Выбрать главу

– Drań! – syknęła wściekle. Och, jak bardzo świerzbiła ją dłoń!

– Dzięki za dobre słowo. – Spoważniał. – Jak rozumiem, ustaliliśmy już wszystko.

– Chwileczkę… – Odczekała moment, by się uspokoić. – Obiecałeś mi powiedzieć, w jaki sposób mam oddać pieniądze.

– Chcesz, żebym powiedział to teraz?

– Czekam na to od tygodnia. Zamierzam pracować na dwa etaty i zacznę cię spłacać.

– Gdzie chcesz się zatrudnić?

– Tam, gdzie mnie przyjmą. Przede wszystkim myślę o opiece nad dziećmi, ale jestem gotowa na wszystko.

– Na wszystko? – Przyjrzał się jej uważnie.

– Tak, o ile będzie to zgodne z prawem. Uśmiechnął się pod nosem, potem spoważniał i zapytał:

– Ile masz lat?

– Dwadzieścia trzy… A o co chodzi?

– Chciałem się upewnić, że moja propozycja będzie legalna.

Zgromiła go wzrokiem i rzuciła ostro:

– Nie podoba mi się to, co powiedziałeś.

– Twoja ciotka czeka. – Spojrzał na samochód. – Wiesz, gdzie mieszkam. – Jego twarz była jak z kamienia, nic nie dało się z niej wyczytać.

– Nie wiem.

Wyciągnął z portfela wizytówkę i podał jej.

– Spotkajmy się jutro w moim mieszkaniu.

– Jutro? U ciebie?

– Tak.

Wiedziała, że znowu się nią bawił.

– Myślałam, że dzisiaj coś ustalimy.

– Sądzę, że będzie lepiej, jak zajmiesz się teraz ciotką. Cóż, miał rację.

– Nie mogę przyjść dzisiaj?

– Niestety mam inne plany.

– Zatem jutro.

Lydie przypomniała sobie blondynkę z teatru, i jej nastrój jeszcze się pogorszył.

– Po śniadaniu?

– Lubię pospać w sobotę. Późnym popołudniem.

– Jestem umówiona – powiedziała cicho.

– Lydie, jak możesz? Już mnie rzucasz? – spytał sarkastycznie.

– Zatem o której?

– Powiedzmy o siódmej.

– Niech będzie.

Lydie wsiadła do auta i ruszyła w drogę.

– Cóż za miły młody człowiek. Będzie cudownym mężem – powiedziała ciotka.

Lydie wzdrygnęła się. Na szczęście nie moim, pomyślała ponuro.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Ciotka drzemała przez całą drogę, Lydie mogła więc zastanawiać się nad tym, co zdarzyło się dzisiejszego dnia. Nie pojmowała postępowania Jonaha. Dlaczego chciał się z nią spotkać, zamiast od razu omówić zasady spłaty (Bugu? I te jego dziwne gierki… Po co drażnił się z nią, prowokował? To prawda, uratował jej rodzinę przed klęską, ale skoro twierdził, że postąpił tak, bo chciał odwdzięczyć się Wilmotowi, dlaczego zarzucał pajęczą sieć na jego córkę? Bo Lydie tak właśnie się czuła: jakby oplątywały ją niewidoczne, ale coraz mocniejsze nitki. Boże, w co ja wpadłam? – pomyślała ze strachem.

Gdy dojechała na miejsce, pomogła wejść ciotce do domu. Ponieważ Alice była bardzo blada, Lydie zaproponowała, że zostanie u niej na noc.

– Oczywiście, kochanie – ucieszyła się ciotka. – Wreszcie trochę ze sobą pobędziemy.

Lydie poczuła się winna. Co prawda pisywała do cioci regularnie, ale odwiedzała ją rzadko. Postanowiła, że to się zmieni.

Usiadły w saloniku i zaczęły gawędzić o tym i owym. W pewnej chwili ciotka zapytała:

– Kiedy znowu spotkasz się z Jonahem?

– Jutro.

– Świetnie wyglądacie razem.

Lydie nie podjęła tematu. Poplotkowały jeszcze trochę, wreszcie Alice postanowiła się położyć. Lydie najpierw zadzwoniła do pani Ross z informacją, że nie wróci na noc, a potem zaczęła myśleć o jutrzejszym spotkaniu. Ten drań wiedział, że miała inne plany, a jednak złośliwie wyznaczył taką godzinę, by je pokrzyżować. Może jednak uda się jej zobaczyć również z Charliem? Naprawdę potrzebował pomocy. Jak jednak miała to wszystko ustawić, skoro nie wiedziała, co tak naprawdę uknuł Jonah? Wystukała numer przyjaciela.

