Выбрать главу

Zafrapowana Aviendha zerknęła ukradkiem na swoją prawie-siostrę. Teslyn ma wyjąć nos z ich kaftanów? Ani ona, ani Elayne, przynajmniej, nie miały na sobie żadnych kaftanów. Letnia szynka? A co to takiego? Mieszkańcy mokradeł często mówili dziwaczne rzeczy, ale tym razem pozostałe kobiety wyglądały na równie zbite z pantałyku jak ona. Jedynie Lan, popatrujący teraz z ukosa na Elayne, najwyraźniej rozumiał i zdawał się... zaskoczony. Chyba również nieco rozbawiony. Trudno orzec, Aan’allein dobrze panował nad swoją twarzą.

Teslyn Baradon prychnęła, rysy jej twarzy jeszcze się wydłużyły. Zgodnie z panującymi tu obyczajami Aviendha próbowała zwracać się do tych ludzi tylko jednym z ich imion — kiedy używała pełnej formy, sądzili, że czymś ją zdenerwowali! — ale nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby pozostawać w tak intymnych stosunkach z Teslyn Baradon.

— No to same się zajmujcie swoimi sprawami, głupie dzieci — odwarknęła kobieta. — I strzeżcie się, aby wasze nosy nie uwięzły w jakimś gorszym miejscu niż to, w którym już tkwią.

Gdy się odwracała, by odejść, wielkopańskim gestem zbierając spódnice, Nynaeve złapała ją za ramię. Twarze mieszkańców ma kradeł na ogół łatwo zdradzały ich emocje, toteż nie dziwiło, że w tej chwili na obliczu Nynaeve toczyła się istna walka — gniewu z determinacją dyktowaną uporem.

— Czekajże, Teslyn — zagadnęła ją z niechęcią. — Prawdo podobnie obie z Joline znajdujecie się w niebezpieczeństwie. Mówiłam o tym Tylin, ale moim zdaniem ona boi się dalej przekazać te informacje. Boi się albo zwyczajnie nie chce. Na pewno nie jest to coś, o czym chciałoby się rozmawiać. — Powoli zrobiła głęboki wdech; nie można jej winić, że w tym momencie pomyślała o własnych obawach. Sam strach nie był hańbą, a jedynie poddawanie się mu albo jego okazywanie. Kiedy Nynaeve podjęła dalej, Aviendha sama poczuła trzepot we własnym żołądku. — Moghedien była tu, w Ebou Dar. Być może nadal tu jest. I być może jest z nią jeszcze jeden Przeklęty, któremu towarzyszy gholam, odmiana Pomiotu Cienia; na którą nie działa Moc. Gholam z wyglądu przypominają człowieka, ale zostały stworzone sztucznie, żeby zabijać Aes Sedai. Stal też się ich nie ima, a ponadto potrafią przecisnąć się przez mysią dziurę. I są tu również Czarne Ajah. A poza tym nadciąga burza, zła burza. Nie chodzi tu jednak o zwykł burzę, o szaleństwo żywiołów. Ja ją czuję, posiadam umiejętność słuchania wiatru, być może jest to nawet Talent. Nad Ebou Dar nadciąga niebezpieczeństwo i kłopoty gorsze od wszelkich wiatrów, deszczów czy błyskawic.

— Przeklęci, burza, która nie jest burzą, i Pomiot Cienia, o jakim w życiu nie słyszałam — podsumowała sucho Teslyn Baradon. — Nie wspominając już o Czarnych Ajah. Światłości! Czarne Ajah! I może jeszcze sam Czarny? — Krzywy uśmieszek wykrzywił usta cienkie jak ostrze brzytwy. Pogardliwym ruchem oderwała dłoń Nynaeve. — Kiedy wrócisz do Białej Wieży, gdzie twoje miejsce, i znowu przywdziejesz biel, dowiesz się, że nie wolno ci mitrężyć czasu na jakieś dzikie wymysły. I że nie wolno zamęczać sióstr takimi opowiastkami. — Omiotła je wzrokiem, po raz kolejny omijając Aviendhę, głośno prychnęła i pomaszerowała w głąb korytarza tak szybko, że słudzy musieli jej uskakiwać z drogi.

— Ta kobieta ma czelność!... — wypluła z siebie Nynaeve, odprowadzając wściekłym wzrokiem odchodzącą i miętosząc warkocz obiema dłońmi. — I to akurat wtedy, kiedy ja... — Była tak rozwścieczona, że niemal się dławiła słowami. — No cóż, próbowałam. — A teraz żałowała swych usiłowań, sądząc po tonie głosu.

— Prawda, próbowałaś — zgodziła się Elayne, energicznie przytakując — mimo że ona wcale na to nie zasługuje. Zaprzeczyła naszemu prawu do szala Aes Sedai! Więcej nie będę się na to godziła! Nie będę! — Dotąd jej głos zdawał się jedynie chłodny; teraz był i chłodny, i zawzięty.

— Czy komuś takiemu można zaufać? — mruknęła Aviendha. — Może powinnyśmy zadbać, żeby się więcej nie wtrącała. — Podniosła pięść do oczu; Teslyn Baradon zobaczy, jak to jest. Ta kobieta zasłużyła sobie, by wpaść w sidła Tych Którzy Dusze Oddali Cieniowi, na przykład Moghedien. Głupcom należał się każdy los, jaki ściągali na siebie własną głupotą.

