– O co ci chodzi? Nie zostałam i już. – Nie wiedziała, do czego zmierzał.
– Ponieważ jesteś zbyt piękna. – Wprowadził ją do salonu. – Żadna panna młoda nie zgodzi się na taką konkurencję.
– Dzięki. W ustach takiego znawcy kobiet to wyjątkowy komplement – rzuciła zgryźliwie. A może naprawdę uważał, że jest piękna?
Jednak Jonah zignorował zaczepkę.
– Usiądź, proszę. Napijesz się czegoś?
– Nie, dziękuję – odmówiła stanowczo. Żadnego alkoholu, gdyż mąci umysł. Kawę też sobie daruje, bo nie przyszła tu z przyjacielską wizytą, tylko w interesach. – Mam nadzieję, że nie zabierze nam to dużo czasu.
– Niepokoisz się, czy zdążysz na randkę? – przerwał jej niezbyt miło.
Spojrzała na niego chłodno, choć wszystko się w niej zagotowało.
– Niestety, musiałam ją odwołać, bo lubisz wysypiać się w soboty i wyznaczyłeś audiencję na siódmą.
Jej sarkazm spłynął po nim jak woda po kaczce.
– Podobał ci się ślub?
W co on grał? Po co ta towarzyska pogawędka, skoro mają konkretną sprawę do załatwienia? Jednak to Jonah rozdawał karty, czy raczej trzymał bank.
– Bardzo. A tobie? – zapytała słodko. – Przecież uwielbiasz śluby, o ile to nie ciebie obrączkują.
– To prawda… – Uśmiechnął się lekko. – Jak tam ciocia?
– Wczoraj była bardzo zmęczona, ale już się lepiej czuje.
– Byłaś u niej dzisiaj? Przecież mieszka w Oksfordzie.
– Nocowałam u cioci.
Jonah intensywnie wpatrywał się w nią.
– Lydie, czerwienisz się. Czyżbyś coś ukrywała?
– Co ci do tego?! – syknęła. – Zachowujesz się jak moja matka. Jest pewna, że wcale nie nocowałam u ciotki, tylko u ciebie.
– A dlaczego tak uważa? Czyżbyś miała w zwyczaju znikać z domu na noce? – Zupełnie nie przejmował się irytacją Lydie.
– Zawsze jesteś taki wścibski i arogancki? Nic ci do mojego życia! – Nie próbowała ukryć, jak bardzo jest wściekła.
– A zatem coś ukrywasz – podsumował spokojnie.
– Koniec tematu – stwierdziła ostro, choć wcale nie czuła się pewnie. Wiedziała, że Jonah nie odpuści, czuła się przyparta do muru. W tej rozgrywce była słabszą stroną, bo to na niej ciążył dług. Ważne było również to, że w gruncie rzeczy nie zrobiła nic złego czy kompromitującego, tylko sytuacja zmusiła ją do licznych kłamstw. Uznała więc, że lepiej opowiedzieć całą historię. W końcu Jonah też został w nią wplątany. – Jeśli tak bardzo interesuje cię moje życie osobiste, to dowiedz się, że poprzedniej soboty nocowałam u Charliego.
– U Charliego? To ten facet, z którym byłaś wtedy w teatrze?
– Tak. Czasami się u niego zatrzymuję, kiedy…
– Daruj sobie szczegóły – przerwał brutalnie. – Miałaś mi powiedzieć, dlaczego twoja matka uważa, że byłaś tu zeszłej nocy. – Mimo że starał się to ukryć, w jego głosie pobrzmiewała złość.
– Jonah, przestań się ciskać, tylko wysłuchaj, co mam do powiedzenia. To, że nocowałam u Charliego, ma swoje znaczenie.
– Nie wątpię… – mruknął złośliwie.
– Jonah!
– Dobrze już… Więc słucham.
– Kiedy w poniedziałek, po spotkaniu w twoim biurze, wróciłam do domu, tata pomyślał, że ja i ty…
– Sama go podpuściłaś, by tak myślał.
– Zamknij się! – wybuchnęła. – Mam dość tej rozmowy. Ustalmy zasady spłaty długu i wychodzę.
– Dług to jedno, a ta cała gmatwanina to drugie. Muszę wiedzieć, w co zostałem wmanipulowany – powiedział podniesionym głosem.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wreszcie Lydie poddała się. Cóż, Jonah, choć tak irytujący i arogancki, jednak miał rację.
– Tata pomyślał, że nie tylko się spotykamy. Uznał, iż zakochałam się w tobie. Ze to poważna sprawa.
