Выбрать главу

Drżała. Co będzie, kiedy zostanie z nim sam na sam? Nie chciała o tym myśleć. Wyszła przed dom, by pogadać z ojcem, który kosił trawnik. Mama szczęśliwie gdzieś pojechała.

– Tato, dzwonił Jonah.

– Och, to dobrze. – Wilmot ruszył w kierunku domu.

– Już się rozłączył. Prosił, bym ci przekazała, że nie będzie go w kraju w tym tygodniu. Skontaktuje się z tobą po powrocie.

– To nie może tak trwać – szepnął przygnębiony.

– Słuchaj, tato, Jonah ma jakąś propozycję. Powiedział, że to dobre rozwiązanie – skłaniała.

– Naprawdę? Co to ma być? – ożywił się.

– Tego mi nie powiedział, ale Jonah uważa, że na pewno się zgodzisz, bo rozwiąże to wszystkie twoje problemy.

– Tak powiedział?

– Przecież znasz Jonaha.

– Wiesz, czasami zastanawiałem się, kto mógłby mi pomóc przerwać ten zaklęty krąg. I zawsze dochodziłem do wniosku, że tylko Jonah. Szkoda, że nie znasz żadnych szczegółów. Muszę więc poczekać do przyszłego tygodnia – powiedział raźno.

Dała ojcu nadzieję, ale na jak długo? Podczas weekendu Lydie ustali z Jonahem, jak ma spłacić dług, ale ojciec nie może dowiedzieć się, że wszystko wzięła na swoje barki. By kłamstwo nie wyszło na jaw, musi wciągnąć w spisek Jonaha, który powinien przedstawić ojcu jakąś fikcyjną propozycję… Boże, stąpa po coraz bardziej kruchym lodzie!

– Pojadę do ciotki Alice. Muszę się śpieszyć, by zdążyć przed jej popołudniową drzemką.

Musiała uciec od tych wszystkich kłamstw, poza tym naprawdę chciała pobyć trochę z ciotką. W rezultacie została u niej do czwartku.

– Jaka szkoda, że już musisz wracać. – Alice posmutniała. – Chciałabym mieć cię tu na stałe, ale wiem, że to niemożliwe. Dzięki, kochanie, to były takie miłe dni.

– Niedługo wpadnę do ciebie, ciociu.

– Bylebyś dla staruszki nie zaniedbywała tego, co najważniejsze. – Uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Pozdrów Jonaha. -. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – I ucałuj mamę – zakończyła z tak wielką słodyczą, że nie mogła być prawdziwa.

Lydie wybuchnęła śmiechem.

– Kocham cię, ciociu. Do zobaczenia.

Piątek przywitał ją deszczem. W równie pochmurnym nastroju była Lydie. Bała się spotkania z Jonahem, nie wiedziała, co powiedzieć rodzicom. Przecież nie będzie jej w domu przez dwa dni. Chciała skłamać, że znów jedzie do ciotki, ale w końcu wybrała prawdę.

– Weekend spędzę z Jonahem – powiedziała. Matka zacisnęła usta, ojciec życzył miłej zabawy. Gdy o szóstej wychodziła z domu, zadzwoniła sąsiadka ciotki, Muriel Butler. Powiedziała, że ciotka zasłabła.

– Co się stało? – zapytała pośpiesznie Lydie.

– To chyba serce. Widziałam, jak zemdlała w ogródku. Jest u niej lekarz.

– Już jadę – rzuciła Lydie i pobiegła w kierunku samochodu.

Po jakimś czasie zorientowała się, że jedzie za nią duży czarny samochód. Lydie znała go. To był wóz Jonaha. Nie miała pojęcia, dlaczego ją śledzi. Zjechała na pobocze i zatrzymała się. Czarna limuzyna stanęła tuż za nią.

– Jeśli tak się śpieszysz, by mnie zobaczyć, to przypominam, że jedziesz w złym kierunku – powiedział Jonah.

– Nie jadę do ciebie. Moja…

– Jak to? – Z trudem hamował złość. – Przecież byliśmy umówieni. – Jego głos stał się szorstki – Nie zamierzałaś spędzić ze mną weekendu, prawda? To była podpucha. Chodziło ci tylko o to, bym trzymał się z dala od twojego domu!

– Posłuchaj…

– Nie, to ty posłuchaj. – Ledwie panował nad swoim głosem. – Nikt nie będzie mnie oszukiwał.

– Ale…

– Gdzie jedziesz?! – warknął. Miała tego dosyć.

– Nie twój interes – rzuciła wściekła, wsiadła do samochodu i ruszyła jak rajdowiec. – Co za podła świnia! – warknęła z furią.

