Выбрать главу

— To jest tajemnica dla doktor Wunderly. A ty masz dopasować wektor prędkości, żeby zrównać się z pierścieniem. Wtedy uderzenie i tarcie będą jak najmniejsze.

Gaeta wiedział, że to wszystko zrobi automatyczny program nawigacyjny, ale porównał prędkość zbliżania się z prędkością cząsteczek pierścienia i doszedł do wniosku, że może odrobinę zwolnić. Dzięki temu będę mógł spędzić więcej czasu w samym pierścieniu, pomyślał. Dobrze.

I wtedy zobaczył wielki kawał lodu, toczący się wolno przez pierścień, błyszczący jaskrawo.

— Hej, widzicie tego? Jest wielki jak dom.

— Trzymaj się od niego z daleka — polecił Fritz.

— Możesz podejść na tyle blisko, żebyśmy go dokładnie zmierzyli? — poprosiła Wunderly.

Gaeta znów się roześmiał.

— Jasne. Trzymaj się z daleka i podejdź bliżej. Nie ma sprawy, kochani.

SCHWYTANI

Prawa ręka Holly pełznącej rurociągiem od wielu godzin, natrafiła na małą, płytką kałużę, i w tej samej sekundzie jej lewa dłoń poczuła wibrację lekko zakrzywionej powierzchni wewnętrznej rury.

Zastygła w bezruchu na sekundę, nadsłuchując odgłosu wody, po czym uznała, że kiedy go usłyszy, będzie już za późno.

Minęła klapę jakieś pięć minut wcześniej. To oznaczało, że do następnej dotrze za kolejne pięć. Z której strony płynie woda? Nieważne, odpowiedziała sobie. Trzeba się stąd wynosić. I to szybko.

Ruszyła szybciej, czując się jak mysz w norce, pełzając tak szybko, jak tylko mogły nieść ją ręce i nogi. Usłyszała bulgotanie gdzieś za sobą, pomyślała, że to może wyobraźnia płata jej takie figle, po czym poczuła nie dające się z niczym pomylić łomotanie wody pędzącej rurą. Zanim dotarła do klapy, usłyszała grzmot pędzącej w jej stronę wody. Drżącymi rękami otworzyła klapę, wypełzła z niej i zatrzasnęła ją. Woda przetoczyła się z szumem, a trochę nawet wydostało się przez klapę, zanim zdążyła ją domknąć.

Niewiele brakowało!

Holly poczuła, że miękną jej nogi. Osunęła się na metalową podłogę tunelu i usiadła w kałuży obok klapy.

Wiedzą, że byłam w tej rurze! Wiedzą i próbowali mnie utopić.

Tropiciel pędził tunelem, biegnąc wzdłuż rury. Słyszał pędzącą rurociągiem wodę, ale jako człowiek ostrożny wolał popędzić tunelem w nadziei, że jego zwierzyna wydostanie się na czas. Nie wolno ryzykować, ofiara nie może umknąć.

Był Etiopczykiem, który kiedyś marzył o zdobyciu złotego medalu na olimpiadzie w biegach długodystansowych, ale Igrzyska Olimpijskie zawieszono na czas nieokreślony. Utrzymywał siebie, rodziców i młodsze rodzeństwo ze skromnej pensji policjanta. Niestety, jego stanowisko i pensję zaoferowano krewniakowi polityka ze stolicy. Gdy głód zajrzał mu w oczy, przyjął stanowisko w lecącym na Saturna habitacie, pod warunkiem, że jego pensja będzie co miesiąc przesyłana do rodziców. Na pokładzie habitatu zaprzyjaźnił się z pułkownikiem Kanangą i otrzymał stanowisko w dziale ochrony.

Tropienie Holly było pierwszym ważnym zadaniem otrzymanym od pułkownika po wielu miesiącach rutynowych patroli w habitacie, gdzie nie było prawdziwych przestępców, tylko zepsute, rozpuszczone dzieci bogaczy, zachowujące się jak smarkacze, które nigdy nie dorosły.

Nie chciał zawieść. Chciał zrobić pułkownikowi Kanandze przyjemność.

— Trafiają we mnie — oświadczył Gaeta.

Nadal znajdował się na znacznej wysokości nad pierścieniem, ale cząstki pyłu już zaczęły uderzać w jego skafander, a przynajmniej tak twierdziły czujniki zewnętrznego pancerza. Nie ma problemu, powiedział sobie Gaeta. Jeszcze nie. Za parę minut będzie gorzej.

