Jonah odgarnął niesforne kosmyki z jej czoła.
– Cieszę się, Lydie – powiedział dziwnie miękko i lekko ją pocałował.
– Nie… nie teraz – szepnęła.
Wiedział, że Lydie potrzebowała trochę czasu, by dotarto do niej, co się naprawdę stało.
– Powinniśmy już wracać – zasugerował. Ruszyli w stronę domu.
– Tak… Na razie nic nie mówmy o naszych zaręczynach. To dzień pogrzebu ciotki.
– Masz rację. – Spojrzał na nią i uśmiechnął się. – Zobaczysz, będzie nam razem dobrze. Uwierz mi. Powiemy twoim rodzicom, kiedy goście wyjdą. – Zastanowił się przez chwilę. – Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
– Tak, oczywiście. – Wiedziała, że pytał tylko przez grzeczność, bo i tak zawsze robił to, co sam uznał za właściwe.
Nie było jednak czasu, by drążyć ten temat, bo natknęli się na Wilmota, który starając się ukryć zdenerwowanie, krążył przed domem.
– Byliśmy na spacerze – powiedziała Lydie, czerwieniąc się. – Czy Jonah może zostać na kolacji?
– Oczywiście – odpowiedział ojciec i po raz pierwszy od długiego czasu uśmiechnął się.
To dodało jej otuchy. Dobrze zrobiła, zgadzając się na małżeństwo z Jonahem. Nie wiedziała, jak ułoży się jej życie, pokaże to dopiero przyszłość, ale przynajmniej ojciec przestanie się zadręczać.
Kuzyni pomału wychodzili. Kitty do końca kręciła się koło Jonaha, ale Lydie już się tym nie denerwowała. Gdyby piękna kuzynka wiedziała, jak mają się sprawy… Nie był to jednak czas, by powiadamiać o zaręczynach.
Spostrzegła, że Jonah i ojciec ponownie zniknęli w gabinecie. Ubodło ją to. Znów coś się działo za jej plecami. Była przekonana, że Jonah zamierza poinformować jej ojca o przyszłym ślubie. Znów działał sam, nie oglądając się na nią. Odłożyła jednak tę sprawę na później.
Podczas kolacji Wilmot, ku zdziwieniu żony, wstał od stołu i po chwili wrócił z butelką szampana.
– Co byś powiedziała, gdybyśmy zyskali syna?
– Och! – zdołała tylko wydusić Hilary.
– Jonah poprosił Lydie o rękę, a nasza córka się zgodziła.
– Naprawdę zamierzacie się pobrać?
– Czy to taka niespodzianka, mamo? – zapytała sarkastycznie Lydie.
Hilary szybko pozbierała się po szokującej wiadomości.
– Jestem taka szczęśliwa – powiedziała szczerze. Jednak jej nastrój znacznie się pogorszył, gdy Jonah stwierdził, że chce, by ślub odbył się jak najszybciej.
– Ależ to wymaga odpowiedniej oprawy! Trzeba co najmniej roku, by zorganizować wszystko jak należy.
Jonah spojrzał na przyszłą teściową. Lydie miała wrażenie, że matka rozpuści się pod jego wzrokiem. Uświadomiła też sobie, że ta sprawa, co chyba oczywiste, też jej dotyczy.
– Jeszcze nie uzgodniliśmy terminu – stwierdziła szorstko.
Jonah drgnął, lecz matka kompletnie ją zignorowała.
– Sześć miesięcy? – zapytała, patrząc na Jonaha.
– Maksymalnie sześć tygodni – stwierdził stanowczo. – Takie jest moje zdanie. – Z uroczym uśmiechem zwrócił się ku Lydie: – Co o tym sądzisz, kochanie?
Sześć tygodni? Już za sześć tygodni ma zostać jego żoną?
– To bardzo mało czasu – powiedziała po długiej chwili milczenia.
– Przemyślcie to jeszcze – zasugerował Wilmot.
– Półtora miesiąca?! Wykluczone! – krzyknęła Hilary.
– Uspokój się… – szepnął do niej mąż, który wyczuł, co gnębi Lydie. – Ta decyzja należy do naszej córki i Jonaha.
– Więc jak, Lydie? – spytał niecierpliwie Jonah.
– Wyjdźmy na chwilę – powiedziała stanowczo. Zgodził się potulnie. Wyczuł pismo nosem i już układał plan, jak udobruchać Lydie.
Gdy znaleźli się na zewnątrz, z miejsca zaatakowała:
– Czy nie uważasz, że razem powinniśmy zawiadomić rodziców o naszych planach? Czy nie uważasz, że mówiąc najpierw o tym ojcu, postawiłeś mamę w idiotycznej sytuacji? Czy nie uważasz, że termin ślubu to również moja sprawa? Czy tak wyobrażasz sobie nasze wspólne życie? Że będę ci we wszystkim potakiwać? Że wyrzeknę się siebie, a o wszystkim będziesz decydować ty?
