– Ołomuniec – mruknął Szef – albo Kraków.
– Kraków należy wykluczyć -zaprotestowałem – W książce wspominali, że pogrzebany został w Krawarzu. To by wykluczało też Ołomuniec.
– W miejscu, gdzie stał jego dom – mruknęła Stasia – Teraz jest tam budynek Szkoły Rolniczej. Zbudowano go w miejscu, gdzie znajdował się grób alchemika? To bzdura…
– Mogło być tak, że najpierw został pochowany w Krawarzu, a potem po jakimś czasie został ekshumowany i przewieziony do Krakowa – zauważyłem.
Szef zamyślił się głęboko.
– Poczekaj – powiedział – Dom w Ołomuńcu odziedziczyła jedna z jego córek. Być może tamta część rodu wymarła bezpowrotnie i wtedy druga gałąź rodziny zdecydowała się sprowadzić prochy do Krakowa, choć wydaje mi się to mało prawdopodobne. To były inne czasy. Miejsce pochówku nie miało większego znaczenia, ostatecznie i tak wszyscy spotkać się mieli w raju… Przyjmijmy jednak, że zapragnęli sprowadzić zwłoki… W miejscu domu Sędziwoja w Krakowie stała jakaś kamienica, potem wybudowano tam następną. W żadnym momencie historii na działce tej nie stała ani kaplica, ani nie wytyczono cmentarza. Zresztą, nawet gdyby gdzieś tam znajdował się grób Sędziwoja…
– Był w piwnicy tej pierwszej kamienicy – zauważyłem – Znaleziono go podczas rozbiórki, zaplątał się tam Storm…
– Z trumny wydobył manuskrypty – uśmiechnęła się Stasia.
– Nie – zaprotestował Szef – Już wiemy, że cadyk je kupił w antykwariatach w Krakowie, między innymi u Aarona.
– A może chodzi o któryś z innych domów należących do Sędziwoja? – zapytała nieoczekiwanie Kasia – Przecież sprzedał jakąś kamienicę, by zdobyć fundusze na ratowanie Setona.
– Racja – zauważył Pan Samochodzik. – Macie jakiś życiorys Sędziwoja?
Miały. Szef usiadł wygodnie i zagłębił się w lekturze. Wreszcie uśmiechnął się i zatrzasnął książkę.
– Od tego trzeba było zacząć – powiedział – A tymczasem strzępimy język po próżnicy. Tu zapisano, że miał dwa domki w miejscu, gdzie znajduje się kościół O.O. Kapucynów. Sprzedał je już w 1614 roku.
– Jeśli Kapucyni pospieszyli się z budową kościoła, to mógł spocząć tam trzydzieści z hakiem lat później – powiedziałem – Jeśli sprzedał domy zakonowi odpowiednio tanio, to jako dobroczyńca zakonu miał prawo spocząć w ich kryptach…
– To jakaś bzdura – powiedziała Kasia z namysłem. – Sędziwój nie mógł sprzedać swojej ziemi i domów zakonowi Kapucynów, bo przybyli oni do Krakowa dopiero w 1695 roku. Wtedy też faktycznie nabyli ziemię i wznieśli na niej
swój kościół…
– Hm… – mruknęła Stasia – Trzeba się zastanowić. Musi tu chodzić o jakiś zakon, który albo osiadł w Krakowie około 1620 roku, ewentualnie, który w tym okresie podjął prace budowlane. Wskazówka mówi, że pochowany został w budynku wzniesionym na jego dawnej ziemi.
– Niestety nie dysponujemy pełnym wykazem nieruchomości należących do Sędziwoja – powiedział Szef z namysłem – ale wiecie co, może uda się wygrzebać te informacje z dawnych ksiąg grodzkich. Odnotowywano w nich transakcje…
– Układ ulic bardzo się mógł od tamtego czasu zmienić – zaprotestowała Stasia. – Trzeba chyba zdobyć wykaz klasztorów i podzwonić z zapytaniem, kiedy zostały erygowane.
Kasia sięgnęła na półkę po książkę telefoniczną.
– Tylko po co pytać kiedy zostały założone – uśmiechnął się Szef. – Zapytajcie po prostu, czy w ich kryptach nie został czasem pogrzebany Michał Sędziwój.
Stasia zniknęła na zapleczu, skąd po chwili dobiegł odgłos wykręcania numeru.
