź pan sobie sam — zagrzmiał jakiś człowiek o czerwonej twarzy i wojowniczej minie. — Nie lecieliśmy taki kawał drogi na Saturna, żeby pomagać komuś w zostaniu dyktatorem.
— Ale…
Odwrócili się i zaczęli wychodzić obok stojącej przy drzwiach Holly, mrucząc i narzekając.
— Poczekajcie — prosił bezsilnie Eberly.
Prawie nikt z nich się nie zawahał. Wychodzili pospiesznie, opuszczali salę konferencyjną, większość z nich wychodząc unikała wzroku Holly.
Eberly stał u szczytu stołu, patrząc, jak wychodzą. Pojął, że Morgenthau kazała założyć podsłuch we wszystkich biurach, więc Kananga dowie się o jego porażce jeszcze zanim ostatni z nich opuści tę salę.
WEJŚCIE NA ORBITĘ SATURNA
Mając za nic politykę, nie dbając o ludzkie ambicje i sprawy, obojętny na nadzieje i strachy dziesięciu tysięcy ludzi, Goddard leciał w stronę otoczonej pierścieniami planety, schwytany w studnię grawitacyjną Saturna, pędząc w kierunku wyliczonej wcześniej orbity, tuż powyżej systemu pierścieni.
Pół miliona kilometrów od niego nieregularny kawałek pokrytej lodem skały o rozmiarach równych połowie rozmiarów habitatu także pędził w kierunku orbity, która miała sprowadzić go dokładnie w środek najszerszego, najjaśniejszego, pierścienia Saturna.