Była wściekła i bardzo rozżalona.
– Lydie, to nie tak…
– A jak?
– Z Wilmotem rozmawiałem o interesach. Ciebie to nie dotyczy. Jak się spodziewałem, prosił o dyskrecję. Ty, Oliver i twoja matka dowiecie się o tym w swoim czasie. Tak zdecydował i muszę to uszanować. Oczywiście zapytał mnie, czy przyjęłaś moje oświadczyny. Musiałem powiedzieć prawdę.
– A termin ślubu?
– Gdy prosiłem cię o rękę, nie kryłem się, że zależy mi, byśmy pobrali się jak najprędzej. Byłem pewien, że się z tym zgadzasz. Jeśli masz inne zdanie…
– Nieważne, jakie mam zdanie. Ważne, że nie uzgodniłeś tego ze mną.
Delikatnie ją przytulił.
– Oczywiście masz rację. Przepraszam.
Miękła w jego objęciach. Cóż mogła na to poradzić?
– Jonah, nienawidzę, gdy coś, co mnie dotyczy, dzieje się bez mojego udziału.
– Będę o tym pamiętał. Obiecuję. – Musnął ustami jej czoło. – Więc jak? – Uśmiechnął się po swojemu, czyli czarująco. – Rok, pół roku czy sześć tygodni?
Roześmiała się.
– Na kogo wypadnie, na tego bęc. Zadecyduje mały palec lewej ręki. – Patrząc na dłonie, zaczęła mruczeć jakąś dziecięcą wyliczankę. – Bęc!
– No i?
– Sześć tygodni.
– Świetnie! Ale przyznaj… z góry to ukartowałaś?
– Tego nigdy się nie dowiesz. – W jej oczach zamigotały wesołe skry.
Roześmiał się beztrosko, a potem wziął Lydie za rękę.
– To co, wracamy?
Gdy weszli do pokoju, rodzice nie kryli niepokoju, jednak pogodne twarze Lydie i Jonaha mówiły same za siebie.
– Ślub odbędzie się za sześć tygodni – poinformowała Lydie.
– O mój Boże! – jęknęła matka, ale już nie oponowała.
– Moja mama chętnie włączy się w przygotowania – powiedział Jonah.
– Nie trzeba. Poradzę sobie sama – odparła dumnie Hilary.
Po kolacji Lydie odprowadziła Jonaha do samochodu.
– Czy twoja mama naprawdę nam pomoże? – zapytała z wahaniem.
– Spróbuj ją powstrzymać.
Kiedy podeszli do samochodu, Jonah wyjął malutkie pudełeczko. W środku znajdował się pierścionek z brylantem i szmaragdami.
– Zobaczymy, czy pasuje?
– Och, Jonah – szepnęła, gdy wsuwał jej pierścionek na palec.
Mocno ją przytulił.
– Moi rodzice pragną cię poznać. Może zjemy z nimi kolację jutro wieczorem?
To wszystko miało jakiś nierealny wymiar. Nagle została narzeczoną, ustalono datę ślubu… Spojrzała na pierścionek. Był bardzo rzeczywisty. Co jej przyniesie los?
– Tak, oczywiście. Nie mogę się doczekać – Lydie, jak będziesz tak kłamać, urośnie ci długi nos. – Jonah roześmiał się, wsiadł do auta i odjechał.
Lydie nie mogła zasnąć tego wieczoru. To prawda, kochała Jonaha i powinna być szczęśliwa z powodu zaręczyn, a jednak coś ją dręczyło. Gdyby nie dług i jej liczne kłamstwa, nigdy by do tego nie doszło. Już nie wątpiła w szczere intencje Jonaha, tyle że nie jej one dotyczyły. Chciał ratować jej ojca, któremu tak wiele zawdzięczał, więc posłużył się córką.
Zarazem jednak brał sobie na głowę żonę, której nie kochał. Nie pocałował jej, o wyznaniu miłości nawet nie wspominając… To jakiś absurd, pomyślała.
Musiał mieć w tym jakiś ukryty cel. Nagle zrozumiała, że jednak chodziło o nią. Jonah łatwo mógł dogadać się z ojcem. Jeśli ona na to wpadła, tym bardziej dla niego było to oczywiste. Ojciec był znany w świecie biznesu ze znakomitych analiz rynku oraz miał dobre kontakty w Europie Środkowej, a Jonah, o czym wiedziała, przymierzał się do tamtych terenów. Dlaczego nie zaproponował ojcu, by pracował dla niego w tym charakterze? Byłoby to rozwiązanie zarówno honorowe, jak i korzystne dla obu stron. Dobrym analitykom płacono dużo, ojcu starczyłoby więc na solidne miesięczne raty, jak i na życie.