Spojrzała w tylne lusterko. Jonah jechał za nią. Chyba nie sądził, że to nie jest jego interes.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Dotarli do domu ciotki w rekordowym czasie. Ignorując Jonaha, Lydie wpadła do ogródka, gdzie spotkała Muriel Butler.

– Lekarz zadzwonił po karetkę. Zabrali pannę Gough do szpitala. To atak serca – powiedziała.

– Dziękuję, że zadzwoniła pani do mnie. – Lydie czuła, jak strach zacieka jej krtań. – Czy wie pani, do którego szpitala?

Usłyszała odpowiedź i pożegnała się szybko.

– Pojedziemy moim samochodem – powiedział Jonah. Lydie nie zamierzała się sprzeciwiać. Gdy dotarli do szpitala, Jonah przejął inicjatywę. Dowiedział się, gdzie zabrano pannę Gough i jak cień towarzyszył Lydie, gdy popędziła na oddział intensywnej terapii.

Czekali na zewnątrz. Lydie zdała sobie sprawę, że cieszy ją obecność Jonaha w takiej chwili. Po jakimś czasie lekarz poinformował ich, że ciotka prawdopodobnie nie przeżyje.

– Mogę ją zobaczyć? – spytała załamana Lydie.

– Jest nieprzytomna, ale może pani wejść.

Lydie zdała sobie sprawę, że mocno ściska dłoń Jonaha. Wszedł razem z nią. Ciotka leżała bez ruchu, była taka blada. Lydie straciła resztki nadziei. Wzięła ciotkę za rękę, pocałowała ją w policzek. Cóż mogła zrobić więcej?

– Powinnam zadzwonić do matki – powiedziała przez łzy, gdy wyszli na korytarz.

– Może ja to zrobię – zaproponował Jonah.

– Nie… Przecież są na spotkaniu. Nie ma ich w domu, a matka na pewno wyłączyła komórkę.

– Powiedz mi, gdzie są, przywiozę ich.

Lydie spojrzała na niego i poczuła, że się zakochuje.

– Och, Jonah! – wykrzyknęła, łkając.

– Bądź dzielna, kochanie. – Objął ją.

– A jeszcze wczoraj śmiałyśmy się z ciocią. Żartowała z mamy…

– Zapamiętaj ją taką.

– Ale przecież ona umiera. – Lydie nie mogła się uspokoić. – Posiedzę z nią. Proszę, powiedz parii Ross, naszej gospodyni, żeby powiadomiła rodziców.

– Oczywiście. – Jonah natychmiast sięgnął po komórkę.

Rodzice przyjechali o jedenastej, Alice zmarła pół godziny później. Lydie pomodliła się i wyszła przed szpital, gdzie czekał na nią Jonah. Mocno ją przytulił, a ona płakała jak dziecko w jego ramionach.

– Załatwię wszystkie sprawy na miejscu – powiedział Wilmot i dodał, patrząc na Jonaha: – Proszę cię, dopilnuj, by Lydie dotarła, bezpiecznie do domu.

– Oczywiście.

Ruszyli w drogę. Lydie milczała, pogrążona w smutku, zadumany Jonah też długo się nie odzywał. Wreszcie powiedział cicho:

– Przepraszam, że zachowałem się jak idiota. Nie wiedziałem.

Już dawno mu wybaczyła.

– Właśnie wybierałam się do ciebie, gdy zadzwoniła Muriel. – Przerwała na chwilę. – Czy możesz zawieźć” mnie do domu ciotki Alice?

– Nie chcesz jechać do siebie?

– Byłoby to tak, jakbym ją zostawiała, jakbym o niej zapominała.

Ruszył w kierunku Penleigh Corbett. Spędziwszy z nim kilka ostatnich godzin, Lydie zdała sobie sprawę, że Jonah jest bardziej wrażliwy, niż sądziła.

– Zamierzasz zostać tu na noc? – zapytał, gdy dojechali na miejsce.

– Tak.

– Czy chcesz, żebym był z tobą? Nie mam na myśli nic złego – dodał natychmiast.

– Wiem. – Miała wrażenie, że uczucie do niego narasta w niej z każdą chwilą. – Ale wolę pobyć tu sama.

Zrozumiał, i za to też go kochała.

– Masz klucze?

– Pod trzecią doniczką od lewej, W domku obok paliło się światło. Gdy Muriel pojawiła się na ganku, Lydie ze łzami w oczach przekazała jej smutną wiadomość.

– Mój Boże… Świeć, Panie, nad jej duszą… Kochanie, gdybyś czegoś potrzebowała, jestem w domu.

Gdy weszli do środka, Lydie powiedziała cicho: