Выбрать главу

Elayne od czasu do czasu oglądała się za siebie, ale wśród drzew widziała jedynie Aviendhę jadącą obok Kurin — przyjaciółka przemawiała dość spokojnie i nawet nie rzucała wyzywających spojrzeń kobiecie z Ludu Morza. Z pewnością zaś nie były to spojrzenia krwiożercze, Kurin zaś przyglądała jej się ze sporym zdumieniem. Kiedy Aviendha pognała swego wierzchowca, za mocno szarpiąc wodzami — chyba nie było jej dane zostać wytrawnym jeźdźcem — z powrotem ku Elayne, Kurin wysforowała się naprzód, dogoniła Renaile i po krótkiej rozmowie tamta, wyraźnie zagniewana, posłała Rainyn na czoło kolumny.

Najmłodsza Poszukiwaczka Wiatru dosiadała konia jeszcze bardziej niezdarnie niż Aviendha, którą ostentacyjnie ignorowała, podobnie jak małe zielone muszki brzęczące wokół jej ogorzałej twarzy.

— Renaile din Calon Niebieska Gwiazda — oznajmiła drętwym głosem — żąda, abyś ukróciła tę kobietę Aielów, Elayne Aes Sedai.

Aviendha uśmiechnęła się do niej, pokazując wszystkie zęby, i okazało się, że Rainyn nie tak do końca nie zwracała na nią uwagi, bo pod warstewką potu na jej policzkach wykwitł rumieniec.

— Przekaż Renaile, że Aviendha nie jest Aes Sedai — zareplikowała Elayne. — Poproszę ją, żeby się pilnowała. — Nie było tu żadnego kłamstwa; prosiła ją już o to i zrobi to raz jeszcze. — Ale nie mogę jej do niczego zmuszać. — Po czym, pod wpływem impulsu, dodała: — Sama wiesz, jacy są Aielowie. — Poglądy Ludu Morza na obyczaje Aielów były wyjątkowo dziwaczne. Zszarzała na twarzy Rainyn zagapiła się szeroko rozwartymi oczyma na wciąż wyszczerzoną w uśmiechu Aviendhę, po czym gwałtownymi ruchami zawróciła swego konia i pogalopowała z powrotem do Renaile, niezgrabnie podskakując w siodle.

Aviendha zachichotała z zadowoleniem, Elayne jednak nagle przyszło do głowy, czy cały ten pomysł przypadkiem nie okaże się pomyłką. Mimo dzielących ją od niej dobrych trzydziestu kroków, widziała, jak Renaile wydyma policzki, słuchając sprawozdania Rainyn, natomiast pozostałe Poszukiwaczki wpadły w rozdrażnienie niczym wściekłe osy. Nie wyglądały na przestraszone, tylko zezłoszczone, a groźne spojrzenia, które kierowały w stronę jadących przed nimi Aes Sedai, nabrały złowieszczego charakteru. Wyraźnie nie chodziło im o Aviendhę, lecz o siostry. Kiedy to spostrzegła, Adeleas wyraźnie skinęła głową, a Merilille z trudem ukryła uśmiech. Przynajmniej ktoś był zadowolony.

Gdyby podczas jazdy nie doszło do innych incydentów, ten jeden tylko odrobinę przyćmiłby radość oglądania kwiatów i ptaków, jak się jednak okazało, miał on być pierwszym z wielu. Gdy tylko opuścili polanę, do Elayne zaczęły podjeżdżać członkinie Kółka Dziewiarskiego, jedna po drugiej, wszystkie oprócz Kirstian, a bez wątpienia jej też by to nie ominęło, gdyby nie obowiązek utrzymywania tarczy Ispan. Podjeżdżały kolejno, każda z wahaniem, uśmiechając się bojaźliwie, aż w końcu Elayne miała ochotę powiedzieć im prosto w oczy, żeby zachowywały się stosownie do swego wieku. Niczego się nie domagały i miały dość sprytu, by nie prosić wprost o to, czego już raz im odmówiono. Zamiast tego krążyły wokół tematu.

— Przyszło mi na myśl — zagadnęła Reanne z promiennym uśmiechem — że zapewne chciałabyś jak najszybciej przesłuchać Ispan. Kto wie, jakie jeszcze zadania miał do wykonania w mieście, oprócz znalezienia przechowalni? — Udawała, że tylko nawiązuje rozmowę, ale od czasu do czasu rzucała prędkie spojrzenia na Elayne, by sprawdzić jej reakcje. — Jestem pewna, że przy takim tempie dotrzemy na farmę dopiero za godzinę, może dwie, z pewnością nie chciałabyś zmarnować tego czasu. Zioła, które przygotowała dla niej Nynaeve Sedai, rozwiązały jej język, bez wątpienia zechce przysłużyć się siostrom.

Promienny uśmiech zgasł, kiedy Elayne odrzekła, że przesłuchanie Ispan może zaczekać... i zaczeka. Światłości, czyżby te kobiety naprawdę się spodziewały, że ktoś będzie prowadził śledztwo podczas jazdy przez lasy, po ścieżkach, które ledwie zasługiwały na swoją nazwę? Reanne zawróciła w stronę pozostałych kobiet z Rodziny, mamrocząc coś do siebie.

