— Jeśli wolno spytać — zagaiła ostrożnie — po co ją tu sprowadzono? Prosiłam o inną. — Wprawdzie, mimo przynależności do Zielonych, Beldeine nie miała Strażnika, ponieważ została wyniesiona do szala zaledwie trzy lata temu, a Zielone często bywały wybredne przy wyborze pierwszego. Jeśli jednak zaczną kierować się własnym uznaniem, następna będzie miała dwóch albo trzech Strażników. Verin była przekonana, że poradzi sobie tego dnia jeszcze z dwiema siostrami, wszakże nie wtedy, gdy któraś będzie miała choćby tylko jednego Strażnika. A wątpiła, by dały jej potem drugą szansę.
— Katerine Alruddin uciekła ubiegłej nocy — niemalże wypluła z siebie Tialin, a Verin nie potrafiła powstrzymać głośnego westchnienia.
— Pozwoliłyście jej uciec?! — wybuchnęła bezmyślnie. Zmęczenie nie było żadną wymówką, ale słowa jakby same wymknęły się z ust. — Jak mogłyście być takie głupie? Toż ona należy do Czerwonych! I nie brakuje jej ani odwagi, ani siły posługiwania się Mocą! Car’a’carnowi może grozić niebezpieczeństwo! Dlaczego nam nic nie powiedziano, zaraz kiedy się to stało?
— Wszystko wyszło na jaw dopiero dziś rano — odwarknęła jedna z Panien. Jej oczy przypominały dwa wypolerowane szafiry. — Jedna Mądra i dwóch Cor Darei zostało otrutych, a gai’shain, który przyniósł im napoje, znaleziono z poderżniętym gardłem. I
Aeron spojrzała na Pannę, jej brwi wygięły się w łuk.
— Pozwolono ci z nią rozmawiać, Carahuin? — Obie Panny stały się nagle bardzo zajęte utrzymaniem Beldeine w pozycji pionowej. Aeron ledwie zerknęła na Tialin, za to rudowłosa Mądra spuściła wzrok. Następnie cała uwaga skupiła się na Verin.
— Twoja troska o Randa al’Thora przynosi ci... zaszczyt i jest oznaką honoru — stwierdziła posępnym tonem Aeron. — Car’a’carn będzie strzeżony. Więcej wiedzieć nie musisz. Ani nawet tyle. — Naraz głos jej stwardniał. — Uczennice nie przemawiają takim tonem do Mądrych, Verin Mathwin Aes Sedai. — Ostatnie dwa słowa zostały wypowiedziane przez zaciśnięte zęby.
Stłumiwszy westchnienie, Verin jeszcze raz głęboko dygnęła, trochę żałując, że nie jest już tak szczupła jak wtedy, gdy po raz pierwszy przybyła do Białej Wieży. Doprawdy nie była odpowiednio zbudowana do gięcia karku i pleców.
— Wybacz mi, Mądra — odparła pokornie. Uciekła! Okoliczności ucieczki były, dla niej przynajmniej, jeśli już nie dla Aielów, całkowicie jasne. — Ze zdenerwowania musiałam się zapomnieć. — Szkoda, że wcześniej nie znalazła sposobu na to, by Katerine spotkał śmiertelny wypadek. — Dołożę wszelkich starań, aby się to już nigdy nie powtórzyło. — Na twarzy Aeron nie drgnął nawet jeden mięsień na znak, że przyjmuje jej wyjaśnienia. — Czy mogę przejąć jej tarczę, Mądra?
Aeron skinęła głową, ale nawet nie spojrzała na Tialin; Verin prędko objęła Źródło, przejmując uwolnioną przez Tialin tarczę. Nigdy nie przestało jej zdumiewać, że kobiety, które nie potrafiły przenosić Mocy, tak swobodnie wydawały rozkazy tym, które dysponowały talentem. Tialin była prawie tak silna jak Verin, a jednak obserwowała Aeron niemal równie czujnie jak Panny, a kiedy te wyszły pospiesznie z namiotu, odprawione gestem Mądrej, pozostawiając chwiejącą się Beldeine tam, gdzie stała, ruszyła w ślad za nimi.
Sama Aeron jednak zwlekała z opuszczeniem wnętrza.
— Nie mów nic Car’a’carnowi o Katerine Alruddin — przykazała. — Dość ma kłopotów, by jeszcze zaprzątać mu głowę jakimiś głupstwami.
— Nic nie powiem — obiecała prędko Verin. Głupstwa? Czerwona siostra, na dodatek tak silna jak Katerine, to nie są żadne głupstwa. Chyba trzeba będzie rzecz odnotować. Cała sprawa wymagała przemyślenia.
— Pamiętaj, pilnuj swego języka, Verin Mathwin, bo inaczej przekonasz się, jaki jest przydatny, gdy wyje się z bólu.
Nie bardzo mogąc stosownie zareagować na tę ostatnią uwagę, Verin starała się sprawiać wrażenie potulnej i uległej, jeszcze raz dygając. Miała wrażenie, że jej kolana zaraz głośno zaprotestują.
