— Co się tak krzywisz, Aviendha? — spytała Elayne, klepiąc ją po ramieniu i uśmiechając się. — Niczym się nie przejmuj. Znasz splot, na pewno świetnie sobie poradzisz.
Nynaeve nachyliła bliżej głowę i szepnęła:
— Sparzę ci herbatki, kiedy będę miała możliwość. Znam receptury na zioła, które ukoją twój żołądek. Albo złagodzą kobiece dolegliwości. — I też poklepała ją po ramieniu.
Nic nie rozumiały. Żadne kojące słowa ani zioła nie uleczą tego, co jej dolegało. Zrozumiała bowiem, że naprawdę lubi rozmawiać o koronkach i haftach! Nie wiedziała, czy prychać z niesmaku, czy też łkać z rozpaczy. Robiła się coraz bardziej miękka. Nigdy przedtem nie przyglądała się kobiecym sukniom — no, chyba że podejrzewała, iż w ich fałdach ukryta jest broń — lekceważyła barwę i krój, nie mówiąc już o rozmyślaniu, jak taka suknia leżałaby na niej. Najwyższy czas wyjechać z tego miasta, jak najdalej od pałaców mieszkańców mokradeł. Jeszcze trochę, a zacznie się wdzięczyć. Nie zauważyła tego dotąd u Elayne albo Nynaeve, ale wszyscy wiedzieli, że mieszkanki mokradeł w najbardziej bezwstydny sposób wdzięczyły się, a więc i ona wkrótce z pewnością zrobi się równie miękka, jakby i w jej żyłach płynęło mleko z wodą. Spaceruje sobie pod rękę z kobietami i trajkocze o koronkach! A gdyby ktoś je zaatakował, jak niby sięgnie do noża za pasem? Nóż zapewne okaże się bezużyteczny w starciu z grożącymi im napastnikami, jednak ona nauczyła się wierzyć stali na długo przed tym, zanim się dowiedziała, że potrafi przenosić. Gdyby ktoś spróbował wyrządzić krzywdę Elayne albo Nynaeve — zwłaszcza Elayne, obiecała jednak Matowi Cauthonowi, że obu ich będzie strzegła równie niezawodnie jak Birgitte i Aan’allein — gdyby ktoś spróbował, to ona wrazi stal w jego serce. Koronki! Szli dalej, a ona dalej rozpaczała w duchu nad własną słabością.
Największy stajenny dziedziniec pałacu z trzech stron ograniczały stajnie z wiodącymi doń wielkimi, dwuskrzydłowymi wrotami; tłoczyli się w nich słudzy w zielono-białej liberii. Za nimi, w boksach z białego kamienia czekały konie, osiodłane albo obładowane wiklinowymi koszami. Morskie ptaki kołowały nad ich głowami, nieprzyjemnie przypominając swym donośnym skrzekiem o pobliskim morzu. Nad jasnymi kamieniami bruku powietrze lśniło mgiełką słonecznego żaru i zdawało się gęstnieć od panującego wokół napięcia. Aviendha bywała już świadkiem, jak krew lała się w bardziej pokojowych warunkach.
Renaile din Calon, w czerwonych i żółtych jedwabiach, z rękoma arogancko skrzyżowanymi na piersi, stała na czele grupy dziewiętnastu bosonogich kobiet, których ręce zdobiły tatuaże, natomiast krzyczącym barwom bluzek niewiele tylko ustępowały jaskrawością spodnie i długie szarfy. Pot lśniący na ich ogorzałych twarzach nie odbierał im pełnej powagi godności. Niektóre od czasu do czasu unosiły do nozdrzy maleńkie puzderka ze złotej koronki, wypełnione ciężkimi pachnidłami. Renaile din Calon miała po pięć grubych złotych kolczyków w obu uszach, od jednego z nich do kółka w nosie wzdłuż lewego policzka biegł łańcuszek z medalikami. Trzy kobiety stojące tuż za plecami Renaile din Calon miały po osiem kolczyków i po kilka medalików mniej. Stanowiły one oznakę rangi wśród Ludu Morza, a przynajmniej u kobiet. Żadna nie miała więcej ozdób niż Renaile din Calon, Poszukiwaczka Wiatru Mistrzyni Statków Atha’an Miere, ale nawet dwie uczennice stojące skromnie w tyle, ubrane w ciemne spodnie i lniane bluzki miast jedwabnych, też mogły się poszczycić posiadaniem złotych ozdób. Kiedy pojawiła się Aviendha wraz z pozostałymi, Renaile din Calon ostentacyjnie zerknęła na słońce, które minęło już południowy szczyt swej drogi przez nieboskłon. A potem, wysoko unosząc brwi, przeniosła spojrzenie na nich, spojrzenie, które wyrażało zniecierpliwienie tak wyraźnie, że równie dobrze mogłoby zostać wykrzyczane.
