– Dzięki, że… że byłeś.
Podszedł bliżej. Zatopiła się w jego błękitnym spojrzeniu.
– Poradzisz sobie, kiedy odjadę?
Kiwnęła głową. Jonah położył dłoń na jej ramieniu, nachylił się i delikatnie pocałował w skroń. Kiedy wyszedł, zadzwoniła do domu. Pani Ross już wyszła, zostawiła więc na sekretarce wiadomość, że nocuje w domu cioci. Gdy odłożyła słuchawkę, zaczęła płakać. I tylko gdy wspominała Jonaha, robiło się jej nieco lżej na duszy.
Następnego ranka Lydie zrozumiała, że musi pogodzić się ze śmiercią ciotki. Snuła się po domu i wciąż czuła jej obecność.
Około południa zadzwonili rodzice.
– Lydie, zostań tam, jak długo chcesz. Załatwię wszystko, co związane z pogrzebem – powiedział ojciec. – Wiemy, że byłaś bardzo związana z Alice, ale trzymaj się dzielnie.
– Tak, tato.
– Pa, kochanie. Jeszcze mama chce z tobą mówić.
– Jesteś sama? – zapytała bez ogródek Hilary.
– Tak.
– No cóż… Myślałam, że spotykasz się dzisiaj z Jonahem. Trzymaj się dzielnie. – Odłożyła słuchawkę.
Nie była jeszcze gotowa, by wrócić do domu. Zaczęła się krzątać. Uprała pościel, pozamiatała, wytarła kurze. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
To był Jonah. Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa. Czuła, jak ściska jej się serce.
– Myślałam, że będziesz w Hertfordshire – powiedziała niepewnie.
– Tam zawsze mogę pojechać. Zastanawiałem się, czy mogę ci jakoś pomóc.
Był taki ciepły i cudowny.
– Dzwonili moi rodzice. Zajmą się pogrzebem. Wejdź, proszę. Zrobię ci kawę.
Gdy zasiedli w kuchni, zapytał:
– Wracasz do domu?
– Jeszcze nie teraz.
– Dlaczego?
– Muszę przejrzeć rzeczy ciotki. Pewnie chciałaby, żebym to ja zrobiła. – Zamyśliła się na chwilę. – To wszystko jest nie tak. Ona zmarła zeszłej nocy, a ja mam przeglądać jej rzeczy… – I dodała cicho: – Nie chcę robić tego dzisiaj.
– A musisz?
– Nie. Znając ciotkę, na pewno zapłaciła czynsz z wyprzedzeniem, dlatego nie muszę jeszcze oddawać kluczy.
– Więc się nie śpiesz. Odpocznij trochę, dojdź do siebie. Jesteś taka mizerna. – Spojrzał na nią z troską.
– Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Bardzo kochałam ciocię Alice…
– Wiem, jakie to dla ciebie trudne. Może uporządkujesz rzeczy pq pogrzebie? Wtedy będzie ci łatwiej.
– Chyba tak zrobię.
– Spędźmy ten dzień ze sobą. Gdzieś cię zabiorę, dobrze? Zgódź się…
Serce jej zamarło.
– Spędzić dzień z tobą? – szepnęła.
– Gdyby nie wydarzenia ostatniej nocy, tak by się właśnie stało.
– Tak… – Spojrzała mu w oczy. – Nie wiem, jak zaplanowałeś ten weekend, ale… ale nie zamierzam iść z tobą do łóżka – wyrzuciła jednym tchem.
Jonah patrzył na jej zaczerwienione policzki i uśmiechał się. Pogłaskał ją delikatnie.
– Kochanie, odmówisz, jak ci to zaproponuję. Poczuła, że znów go nienawidzi.
– Zatem, co planujesz?
– Cokolwiek zechcesz. Pojedziemy na spacer, zjemy lunch, pójdziemy na jarmark. Może wygrasz puszkę fasolki. To jak?
Uśmiechnęła się.
Czy mógłby się we mnie zakochać? – pomyślała smętnie. Przypomniała sobie blondynkę z teatru. Wiedziała, jakie kobiety go pociągają. Równie dobrze mogłaby marzyć o gwiazdce z nieba.
– Wolałabym nie pokazywać się ludziom – zaczęła niepewnie. – Nie najlepiej wyglądam. Mogłabym coś dla nas przygotować.
– Przecież mówiłaś, że nie lubisz gotować.
– Dopisz mi następne kłamstwo. – Uśmiechnęła się lekko. – Chodźmy po zakupy.
Po chwili, gdy szli razem do sklepu, Lydie czuła, że wszystko się zmieniło. Że mogłaby z Jonahem rozmawiać o wszystkim zupełnie szczerze. Tak wspaniale do siebie pasowali, nawet wspólne milczenie sprawiało im przyjemność.