Dopiero po wyjściu Aeron odetchnęła z ulgą. Już się bała, że Mądra postanowiła zostać przy przesłuchaniu. Uzyskanie pozwolenia na przebywanie sam na sam z więźniarkami kosztowało ją niemal tyleż samo wysiłku co wymuszenie na Sorilei i Amys decyzji o samej konieczności przesłuchania, i to przez osobę związaną z Białą Wieżą. Jeśli się kiedyś dowiedzą, że zostały do tego nakłonione... To zmartwienie również należało odłożyć na później. Odwlekanych spraw było coraz więcej.
— Wody jest dość, byś mogła umyć przynajmniej twarz i dłonie — powiedziała łagodnie do Beldeine. — Uzdrowię cię, jeśli chcesz. — Na ciałach wszystkich sióstr, z którymi przeprowadziła rozmowy, znajdowała pręgi. Aielowie bili więźniarki choćby tylko za rozlewanie wody albo opieszałość w wykonaniu zleconego zadania; butne słowa oporu wywoływały co najwyżej wzgardliwy śmiech, a odziane na czarno kobiety poganiano niczym bydło. Jedno smagnięcie bicza na znak, że mają iść, zawrócić albo się zatrzymać, następne, mocniejsze, gdy nie usłuchały dostatecznie prędko. Zresztą Uzdrawianie ułatwiało również wiele innych rzeczy.
Brudna, spocona i chwiejąca się niczym trzcina na wietrze, Beldeine wydęła wargi.
— Wolałabym raczej wykrwawić się na śmierć, niż być Uzdrawiana przez ciebie! — wycedziła. — Być może powinnam oczekiwać, że będziesz się płaszczyła przed tymi barbarzyńskimi dzikuskami, ale nigdy bym nie pomyślała, że upadniesz tak nisko i zdradzisz sekrety Wieży! To jest równoznaczne ze zdradą, Verin! Z buntem! — Prychnęła pogardliwie. — Ale skoro na to było cię stać, to przypuszczalnie okażesz się zdolna do wszystkiego! Czego jeszcze nauczyłyście je oprócz łączenia?
Verin z irytacją mlasnęła językiem, ale nie miała ochoty czegokolwiek tłumaczyć. Bolał ją kark od zadzierania głowy, by móc patrzeć Aielom w twarz — skoro już o tym mowa, nawet Beldeine była od niej wyższa na szerokość dłoni albo i więcej — bolały ją kolana od dygania, a na dodatek jeszcze ta pogarda i bezrozumna duma tych kobiet, które naprawdę powinny mieć lepszą wiedzę. Czyż to nie Aes Sedai nauczały, że siostra ukazuje światu rozmaite oblicza? I że nie zawsze ludzi da się nastraszyć albo pokonać brutalną przemocą. A poza tym znacznie mądrzej udawać nowicjuszkę, niż znosić kary stosowne dla nowicjuszki, zwłaszcza jeśli niesie to jedynie ból i upokorzenie. Nawet Kiruna musi w końcu dostrzec logikę takiego postępowania.
— Usiądź, zanim się przewrócisz — powiedziała, pierwsza stosując się do własnych słów. — Niech no zgadnę, co dzisiaj robiłaś. Jesteś brudna, więc pewnie kopałaś dziurę w ziemi. Gołymi dłońmi, czy też pozwoliły ci użyć łyżki? Kiedy skończysz, każą ci na powrót ją zasypać, wiesz o tym? No dobrze, sama sprawdzę. Wszystkie odsłonięte części ciała masz brudne, a jednak twoja szata jest czysta, a zatem kazały ci kopać nago. Jesteś pewna, że nie chcesz zostać Uzdrowiona? Od słońca można dostać oparzeń. — Napełniła jeszcze jedną filiżankę wodą i na strumieniu Powietrza przeniosła ją na drugi koniec namiotu; filiżanka zatrzymała się przed twarzą Beldeine. — Zapewne gardło wyschło ci na wiór.
Młoda Zielona przez chwilę wpatrywała się niepewnie w filiżankę, po czym nagle ugięły się pod nią nogi i z gorzkim śmiechem opadła ciężko na jedną z poduszek.
— One... często mnie poją. — Znowu się zaśmiała, choć Verin nie potrafiła pojąć, co w tym śmiesznego. — Wlewają we mnie tyle wody, ile chcę, dopóki jestem w stanie przełykać. — Urwała, przyglądając się Verin gniewnym wzrokiem, po czym ciągnęła dalej zdławionym głosem: — Do twarzy ci w tej sukni. Moją spaliły, sama widziałam. Zabrały wszystko, oprócz tego. — Dotknęła Wielkiego Węża, lśniącego złociście na tle brudu, pokrywającego całą powierzchnię lewej dłoni. — Podejrzewam, że na to zabrakło im czelności. Wiem, co one chcą osiągnąć, Verin, ale im się nie uda. Nie ze mną ani z żadną z nas!