Выбрать главу

– Trzymaj się. Naprawdę się cieszę, że ci się układa. Na razie.

Wiedziała jednak, że nie jest to takie proste. Jeśli randka z Roweną się nie powiedzie, dla delikatnego i wrażliwego Charliego będzie to prawdziwa katastrofa. Lydie przeczuwała, że musi go jakoś wesprzeć. Teraz jednak miała co innego na głowie. Ciotka, ślub… Och, żeby to już była niedziela!

Na takich rozmyślaniach minęła jej droga.

– Mam nadzieję, że matka nie będzie rozczarowana – powiedziała Alice, otwierając drzwi.

– Wyglądasz cudownie! – zawołała Lydie, nie mogąc oderwać wzroku od kapelusza i jedwabnej sukienki.

– Zrobiłam kanapki. Ceremonia, życzenia, pamiątkowe zdjęcia, wszystko to zajmie tyle czasu, że Bóg raczy wiedzieć, kiedy znowu będziemy coś jadły.

Dojechały do kościoła na czas. Lydie uśmiechała się, dodając otuchy zdenerwowanemu bratu, który co i rusz zerkał przez ramię.

Sama jednak nie czuła się zbyt pewnie. Dlaczego Jonah chciał przyjść na ślub? On i to jego: „Lubię śluby, szczególnie gdy obrączkują nie mnie, ale innego faceta”. Kłamał, na pewno nie przepadał za takimi ceremoniami, a powiedział tak, by ją zirytować. Mała nadzieję, że jednak nie przyjdzie. Zrezygnuje z dalszych gierek i sobie odpuści. Już raz zrobił z niej idiotkę i uzna, że wystarczy tej zabawy.

– Witaj, Lydie.

Jednak przyszedł. Wyglądał wspaniale. Wysoki, nienagannie ubrany i te niesamowite niebieskie oczy…

– Jonah – powiedziała z trudem. – Ciociu, poznaj mojego przyjaciela, Jonaha Marriotta. Jonah, to moja ciocia, Alice Gough.

– Miło mi panią poznać. – Usiadł obok Lydie, nachylił się i szepnął: – A gdzie twój chłopak?

Dzisiaj ty nim jesteś, pomyślała desperacko. Tylko jak mu o tym powiedzieć?

– Jonah, musimy…

– Co musimy?

– Musimy porozmawiać – szepnęła.

– Teraz?

– Mhm…

Zrozumiał, że sprawa jest nadzwyczaj poufna.

– To wyjdźmy na chwilę.

Bez słowa opuścili kościół. Lydie była wściekła. Kto zmuszał ją do tych wszystkich kłamstw i mistyfikacji? Kto doprowadził do tego, że z uczciwej dziewczyny stała się oszustką? Matka, nieświadom niczego Oliver i oczywiście Jonah. Jednak matkę i brata kochała, więc z góry wszystko im wybaczyła, natomiast Jonah… Och, jego nienawidziła! Powinna go zabić. Zrobiłaby to z prawdziwą radością!

– Dzisiaj – zaczęła lodowatym tonem – i nie tylko dzisiaj, bo aż do czasu, gdy będę już mogła wszystko wyjaśnić i odkręcić całą sprawę… – przerwała na moment – jesteśmy parą.

Ku jej zaskoczeniu pochylił się i pocałował ją w policzek.

– Przepraszam, kochanie. Zapomniałem o tym, kiedy się witaliśmy.

Dać mu w twarz? A może lepiej udusić? Wyraźnie się nią bawił. Ale skoro miał być jej facetem, nie mogła z tym nic zrobić. Kiedy weszli i usiedli w ławce, spojrzała na niego lodowato. Gdy Jonah posiał jej uśmiech, Lydie skupiła się na czytaniu scenariusza ceremonii.

– Zna ciocia te hymny? – zapytała.

– Pewnie tak… To coś poważnego? – szepnęła Alice.

– Co?

– Ty i twój facet.

O rany! Przecież nie będzie okłamywać ciotki.

– Pracuję nad tym – powiedziała wymijająco. Alice roześmiała się i już chciała coś powiedzieć, ale właśnie zaczęła się ceremonia. Panna młoda wyglądała olśniewająco. Matka trzymała się dzielnie, aż w końcu nie wytrzymała i sięgnęła po chusteczkę. Lydie ucieszyła się, że ojciec wspiera ją, gładząc delikatnie po ręku.

Pech chciał, że Jonah i Wilmot wpadli na siebie zaraz po wyjściu z kościoła.

– Jak się masz, Wilmot? – zapytał Jonah.

– Mam wobec ciebie dług. Musimy porozmawiać.

– Zadzwonię do ciebie.

– Gdybyś był tak łaskaw. – Wilmot odwrócił się do żony. – Pamiętasz Jonaha?

– Piękny dzień, nieprawdaż? – spytała jakby nigdy nic Hilary.

Jonah uśmiechnął się uprzejmie.

– Rzeczywiście, cudowny.