— Wybacz, Elayne Sedai — mruknęła niewiele później Chilares, głosem noszącym ślady akcentu z Murandy. Na głowie miała zielony słomkowy kapelusz harmonizujący barwą z warstwami halek. — Wybacz, jeśli się naprzykrzam. — Nie nosiła czerwonego pasa Mądrej Kobiety; prawie żadna z członkiń Kółka Dziewiarskiego nie nosiła pasa. Famelle była złotniczką, Eldase dostarczała wyroby lakierowane kupcom, którzy potem eksportowali je za granicę, Chilares handlowała dywanami, sama Reanne zaś organizowała transport rzeczny dla drobnych handlarzy. Pozostałe uprawiały rozmaite, raczej nieskomplikowane rzemiosła — Kirstian prowadziła mały warsztat tkacki, a Dimana była szwaczką, nawet dobrze prosperującą — ale należało pamiętać, że wszystkie, w ciągu swoich długich żywotów, wielokrotnie zmieniały rodzaj wykonywanego zajęcia. I przedstawiały się wieloma rozmaitymi nazwiskami. — Zdaje się, że Ispan Sedai źle się czuje — oznajmiła Chilares, wiercąc się niespokojnie w siodle. — Być może te zioła działają na nią gorzej, niż sądziła Nynaeve Sedai. Byłoby okropnie, gdyby coś jej się stało, zanim zostanie przesłuchana. Może siostry zechciałyby rzucić na nią okiem? Może trzeba ją Uzdrowić, rozumiesz chyba... — Zawiesiła głos, mrugając nerwowo wielkimi piwnymi oczyma. Równie dobrze same mogły się tym zająć, skoro miały Sumeko.

Elayne rzuciła pojedyncze spojrzenie przez ramię i z miejsca dostrzegła krępą kobietę, która stała w strzemionach, by móc widzieć to, co zasłaniały jej Poszukiwaczki Wiatru; tamta zauważyła, że Elayne patrzy i natychmiast opadła na siodło. To właśnie była Sumeko, która wiedziała o Uzdrawianiu więcej niż którakolwiek siostra oprócz Nynaeve. A może nawet i od niej więcej. Elayne tylko wskazała koniec pochodu i Chilares poczerwieniała, po czym bez słowa zawróciła swego wierzchowca.

Merilille przyłączyła się do Elayne kilka chwil po tym, jak opuściła ją Reanne. Szarej siostrze znacznie lepiej szło udawanie, że ma ochotę na zwykłą pogawędkę, niż kobiecie z Rodziny. W każdym razie we własnych oczach uchodziła zapewne za uosobienie równowagi ducha. Jednak to, co miała do powiedzenia, to była całkiem inna sprawa.

— Zastanawiam się, do jakiego stopnia można ufać tym kobietom, Elayne. — Wydęła usta z niesmakiem, otrzepując kurz z dzielonych błękitnych spódnic dłonią w rękawiczce. — Twierdzą, że nie przyjmują dzikusek w swoje szeregi, a wszak sama Reanne jest prawdopodobnie dzikuską, pomijając już jej opowieść, jak to nie przeszła inicjacji Przyjętej. Z Sumeko jest pewnie podobnie, a z całą pewnością dotyczy to Kirstian. — Spojrzała w stronę tamtej i lekko się skrzywiła, lekceważąco kręcąc głową. — Zapewne zauważyłaś, jak podryguje na byle wzmiankę o Wieży. Przecież ona nie wie nic oprócz tego, co przypadkiem usłyszała, najprawdopodobniej od którejś, która została naprawdę wyrzucona. — Merilille westchnęła, jakby żałowała tego, co zaraz musi powiedzieć; naprawdę była w tym bardzo dobra. — Czy przyszło ci do głowy, że mogą kłamać również w innych sprawach? Że mogą być Sprzymierzeńcami Ciemności względnie naiwnymi ofiarami Sprzymierzeńców Ciemności? Może się mylę, ale raczej nie obdarzałabym ich przesadnym zaufaniem. Wierzę, że ta farma istnieje, nieważne, czy naprawdę jej używają jako miejsca odosobnienia, bo inaczej nie zgodziłabym się na eskapadę, ale nie zdziwię się, jeśli znajdziemy tam parę zrujnowanych budynków i kilkanaście dzikusek. No cóż, może, to nie będą ruiny... chyba rzeczywiście mają pieniądze... ale zasada jest ta sama. Nie, im po prostu nie można ufać:

Elayne poczuła wzbierający w niej gniew, gdy tylko się połapała, do czego zmierza Merilille, i gniew ten z każdą chwilą powoli się potęgował. Całe to owijanie w bawełnę, te wszystkie „mogą” i „prawdopodobnie”, insynuujące rzeczy, w które wcale nie wierzyła. Sprzymierzeńcy Ciemności? Toż Kółko Dziewiarskie walczyło ze Sprzymierzeńcami Ciemności. Dwie jego członkinie poległy w tej walce. A gdyby nie Sumeko i Ieine, Nynaeve mogłaby już nie żyć, Ispan zaś nie zostałaby wzięta do niewoli. Nie, nie dlatego nie należało im ufać, bo Merilille się obawiała, że złożyły przysięgi Cieniowi. Powiedziałaby to, gdyby rzeczywiście tak myślała. Nie należało im ufać, bo skoro są niegodne zaufania, trzeba pozbawić je straży nad Ispan.