– Znowu mam jakieś wątpliwości – powiedziałem. – Chyba o czymś zapomnieliśmy…
Szef popatrzył na mnie uważnie.
– Spubuj zdefiniować źródło tej niepewności – powiedział. – Spokojnie. Ja też pomyślę…
– Nic z tego – powiedziała Stasia, gdy po kilku minutach wynurzyła się z zaplecza. – W większości nie odebrano telefonu, chyba jest już zbyt późno.
– To możliwe – powiedział Pan Samochodzik. – I co tu dalej z tym fantem robić?… Wiecie, co mi przyszło do głowy? Seton został pochowany w klasztorze Dominikanów. Być może Sędziwój chciał po śmierci spocząć obok swojego mistrza?
– Sędziwój poślubił wdowę po Setonie – zauważyła Stasia. – Możemy założyć taką ewentualność. Była żoną Michała, ale ciągle jeszcze wspominała swojego pierwszego męża. Po śmierci zapragnęła spoczywać obok niego. Sędziwój pogrzebał ją tam, a sam umierając zapragnął dołączyć do żony i przyjaciela.
– Poza tym, to właśnie dominikanie podpalili kiedyś miasto podczas zabaw alchemią – dodała skromnie Kasia.
– To brzmi logicznie – powiedziałem – Tyle tylko, że nie zgadza się z zapisem, że został pochowany w kościele w Krawarzu.
– Widzisz, Pawle, wychodzisz z założenia, że jeśli ktoś napisał
książkę, to znaczy, że wiedział co pisze – odezwał się Szef. – Tymczasem często za pisanie prac naukowych biorą się kompletne nieuki… Jutro rano przejdziemy się do klasztoru i spróbujemy na miejscu zorientować się, kto tam spoczywa…
– A my musimy zdobyć odpowiednią szklaną bańkę na jajo filozoficzne – powiedziała poważnie Stasia.
Jej kuzynka poważnie skinęła głową.
Rozdział XVII
Młody zakonnik czekał na nas koło rzeźbionego portalu.
– Brat Andrzej – przedstawił go Szef. – Pełni rolę kustosza zbiorów kościoła i części udostępnianej turystom. Zgodził się oprowadzić nas po krużganku…
Przedstawiliśmy się. Zakonnik uśmiechnął się.
– Proszę za mną – powiedział.
Przeszliśmy przez ciężkie wrota świątyni.
– Kościół i klasztor wzniesiono w XIII wieku – powiedział nasz
przewodnik. – Początkowo miał zapewne charakter hali, później przebudowano go, nadając mu ostatecznie kształt trójnawowej bazyliki. Stopniowo obrósł w boczne kaplice, fundowane przez członków bogatych krakowskich rodów…
Szef w zadumie rozglądał się wokoło.
– Dawno tu nie byłem – westchnął – Pamięć trochę się zaciera…
– Pierwotnie przed świątynią znajdowała się wieża, ale zburzono ją ponad dwieście lat temu, gdyż groziła zawaleniem – wyjaśnił brat Andrzej. – Niestety, z pierwotnego wyposażenia świątyni zachowało się bardzo niewiele… Zniszczyły je pożary w siedemnastym wieku i w połowie dziewiętnastego… Zwłaszcza ten ostatni był szczególnie niszczycielski. Runął wówczas strop, odbudowa trwała przeszło dwadzieścia lat.
Przeszliśmy przez zakrystię i wąskim korytarzem dotarliśmy na nieduże podwórko otoczone krużgankami.
– To ostatnie miejsce, do którego wolno wchodzić zwiedzającym – powiedział poważnie zakonnik. – Reszta klasztoru jest dla was niedostępna. Był pan ciekaw, kto spoczywa w naszych murach…
Powiódł dłonią. W ściany wmurowano dziesiątki epitafiów. Na podwórzu stały pomniki nagrobne, niektóre wyglądały na bardzo wiekowe.
– Mamy tu około trzech tysięcy płyt – powiedział poważnie nasz przewodnik. – Niestety nigdy nie zostały skatalogowane…
– Skąd ich tutaj aż tyle? – zapytałem.
– W pobliżu klasztoru znajdował się cmentarz Świętej Trójcy -
pospieszył z wyjaśnieniami gospodarz. – W 1924 roku władze miejskie postanowiły przedłużyć w tamtą stronę ulicę Dominikańską. Wówczas to kamienie epitafia i pomniki nagrobne przeniesiono tutaj.
– A ciała? – zaciekawiła się Stasia.