Nynaeve przez chwilę zdawała się poważnie rozważać tę propozycję, w końcu jednak stwierdziła:

— Gdybym nie wiedziała, jak jest naprawdę, pomyślałabym, że ta kobieta jest gotowa odstąpić Elaidę. — Rozdrażniona mlasnęła językiem.

— Próbując odczytać głęboko ukryte motywy polityki Aes Sedai, możesz nabawić się zawrotów głowy. — Elayne nie powiedziała wprost, że jest rzecz, z której już dawno Nynaeve winna zdawać sobie sprawę, tyle jednak dawał do zrozumienia ton jej głosu. — Nawet Czerwona mogłaby odstąpić od Elaidy, z powodów, jakie nigdy nie przyszłyby nam do głowy. Albo próbowała nas skłonić, byśmy opuściły przyłbice, a potem oddać podstępem w ręce Elaidy. Albo...

Lan zakasłał.

— Jeśli któryś z Przeklętych rzeczywiście postanowił się tu pojawić — stwierdził głosem niczym wypolerowany kamień — to może to nastąpić lada moment. To samo dotyczy tych gholam. W obu przypadkach byłoby lepiej chyba jak najszybciej znaleźć się gdzie indziej.

— W kontaktach z Aes Sedai zawsze trzeba zachować przynajmniej odrobinę cierpliwości — mruknęła Birgitte takim tonem, jakby coś cytowała. — Ale Poszukiwaczkom Wiatru zdaje się całkiem jej brakować — ciągnęła — więc tymczasem zapomnijcie o Teslyn, a pomyślcie o Renaile.

Elayne i Nynaeve popatrzyły na swoich Strażników oczyma tak zimnymi, że na ich widok i dziesięć Kamiennych Psów by się wzdrygnęło. Żadnej nie uśmiechało się uciekać przed Tymi Którzy Dusze Oddali Cieniowi ani przed gholam, mimo iż to właśnie one wcześniej orzekły, że nie ma innego wyjścia. I z pewnością nie w smak im były przypomnienia o konieczności spotkania z Poszukiwaczkami Wiatru. Na miejscu Strażników Aviendha dwa razy zastanowiłaby się nad tymi spojrzeniami — Mądre potrafiły jednym zerknięciem albo paroma słowami osiągnąć tyle, do czego ona sama potrzebowała włóczni albo pięści, tyle że im udawało się to szybciej i z lepszym skutkiem — zastanowiłaby się, gdyby nie to, że srogie miny nie zrobiły na obu Strażnikach żadnego wrażenia. Birgitte uśmiechała się od ucha do ucha i strzelała oczyma w stronę Lana, który pobłażliwie wzruszał ramionami.

W końcu Elayne i Nynaeve zrezygnowały. Wygładziły spódnice, niespiesznie i niepotrzebnie, ujęły Aviendhę pod ręce, po czym ruszyły z miejsca, nawet nie sprawdzając, czy ich Strażnicy idą za nimi. Oczywiście Elayne, dysponując Więzią, wcale nie musiała tego robić. Podobnie Nynaeve, aczkolwiek przyczyna była inna — więź Aan’alleina należała wprawdzie do innej kobiety, za to jego serce wisiało razem z jego pierścieniem na łańcuszku okalającym kark Nynaeve. Szły ostentacyjnie spacerowym krokiem, nie chcąc, by Birgitte i Lan pomyśleli sobie, że udało im się nakłonić je do pośpiechu, choć prawda była taka, że wędrowały teraz nieco raźniej.

Jakby chcąc sobie to powetować, gawędziły udawanie niedbałym tonem, wybierając jak najbardziej frywolne tematy. Elayne żałowała, że nie miała okazji naprawdę uczestniczyć w Święcie Ptaków, które odbyło się dwa dni wcześniej, i bez śladu wstydu wychwalała skąpe ubiory uczestników. Nynaeve wysłuchała tego z całkowitym spokojem, niemniej prędko zmieniła temat, nawiązując do przypadającego dzisiaj Święta Popiołów. Służący twierdzili, że zapowiedziano pokazy ogni sztucznych, stanowiących rzekomo dzieło jakiegoś Iluminatora uchodźcy. Ponadto do miasta zawitało kilka wędrownych trup akrobatów z dziwacznymi zwierzętami; Elayne i Nynaeve żywo się nimi interesowały, jako że podróżowały ongiś z taką trupą. Rozmawiały też o szwaczkach i gatunkach koronek dostępnych w Ebou Dar, a także o różnych gatunkach jedwabiu i lnu, które można tu było kupić, a w pewnej chwili Aviendha przyłapała się na tym, że z przyjemnością słucha, jak bardzo jej do twarzy nie tylko w tej sukni z szarego jedwabiu, ale również w innych strojach ofiarowanych jej przez Tylin Quintarę, w tych wszystkich znakomitych wełnach, jedwabiach, pończochach i dopasowanej bieliźnie oraz biżuterii. Elayne i Nynaeve również otrzymały ekstrawaganckie podarunki. W sumie prezenty wypełniały wiele kufrów i tobołków, które spoczywały teraz w stajni razem z ich starymi jukami.