Lunch składał się z pieczonego kurczaka, ziemniaków i warzyw. Gdy pili poobiednią kawę, Jonah spojrzał z uwagą na Lydie i zapytał:
– Mogłabyś mi opowiedzieć o swoich chłopakach? Zdumiała się, po chwili jednak uznała, że to niezły pomysł. Potem zażąda rewanżu.
– Nie było ich zbyt wielu.
– Nie wierzę – zaoponował szczerze.
– Byłam chorobliwie nieśmiała.
– Zawsze byłaś kimś wyjątkowym. – Uśmiechnął się. – Kiedy miałaś szesnaście lat, przyszedłem do twojego ojca po pożyczkę. Musiałaś wiedzieć, dlaczego zjawiłem się u was. Choć byłaś nieśmiała, zaczęłaś ze mną rozmawiać. Chciałaś, żebym się poczuł lepiej.
– Tylko zaproponowałam ci herbatę.
– Byłaś czarująca.
– Och… – Czuła, jak serce zabiło jej mocniej.
– A co z Charliem? – zapytał nieomal jednym tchem.
– O kurczę! – wyrwało się jej. – Miałam do niego zadzwonić. – Była ciekawa, jak poszło mu z Roweną.
– Nieważne… – mruknęła, a by porzucić drażliwy dla Jonaha temat, dodała szybko: – Teraz twoja kolej. Najważniejsze kobiety w twym życiu, no i czy naprawdę już nie polujesz.
– Ciężkie jest życie myśliwego, który wciąż musi ruszać na łowy. Nie zazna taki spokoju.
– Biedaczyna… Naprawdę przeżywałeś tylko krótkie przygody? Nic trwalszego? – dopytywała się.
– Dwa razy próbowałem i dwa razy wszystko zawaliło się z hukiem- Z powodu…
– Kontrowersji na temat wspólnego mieszkania.
– Rozumiem. Samotny myśliwy woli mieć jaskinię tylko dla siebie. Już widzę, jak uciekałeś w popłochu.
– Zachichotała.
– Święte słowa. – Popatrzył na nią serdecznie. – Cudownie, gdy się uśmiechasz.
Jonah pomógł Lydie przeczekać najtrudniejsze chwile. Milczał, gdy widział, że tego potrzebuje, lub zabawiał rozmową.
– Słyszałam, że twój ojciec sprzedał rodzinny biznes – powiedziała w pewnej chwili.
– Tak, przed czterema laty. Stało się to, gdy mój brat Rupert założył własną firmę. Ja zrobiłem to trzy lata wcześniej, bo źle mi się pracowało pod okiem ojca.
– Pewnie wybuchła burza w rodzime. – Obiło jej się o uszy, że Ambrose Marriott był człowiekiem bardzo apodyktycznym.
– Ojciec by! tak wściekły, że zerwał ze mną kontakty. Kiedy jednak Rupert również odszedł, ojciec sprzedał cały interes. Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się żadnych pieniędzy.
– Ale w końcu je dostałeś.
– Ojciec, choć choleryk, zawsze był sprawiedliwy wobec nas. Otrzymaliśmy tyle samo.
– Wtedy oddałeś dług mojemu ojcu.
– Oddałbym i tak, ale mogłem to zrobić przed terminem. Wilmotowi zawdzięczam nie tylko kapitał początkowy, dzięki czemu wystartowałem. Twój ojciec jako jedyny uwierzył we mnie, a na to nie ma ceny.
– Dlatego wystawiłeś mi czek… – powiedziała cicho. – Oddam ci co do grosza, całą sumę. Myślałeś już o czymś innym niż miesięczne spłaty?
– Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, Lydie.
– Dług obciąża mnie, ale mój ojciec nie wie o tym, a jest bardzo honorowy.
– Wiem.
– Prawie sprzedał dom i nadal jest gotów to zrobić.
– Chce sprzedać Beamhurst Court?!
– To wszystko, co mu pozostało.
– Ale ten dom jest w waszej rodzinie od zawsze.
– Ojciec wpadł w depresję, nie radzi sobie z myślą, że jest ci winien pieniądze. To moja matka się sprzeciwia sprzedaży.
– Tak bardzo kocha Beamhurst? Jak ty?
– Nie… Chce, by Oliver dostał go w spadku.
– Słyszałem, że twój brat buduje pałac na terenie posiadłości Ward-Watsonów.
– Ma w nosie Beamhurst – rzuciła szorstko.
– Rozumiem… – Jonah zadumał się.
Gdy cisza przedłużała się, Lydie poczuła wyrzuty sumienia. Pewnie Jonaha już znużyła rola dobrego samarytanina.