– Nie wierzę, by sam do tego doszedł. Musiałaś go podprowadzić w tym kierunku. Tylko po co?
– Wystarczy! – Co z tego, że domyślił się prawdy? Miała dosyć tych kpin. Co tam dług, nie pozwoli drwić z siebie.
– Lydie, przepraszam. Milczę jak grób. Obrzuciła go wzgardliwym spojrzeniem.
– W podły sposób nadużywasz swojej pozycji. To, że jestem ci winna pieniądze, nie upoważnia cię do…
– Naprawdę nie chciałem cię urazić, próbuję tylko zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Usiadła, policzyła do dziesięciu, i znów zaczęła opowiadać:
– Tata stwierdził, iż prawie cię nie znam, że widziałam cię tylko dwa razy. Ja powiedziałam, że trzy, bo widziałam cię w teatrze w sobotę. Natychmiast sobie skojarzył, że tamtej nocy nie wróciłam do domu… no i sam rozumiesz. Moje słowa często są przekręcane – rzuciła na koniec, oskarżycielsko patrząc na Jonaha.
– Tak, rozumiem. Uznał, że razem spędziliśmy noc.
– Właśnie – przyznała cicho. Czuła się okropnie. – Dlatego – dodała szybko – udało mi się załatwić zaproszenie na ślub.
– To cała historia?
– Tak. – Zauważyła, że od dłuższego czasu Jonah nie mógł oderwać od niej oczu. – Może teraz wreszcie omówimy to, co naprawdę ważne, czyli spłatę długu – stwierdziła z determinacją.
– To może poczekać – powiedział dziwnie miękko. Lydie była zdumiona. Wystarczył serdeczny ton w jego głosie, a z niej natychmiast wyparowała cała złość. Dlaczego?
– Nie, nie może. Jonah, naprawdę jestem ci wdzięczna, ale muszę to wszystko jakoś wyprostować. Wpadłam w spiralę kłamstw i sobie z tym nie radzę. To prawdziwy koszmar. Zawsze mówiłam prawdę, życie toczyło się prostą drogą, a tu nagle…
– Biedna Lydie… – Uśmiechnął się. – Mam pewną propozycję…
– Tak?
– Umówmy się, że nie będziemy się oszukiwać.
– Podoba mi się. Nawet gdyby miało to być trochę żenujące?
– Nawet wtedy.
– W porządku, zgadzam się – powiedziała bez wahania.
– Więc na początek rzuć Charliego.
– Co?!
– Rzuć go – powtórzył twardo.
– Co to za absurd?
– Żaden absurd, tylko jedyne logiczne rozwiązanie. Skoro dla twojej rodziny jesteśmy parą, czy nawet narzeczeństwem, skoro… spędzamy razem noce, nie mogę pozwolić, byś romansowała z innym facetem. Twoi rodzice byliby bardzo zdziwieni – odparł chłodno.
Nie zamierzała tłumaczyć się, że z Charliem tylko się przyjaźni. Zamiast tego powiedziała stanowczo:
– W takim razie ty również zerwiesz ze swoimi przyjaciółkami.
– Nie masz prawa niczego ode mnie żądać – stwierdził szorstko.
– Owszem, mam. Żądam, byś podał warunki spłaty długu, i kończymy tę rozmowę. – Z jej oczu posypały się skry.
– Przecież musimy jakoś wybrnąć z tego galimatiasu.
– To mój problem. Powiem rodzicom, że zerwaliśmy ze sobą. Nie pozwolę, byś tak mnie traktował. Próbujesz bawić się w dyktatora. – Spojrzała na niego nienawistnie.
– Nie masz prawa niczego ode mnie żądać – powtórzył – bo sama nawarzyłaś tego piwa, a ja próbuję ci pomóc.
– Uśmiechnął się. – A tak nawiasem, to nie mam żadnych przyjaciółek. Nawet jednej skromnej przyjaciółeczki.
– Czyżby? Zatem w teatrze to była fatamorgana – zadrwiła.
– Nie zwykłem z niczego się tłumaczyć, ale skoro zawarliśmy układ… Cóż, ona należy już ab przeszłości.
– Czyżby? Nie zamierzasz się z nią spotykać? Zresztą to nie mój interes… byle tylko moi rodzice nie zobaczyli cię z inną kobietą.
– Raczej nie zobaczą. – Nachylił się w jej stronę. – Mówiąc szczerze, znudziły mnie te polowania.
– Zrezygnowałeś z kobiet? – zdumiała się.