Elayne i Nynaeve stanęły jak wryte, przez co Aviendha również musiała się zatrzymać. Wymieniły zaniepokojone spojrzenia i jak na komendę westchnęły. Aviendha nawet nie potrafiłaby sobie wyobrazić, że mogłyby spróbować się wykręcić. Więzy umowy krępowały ściśle jej prawie-siostrę oraz Nynaeve, a one same wcześniej mocno zacisnęły ich supły.
— Zajrzę do Kółka Dziewiarskiego — mruknęła pod nosem Nynaeve, na co Elayne odparła nieco silniejszym głosem:
— Sprawdzę, czy siostry są gotowe.
Puściły jej ręce i unosząc spódnice, usunęły się na bok, Birgitte i Lan poszli w ślad za nimi. Ona zaś znalazła się twarzą w twarz z Renaile din Calon, kobietą o orlim wejrzeniu, w którym bez trudu można było dojrzeć świadomość własnej siły i nieugiętości. Na szczęście Poszukiwaczka Wiatru Mistrzyni Statków zaraz odwróciła się do swych towarzyszek tak gwałtownie, że aż zafalowały końcówki jej długiej, żółtej szarfy. Pozostałe Poszukiwaczki Wiatru otoczyły ją wiankiem, pilnie wsłuchując się w słowa, które wypowiadała ściszonym głosem. W tym przypadku Aviendha doskonale wiedziała, że zniszczyłaby wszystko, gdyby uderzyła ją bodaj raz. Starała się więc nawet nie spoglądać szczególnie wojowniczo, ale choć robiła wszystko, by gdzie indziej kierować spojrzenie, ono wciąż wędrowało ku nim. Nikt nie miał prawa zastawiać sideł na jej prawie-siostrę. Kółka w nosie! Wystarczy złapać za ten łańcuszek, a Renaile din Calon Błękitna Gwiazda zrobi zupełnie inną minę.
Drobna Merilille Caendevin i cztery inne Aes Sedai, skupione na jednym z krańców dziedzińca, również przyglądały się Poszukiwaczkom, ale większość kiepsko skrywała irytację za maską niewzruszonego spokoju. Dotyczyło to nawet szczupłej, siwowłosej Vandene Namelle oraz jej lustrzanego odbicia, pierwszej-siostry Adelas, która zazwyczaj wyglądała na najbardziej opanowaną z nich wszystkich. Co jakiś czas to jedna, to druga poprawiała płaszcz podróżny uszyty z cienkiego lnu albo otrzepywała dzielone jedwabne spódnice. Gwałtowne podmuchy wiatru istotnie wzniecały niewielkie tumany pyłu i rozdymały mieniące się płaszcze pięciu Strażników stojących tuż za plecami sióstr, ale nie ulegało wątpliwości, że prawdziwym powodem tych ruchów jest irytacja. Jedynie Sareitha, trzymająca straż przy wielkim okrągłym, białym tobołku, nawet nie drgnęła. Niemniej mars znaczył jej czoło. Pokojówka Merilille, Pol, robiła miny za ich plecami. Aes Sedai gorąco oprotestowały zawartą umowę, za sprawą której obecnie Atha’an Miere zeszły ze swych statków i mocą której najwyraźniej rościły sobie prawo do spoglądania na Aes Sedai z pełnym pretensji zniecierpliwieniem, wszelako jej postanowienia wiązały siostrom języki, nie pozostawiając nic innego, jak dławić się własną irytacją. Zresztą, nawet zręcznie ją skrywały — gdyby chodziło tylko o mieszkańców mokradeł, z pewnością nikt by niczego nie zauważył. Trzecia grupa kobiet, stłoczonych przy przeciwległym krańcu dziedzińca, przyciągała niemalże tyle samo badawczych spojrzeń sióstr co kobiety Ludu Morza.