Trudno było oszacować odległość. Patrzył na oszałamiające pole oślepiającego, białego światła, jak z balonu unoszącego się nad potężnym lodowcem. Pierścień nie był ciągłą płaszczyzną; składał się z milionów milionów cząstek, jakby zebrały się tu wszystkie błyszczące kulki z całego wszechświata. Przeleciała lodowa kula rozmiarów domu, obracając się, uderzając w mniejsze cząstki, które krążyły dookoła niej.

— Twój wektor prędkości jest prawidłowy — zapewnił go spokojnym i pewnym głosem Fritz. — Uderzenia powinny mieć minimalną energię.

— Tak — przytaknął Gaeta, dryfując bliżej nieprzebranego morza błyszczących cząstek. — Jeszcze nic nie czuję.

Dostajemy dane na temat przybliżonego rozmiaru cząstek — rzekła Wunderly. — Wygląda na to, że nie ma nic większego od pięciu milimetrów. — Wyglądało na to, że jest rozczarowana.

— Chciałabyś, żebym oberwał czymś większym?

— Trzymaj się zaplanowanej trajektorii — rzekł sztywno Fritz. — Żadnych przygód.

Gaeta zaśmiał się. Żadnych przygód. To co to w takim razie jest?

Znów włączyła się Wunderly.

— Nowy księżyc osiągnął stałą orbitę.

— Nie widzę go stąd.

— Nie, jest po drugiej stronie Saturna. Dostaję obraz z minisatelity na orbicie biegunowej.

Cząsteczki stały się teraz wyraźnie gęstsze. Gaeta miał wrażenie, jakby powoli zatapiał się w zamieci: wirujące płatki śniegu lśniły wszędzie dookoła niego, tańczyły na niewidzialnym wietrze. Najwyraźniej odsuwały się od niego, robiąc mu miejsce w środku.

— Wiem, że to szalone — rzekł — ale te płatki odsuwają się i robią mi miejsce.

Wyczuł, że Fritz potrząsa głową.

— To tylko ty tak to widzisz. Poruszają się dookoła Saturna na swoich orbitach, dokładnie jak ty.

— Może, ale mógłbym przysiąc, że trzymają się w pewnej odległości ode mnie.

— Możesz kilka złapać? — spytała Wunderly.

Gaeta postukał w klawiaturę, po czym znów wsunął ramiona w rękawy skafandra.

— Otworzyłem pojemnik na próbki, ale nie widzę, żeby jakieś wpadały.

Usłyszał suchy rechot Fritza.

— Unikają cię? Może nie podoba im się twój zapach.

— Nie wiem, co one sobie myślą, chłopie. To wygląda, jakby…

— Gaeta zamilkł, gdy na wewnętrznej powierzchni szybki hełmu zapaliło się nagle ostrzegawcze czerwone światełko. Przez jego nerwy przebiegł ostrzegawczy impuls.

— Czerwone światełko — rzekł.

— Awaria czujników — rzekł Fritz napiętym, szorstkim głosem. — To nie jest bezpośredni problem.

Przeglądając szybko wyświetlacz w hełmie Gaeta dostrzegł, że cztery z czujników powłoki skafandra przestały działać. Dwa na plecaku i dwa na lewej nodze. Wiedział, że obejrzenie nóg ze środka skafandra jest niemożliwe, ale i tak spróbował. Zobaczył tylko czubki swoich butów. Wyglądały, jakby były pokryte lodem.

Uniósł ręce i zobaczył, że też są pokryte cienką warstwą lodu. Gdy się im przyglądał, dostrzegł, że lód przemieszcza się wzdłuż ramienia.

— Hej! Oblepia mnie. Pokrywam się warstewką lodu.

— Nic takiego nie powinno mieć miejsca — rzekła Wunderly, nieomal rozdrażniona.

— Mam gdzieś to, jak być powinno. Te małe cabrons mnie oblepiają!

Na szybce skafandra rozbłysły kolejne czerwone światełka. Czujniki zewnętrznej powłoki skafandra wyłączały się jeden po drugim. Pokryte lodem.

— Możesz poruszyć rękami i nogami? — spytał Fritz.

Gaeta spróbował.

— Tak. Stawy chodzą trochę ciężko, ale nadal… o rany. — Kilka cząstek przykleiło się do jego hełmu.

— Co się dzieje?

— Są na szybce hełmu — rzekł Gaeta. Patrzył na nie, bardziej zafascynowany niż przerażony. Te małe fregados pełzną po moim hełmie, pomyślał.