– Charlie, wybacz, ale nie będę mogła przyjść jutro.

– Lydie! Zupełnie nie wiem, jak rozmawiać z Roweną. Musisz mi pomóc. Jak mam się zachować w poniedziałek?

– Napomknęła, że chce się z tobą umówić, tak?

– Tak, ale…

– Co dokładnie powiedziała?

– Że słabo zna Londyn i czy…

– Świetnie, Charlie. Wymyśliła pretekst, by się z tobą spotkać.

– Wiem, ale…

– Chcesz z nią pójść na randkę, prawda?

– No tak. Tak sądzę, ale…

– Nie ma żadnego „ale”, Charlie. Czy Rowena spotykała się z którymś z twoich kolegów?

– Raczej nie. Paru facetów chciało się z nią umówić, ale wszystkim odmówiła.

– A ciebie zachęca. Coś ci to mówi?

– No nie wiem… – powiedział po chwili.

Lydie roześmiała się. Charlie był od niej starszy, ale czasami miała wrażenie, że jest małym chłopcem.

– To znaczy, że cię lubi.

– Nie mogę przy niej wykrztusić słowa.

– Może dlatego lubi cię bardziej niż twoich wyszczekanych kolegów.

– Naprawdę?

– A znasz jakiś inny powód? Musi cię lubić, skoro chce się z tobą spotkać.

– Więc powinienem pójść? Kochany Charlie.

– Oczywiście. Nie przegap tej szansy. Przecież Rowena bardzo ci się podoba.

Charlie wziął głęboki oddech.

– Czy uważasz, że powinienem ją pocałować?

– Na miłość boską, Charlie, masz dwadzieścia osiem lat, a ja nie jestem twoją matką.

Roześmieli się oboje. Potem pożegnali się w dobrych nastrojach.

Następnego dnia Lydie z ulgą zauważyła, że ciotka wygląda dużo lepiej. Została z nią do lunchu, a potem wróciła do Beamhurst Court. Jednak im bliżej było do spotkania z Jonahem, tym bardziej się denerwowała.

Gdy ubrana w szary kostium zeszła na dół, właśnie wrócili rodzice. Ojciec zapytał z uśmiechem:

– Już wychodzisz?

– Umówiłam się z Jonahem.

– Nie rozumiem, po co w ogóle wróciłaś do domu – stwierdziła chłodno matka. – Pani Ross powiedziała, że nie było cię ostatniej nocy.

– Zatrzymałam się u ciotki Alice. Nie czuła się zbyt dobrze.

– Jestem pewna, że nic jej nie jest.

– Bardzo łatwo się męczy.

– Czego się spodziewasz? Przecież jest po osiemdziesiątce, prawda?

– Wygląda naprawdę źle.

– Wszyscy wyglądamy nie najlepiej i to się nie zmieni, póki nie wyjaśni się cała ta sytuacja.

Lydie spojrzała na ojca. Siedział z zaciśniętymi ustami. Pomyślała, że matka mogłaby być dla niego milsza, ale nie chciała się wtrącać. Zdobyła się na radosny ton i powiedziała:

– Do zobaczenia.

– Zamierzasz wrócić wieczorem czy dopiero rano? – zapytała zjadliwie matka.

– Hilary, jak możesz! – wykrzyknął ojciec.

Lydie wyszła bez słowa. Kiedy wyjeżdżała za bramę Beamhurst, uświadomiła sobie, że według jej matki w sobotę znalazła sobie pretekst, by spędzić noc z Jonahem. Przecież nie wrócił na przyjęcie po tym, jak odprowadził ją do samochodu. Tak strasznie zaplątała się w tę grę pozorów… Wszystkiemu winna była matka, z drugiej jednak strony dzięki temu ojciec zyskał czas, by spokojnie pomyśleć o przyszłości. Dobrze się więc stało czy źle? Czuła zamęt w głowie.

Dotarła do budynku, w którym mieszkał Jonah. Ochroniarz wskazał jej drogę. Już po chwili stała przed jego drzwiami. Zadzwoniła.

– Wchodź, Lydie – powiedział z uśmiechem, a zmierzywszy ją wzrokiem, dodał: – Wiedziałem, że nie zostaniesz druhną panny młodej.