Lydie nie zdążyła mu wytłumaczyć, dlaczego rodzice uważają ich za parę. Chciała zrobić to teraz, jednak z niepokojem zauważyła, że ciotka zaczyna tracić siły, musiała się więc nią zająć. Przyjęcie ślubne odbywało się w domu rodziców panny młodej, w Alcombe Hall. Kiedy Lydie i Alice poszły w kierunku samochodu, Jonah natychmiast zaproponował swoją pomoc.

– Panno Gough, proszę. Zaparkowałem dużo bliżej. – Otworzył drzwi, nim Lydie zdążyła zebrać myśli. – Do zobaczenia, kochanie. – Nachylił się i pocałował Lydie w policzek.

Och, z jaką radością by go udusiła! Po pierwsze jak to możliwe, że przyjechał po niej, a jednak znalazł lepsze miejsce do parkowania? Poza tym jak śmiał samowolnie zabrać ciotkę Alice?!

Idąc do samochodu, Lydie zastanawiała się, co się z nią dzieje. Przecież powinna być Jonahowi wdzięczna, że przyszedł z pomocą. Ale czemu ją całował? Czemu bawił się jej kosztem? I dlaczego tak ochoczo podjął się roli jej faceta? Była mu winna pieniądze, nie miała pracy ani żadnego pomysłu, jak zwrócić dług. Do tego wszystkiego Jonah był taki przystojny…

Kiedy weszła do Alcombe Hall, zmusiła się do uśmiechu. Szybko odnalazła Jonaha i ciotkę. Świetnie się bawili w swoim towarzystwie i o rozmowie w cztery oczy nie było mowy.

Mimo że Alice podobał się ślub, dość szybko stało się jasne, że zaraz po posiłku powinna wracać do domu, rezygnując z dalszej części przyjęcia. Lydie niepokoiła się stanem zdrowia kochanej ciotki.

– Wyglądasz na zmartwioną – powiedział do niej Jonah.

– Sądzę, że powinnam już odwieźć ciocię.

– Tak, oczywiście. Odprowadzę was do samochodu, jak tylko będziecie gotowe.

Chwilę trwało, nim pożegnali się ze wszystkimi. Lydie widziała, że ciocia słabnie z każdą chwilą.

– Proszę się wesprzeć na moim ramieniu, panno Gough – powiedział Jonah. – Ten żwirowy podjazd może być niebezpieczny.

– Zostańcie tutaj, a ja pójdę po samochód – zaproponowała Lydie.

Jednak ciotka, mimo że siły opuszczały ją z każdą chwilą, nie chciała o tym słyszeć. Ruszyli wolno w stronę wozu.

– Jonah, zostaniesz na przyjęciu? – zapytała Lydie.

– Mówiłeś, że lubisz śluby. – Gdy tylko się uśmiechnął, dodała: – Przepraszam, że postawiłam cię w takiej sytuacji. Ciociu, proszę, możesz już wsiadać – zwróciła się do Alice.

Gdy starsza pani zniknęła w wozie, Jonah zapytał z powagą Lydie:

– O co w tym wszystkim chodzi?

– Sama już nie wiem, jak do tego doszło – przyznała. – Kiedy wróciłam do domu po spotkaniu z tobą, powiedziałam ojcu, że kazałeś mu nie martwić się o pieniądze. Że może o nich zapomnieć. Wiem, wiem, znowu skłamałam, ale mój ojciec bardzo się tym wszystkim gryzie. Koniecznie chciał z tobą porozmawiać, a ja stwierdziłam, zresztą tym razem zgodnie z prawdą, że ta sytuacja jest dla mnie bardzo trudna. Wesz równie dobrze jak ja, iż ten dług jest tylko mój. Więc powiedziałam, że nie chcę, żeby się z tobą spotkał. Dopytywał się, dlaczego. Powtórzyłam, że to dla mnie trudne.

– Rozumiem… Po prostu się zagalopowałaś.

– Dotąd nigdy nie kłamałam…

– Ale jak widać, całkiem nieźle sobie radzisz. Nie zamierzała tego komentować.

– Czułam się, jakbym stąpała po rozżarzonych węglach. Tata zauważył, że się czerwienię i pomyślał, iż ja… No cóż, uznał, że się w tobie zakochałam. A ja nie zaprzeczyłam. – Sama czuła, jak to idiotycznie brzmi, ale wreszcie mogła mówić prawdę. – No i wszystko wymknęło się spod kontroli. Zasugerowałam ojcu, że się spotykamy. Zresztą dzięki temu załatwiłam ci zaproszenie na ślub… Ojcu wydaje się, że masz do mnie słabość.

– Jesteś ładna, więc czemu nie? – W jego oczach pojawiły się ogniki. – Musisz jednak pamiętać, że wołami nie zaciągniesz mnie do ołtarza, bo takie mam zasady. Kochanie, na wszystko inne zgoda, ale o małżeństwie zapomnij. – Wcale nie przejął się tym, że w oczach Lydie pojawiła się dzika żądza mordu, tylko uśmiechnął się po swojemu, czyli wprost cudownie i niezwykle seksownie. Jednak ją to jeszcze bardziej rozsierdziło.